Warhammer: Chaosbane to esencja niemieckiego świata fantasy: ponura, momentami wręcz bura gra, w której jedynym pewnikiem jest zalew nieprzebranych hord sług bogów Chaosu. Ten hack’n’slash w stylu Diablo może się spodobać, szczególnie jeżeli stylistyka wypełniona czaszkami i wykrzywionymi gniewnie twarzami sług Chaosu jest czymś, co lubicie.
Warhammer: Chaosbane to Diablo z ograniczonym budżetem – nie powinno to dziwić. Zespół Eko Software nie może się równać z gigantem, jakim jest Blizzard. Widać to po powtarzalności – ani środowiska, jakie przemierzamy, ani wrogowie, z którymi zmagamy się przez kolejne rozdziały historii, nie są specjalnie zróżnicowani. Z przygody da się jednak wykrzesać kilkanaście godzin przyzwoitej zabawy.
W trakcie gry przemierzymy kilka biomów – od miejskich kanałów, po zasypane śniegiem lasy, motywem przewodnim jest jednak chaos, który – za wyłączeniem kilku oryginalnych i unikalnych dla danego aktu wrogów – jest wszędzie mniej więcej taki sam. Na tych bardziej wyjątkowych elementach rozgrywki spoczywa ciężar utrzymywania naszego zainteresowania.
Powodem, dla którego gra potrafi irytować, gdy gramy samodzielnie, są słabo podłożone głosy. Mając kogoś obok, jesteśmy w stanie ignorować te niedociągnięcia i wtedy bawimy się najlepiej. Z przerywników filmowych bije wręcz Warhammerowy klimat, kiedy jednak zamiast animowanych sekwencji oglądamy rozmowy postaci w grze, chcemy je przewinąć, by przejść do wykonywania kolejnego zadania.
Fabuła nie jest jednak najważniejszym elementem w grach hack’n’slash, znacznie bardziej interesująca jest tu zawartość końcowa, czyli to, za co się bierzemy, gdy przebijemy się już przez historię. Warhammer: Chaosbane oferuje kilka zajęć, od polowania na bossów, przez szukanie relikwii – to tutaj mamy szansę na skompletowanie najlepszych, czerwonych elementów opancerzenia. Nie jest to coś, nad czym spędzimy dziesiątki godzin, bo po wyliczonej na jakieś osiem-dziesięć godzin kampanii fabularnej polowanie na najcenniejsze skarby dodaje każdej postaci mniej więcej drugie tyle czasu gry, jednak trudno nazwać to dyskwalifikującym, szczególnie jeżeli klepanie bossów to nasz kawałek chleba.
Gra daje możliwość wyboru między czwórką postaci, które reprezentują dość standardowe role. Mamy więc tłukącego się wręcz krasnoluda o dużej mobilności i obrażeniach, „tanka” z Imperium potrafiącego przyjąć spore obrażenia, elfią łuczniczkę i elfa czarodzieja. Każda z nich dysponuje zestawem umiejętności, które widzieliśmy już w pięciu innych grach.
Zdolności zbalansowano w ten sposób, że wyraźnie widzimy te lepsze i gorsze – nie ma tu zbyt wiele miejsca na eksperymentowanie i szukanie optymalnej konfiguracji postaci. Przed ekwipowaniem samych najbardziej ulepszonych wariantów umiejętności powstrzymuje nas system punktów, które możemy „rozdać”, ekwipując kolejne sztuczki, nigdy nie będziemy więc „optymalni”. Tym, czego trochę brakuje, jest synergia między poszczególnymi zdolnościami – na wysokich poziomach znajdziemy kombinacje, optymalne kombinacje, ale zależne są one bardziej od sprzętu niż drzewka umiejętności.
Początkowo znajdujemy przedmioty, które różnią się od siebie paroma cyferkami, przez co całe uzbrajanie bohatera możemy robić praktycznie na ślepo. Kiedy wreszcie dotrzemy do najlepszych, czerwonych elementów uzbrojenia, gra zmienia się w zabawę w kompletowanie zestawów, które z kolei dają nam specjalne umiejętności… drastycznie potężniejsze niż wszystko, co czeka na nas na drzewku rozwoju postaci.
Chaosbane to produkcja, w której wyraźnie czuć Warhammera. Jeżeli mamy ochotę zagłębić się w Stary Świat, zobaczyć znajome miejsca i poczuć, że walczymy z zalewem Chaosu, ta produkcja może być dobrym wyborem.
Szwankuje polska lokalizacja, jednak w grze zdominowanej przez bonusy wyrażone cyframi i procentami i proszącej się wręcz o przeskakiwanie dialogów, nie jest to problem. Widać też stałą poprawę – od premiery twórcy załatali i naprawili już parę elementów, czyniąc całą zabawę odczuwalnie przyjemniejszą. Daje to nadzieje, że jak wiele produkcji w naszych czasach z biegiem miesięcy będzie Chaosbane będzie coraz lepszy.
Autor: Artur Cnotalski