Marka po raz kolejny powraca do czasów II wojny światowej za sprawą studia Sledgehammer Games. Czy tym razem twórcy ponownie sprostali oczekiwaniom fanów? O tym przekonacie się z recenzji Call of Duty: Vanguard.
Polecamy: Gry podobne do Call of Duty
Serię Call of Duty śledzę od samego początku i z przykrością obserwowałem, jak w pewnym momencie zaczęła przygasać, tak samo jak mój poziom ekscytacji wraz ze zbliżającymi się premierami kolejnych części. Na szczęście Activision w porę wzięło się w garść, czego najlepszym dowodem jest Modern Warfare z 2019 roku. Za grę odpowiadało studio Infinity Ward, które po raz pierwszy wykorzystało nowy silnik graficzny. Dało to marce ogromnego kopa, ponieważ od tamtej pory cykl nie tylko wygląda lepiej, ale daje także lepszy feeling korzystania z broni oraz umożliwia wprowadzanie do gameplayu nowych, ciekawych mechanik.
Wydane rok później Black Ops – Cold War również bazowało na IW Engine, co oczywiście zaowocowało fenomenalną oprawą wizualną. Nad tym tytułem z kolei pracowała ekipa Treyarch, która w niezwykle ciekawy sposób przedstawiła konflikt osadzony w czasach zimnej wojny. Twórcy pokusili się także o prosty kreator postaci, umożliwiający dobranie kilku unikatowych cech, mających wpływ podczas walki z przeciwnikami.
Gra oferowała także o wiele bardziej różnorodne misje, dawała możliwość oznaczania oponentów, itp. Czuć było, że proces ewolucji marki trwa w dalszym ciągu, dlatego z niecierpliwością wyczekiwałem premiery Call of Duty: Vanguard, z nadzieją na jeszcze lepszą grę. Zwłaszcza, że odpowiedzialne za ten tytuł Sledgehammer Games nieco zawiodło mnie kilka lat temu odsłoną Call of Duty: WWII.
Deweloper postanowił powrócić do realiów II wojny światowej, choć tym razem trochę inaczej podszedł do tematu. Studio postanowiło przygotować mieszankę historycznych bitew z całkowitą fikcją, rozgrywającą się u schyłku tego kilkuletniego konfliktu. W grze przejmujemy kontrolę nad grupą żołnierzy do zadań specjalnych, którzy w 1945 roku zostali wysłani do Hamburga w celu odkrycia tajemnicy kryjącej się za projektem „Projekt Feniks”. Sprawy oczywiście nie układają się tak jak należy, przez co bohaterowie trafiają do nazistowskiej niewoli. Tam próbują walczyć o życie, jednocześnie wspominając swoje dokonania sprzed kilku lat.
Główny wątek fabularny jest stosunkowo mizerny, ale ma parę interesujących momentów. Wynikają one jednak przede wszystkim z fenomenalnie wyreżyserowanych przerywników filmowych, których warstwa wizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Zdecydowanie bardziej porwały mnie wspominki protagonistów, choć i tutaj nie zawsze było kolorowo.
Najgorzej wypada wątek Arthura Kingsleya, w którym po raz kolejny w historii gier wojennych bierzemy udział w operacji Overlord. Na szczęście z każdą kolejną misją, gra nabiera rumieńców – zdecydowanie najbardziej ekscytująca była kampania Lucasa Riggsa, jednego z tzw. Szczurów Tobruku, działających na terenie Afryki Północnej.
Kampania fabularna miewa parę nudnych momentów, ale w ogólnym rozrachunku oceniam ją bardzo pozytywnie. Co prawda w serii Call of Duty najbardziej doceniam widowiskowe walki, lecz nie przeszkadza mi to, że twórcy ograniczają liczbę takich etapów, dając wybrzmieć innym rodzajom zadań. Dzięki temu, w Call of Duty: Vanguard nie tylko bierzemy udział w wielkich bitwach piechoty, ale także siadamy za sterami samolotów, polujemy na bossa mając w ręku wyłącznie nóż, skradamy się i eliminujemy oponentów po cichu lub wspinamy po budynkach, niczym w Dying Light. Przez to wszystko gra nieco wypada z tempa, ale za to nie można zarzucić jej braku różnorodności.
Call of Duty: Vanguard to bardzo przyjemna strzelanka, która z pewnością przypadnie do gustu fanom cyklu. O trybie multiplayer nie wspominałem zbyt wiele, ponieważ nie różni się od zbytnio od tego, z czym mieliśmy do czynienia w dwóch poprzednich odsłonach – każdy z tytułów posiada nawet ten sam interfejs. Podobnie jak w WWII, tutaj też twórcy dosyć mocno poluzowali realia historyczne.
Nie zdziwcie się więc, jak podczas zabawy zobaczycie nowoczesne skórki dla starych broni, czy ulepszenia, o jakich nie byłoby mowy w tamtych latach. Początkowo trochę mi to przeszkadzało, ale na szczęście ciekawe mapy oraz zróżnicowane tryby zabawy sprawiły, że z pewnością ponownie spędzę dziesiątki godzin na rozgrywkach wieloosobowych.
Grę do testów dostarczyła firma Kool Things, za co serdecznie dziękuję!
Już poprzednia odsłona Call of Duty dostępna była na konsolach nowej generacji, dlatego też nie mogło zabraknąć Vanguard na PlayStation 5 i Xbox Series X|S. Oczywiście nie oznacza to, że Activision zdecydowało się już na porzucenie starszych platform – w dzieło studia Sledgehammer Games nadal można zagrać na PlayStation 4 i Xbox One. Oprócz tego, oczywiście w sprzedaży dostępne jest także wydanie na komputery osobiste.
Najnowsza odsłona cyklu trafiła do sprzedaży 5 listopada 2021 roku. Produkcja dostępna jest zarówno w wersji cyfrowej, jak i pudełkowej – dotyczy to jednak wyłącznie edycji na konsole Sony i Microsoftu, ponieważ PC nie otrzymało wydania fizycznego.
Activision już od dawna oferuje w swoich grach polskie wersje językowe, dlatego nie inaczej jest w przypadku Call of Duty: Vanguard. Podobnie, jak w poprzednich odsłonach cyklu, tutaj również otrzymaliśmy rodzime napisy oraz pełnoprawny dubbing.
Autor: Łukasz Morawski