Gry to rozrywka, która powinna dawać frajdę. Zdaje się, że niektórzy trochę o tym zapomnieli.
Premiera Sekiro: Shadows Die Twice poruszyła ważny temat, którym gracze żyją już od ponad dwóch tygodni. Chodzi mianowicie o bardzo wysoki poziom trudności, jaki oferuje najnowsza produkcja studia From Software. Gracze podzielili się na dwa obozy - jedni chcą wymagających gier, natomiast drudzy żądają, żeby twórcy dodawali do każdej gry tzw. easy mode. Oczywiście świat nie jest zero-jedynkowy, dlatego postanowiłem podzielić się swoją opinią na ten temat.
Przede wszystkim chciałbym od razu zaznaczyć, że ukończyłem Sekiro (tak jak resztę gier From Software), więc teoretycznie łatwy poziom trudności nie powinien mnie interesować. Tyle, że interesuje, ponieważ pojedynek z ostatnim bossem tak bardzo mnie zmęczył, że przestałem odczuwać jakąkolwiek satysfakcję z ukończenia gry. Nawet jeśli byłaby taka możliwość, to i tak nie przełączyłbym na easy mode. W moim przypadku nie chodziło już o to, aby zobaczyć napisy końcowe, lecz żeby przezwyciężyć swoje słabości. Postawmy się jednak na miejscu osoby, która wyda prawie trzysta złotych na grę, jest zachwycona jej klimatem oraz świetnie zaprojektowaną rozgrywką. I blokuje się na jednym z początkowych bossów. W dalszej części gry może poradziłaby sobie całkiem nieźle, ale nigdy się o tym nie przekona, bo nie jest w stanie przeskoczyć ponad pewien poziom. Nie każdy ma tyle wolnego czasu i samozaparcia, żeby traktować takie coś jako zachętę do dalszego działania. W wielu przypadkach skończy się to sprzedaniem gry i ogromnym poczuciem niedosytu.
Osobiście jestem zwolennikiem wprowadzania różnych poziomów trudności do gier. Jasne, Sekiro: Shadows Die Twice nie jest produktem koniecznym do przeżycia, ale przecież nie o to w tym chodzi. Właśnie z tego względu podałem przykład osób, które nie chcą easy mode "bo tak", tylko utkną w pewnej fazie rozgrywki, kiedy zdążą wkręcić się już w atmosferę gry. Bawią mnie komentarze zatwardziałych graczy, twierdzących, że zubożyłoby to rozgrywkę. Komu by zubożyła? Im przecież nie, ponieważ nadal przechodziliby grę, tak jak oryginalnie pragnęli tego twórcy. Jeżeli jednak elita graczy czułaby się urażona, to wystarczy przecież prosty system blokowania trofeów po skorzystaniu z modów lub wybraniu łatwego poziomu trudności. Wtedy "słabsi" gracze nie mogli by się chwalić ukończeniem Sekiro, żeby nie urazić delikatnych dusz zapaleńców.
Swoją drogą, patrzenie na produkcje From Software przez pryzmat poziomu trudności jest dla mnie niezrozumiałe i mocno krzywdzące. Gdyby tylko o to chodziło, producent nie musiałby martwić się o przygotowanie skomplikowanego lore i świata gry. A to właśnie odkrywanie sekretów Yharnam w Bloodborne było najciekawszych elementem zabawy. Tutaj można było jednak przyzwać innych graczy, którzy pomagali w starciach z trudniejszymi bossami. Pamiętajcie, świat nie kręci się wyłącznie wokół naszych osobistych przekonań - różni gracze mają różne potrzeby. Wprowadzenie kilku poziomów trudności (albo rozwiązań jak z soulsów - coop) jest według mnie idealnym kompromisem dla wszystkich grup.
„Krótko o…” to seria poświęcona komentarzom aktualnych wydarzeń, wrażeniom z betatestów, minirecenzjom mniej popularnych tytułów oraz rozszerzeniom do gier, dla których nie starczyło czasu na szersze opisanie.
Autor: Łukasz Morawski