Data modyfikacji:

Royal Edition, czyli dlaczego warto dać drugą szansę Kingdom Come: Deliverance

W dniu premiery wiele osób było rozczarowanych Kingdom Come: Deliverance. W gronie tym znalazł się też Łukasz, który koniec końców postanowił nie wystawiać oceny końcowej grze czeskiego Warhorse Studios, z uwagi na liczne błędy, z jakimi ta się borykała. Chociaż moje doświadczenie z tytułem nie było wolne od podobnych problemów, spędziłem z grą prawie sto godzin, świetnie się przy tym bawiąc, ale zrzucam to raczej na karb mojej fascynacji historią i archeologią niż rycerską niezłomność Henryka, który jest bohaterem KDC. 
Kingdom Come Deliverance
Niedawno na sklepowych półkach pojawiła się "Królewska Edycja" Kingdom Come: Deliverance, której największą, ale nie jedyną zaletą są wszystkie dodatki DLC, jakie ukazały się do tej pory.

W tym kompletnym wydaniu znalazły się m.in.: Treasures from the Past, From the Ashes, Amorous Adventures, Band of Bastards i A Woman's Lot. Jak to często w przypadku DLC bywa, ich poziom jest nierówny.

Gdybym miał kupować je osobno, na pewno nie zdecydowałbym się na każde, dlatego dobrze, że twórcy postanowili wydać kompletną, królewską edycję.

Nierówny poziom DLC nie zmienia jednak faktu, że Kingdom Come: Deliverance może pochwalić się jednymi z najciekawszych misji w historii gatunku. Nawet słabsze zadania biją swoją oryginalnością na łeb na szyję sztampę, jaką oferuje większość współczesnych gier role-playing, a zwłaszcza fantasy inspirowanych naszym średniowieczem. 

Przeczytaj także: Pierwsze wrażenia z Godhood
Spodobały mi się zwłaszcza dodatki Band of Bastards, w których z grupą najemnych wojowników przemierzamy świat gry w poszukiwaniu rabusiów, czy From the Ashes, gdzie podnosimy z ruin Przybysławice.

Zaletą posiadania wszystkich DLC jest to, że kładą one nacisk na różne aspekty rozgrywki, dzięki czemu doświadczenie jest bardziej pełne, kiedy zagramy w każde z nich.

W Band of Bastards jest to walka, a we From the Ashes gospodarka (przygotujcie się na konkretne wydatki!), ale nie zabrakło też humoru i wątków całkiem poważnych, czyli wszystkiego tego, za co pokochałem Kingdom Come: Deliverance.

Ucieszył mnie zwłaszcza powrót Jana Ptaszka, którego wątki wspominam najmilej.
Jeżeli, tak jak Łukasz, odbiliście się od gry Warhorse Studios w zeszłym roku, premiera Royal Edition to doskonały moment, aby dać Kingdom Come: Deliverance drugą szansę.

Tytuł nadal nie jest wolny od błędów, ale są one na pewno mniej uciążliwe niż rok temu. Z największą chęcią powróciłem do średniowiecznych Czech i wsiąkłem w świat gry na kolejnych kilkanaście godzin.

Jeżeli natomiast nie mieliście jeszcze okazji zagrać w grę Warhorse Studios, czas najwyższy nadrobić zaległości!

Grę do testów dostarczyła firma CDP, za co serdecznie dziękujemy!