Data modyfikacji:

II Wojna Światowa na pół gwizdka? Kompletna recenzja Call of Duty: WWII

Wow...

RECENZJA GRY DOSTĘPNA JEST RÓWNIEŻ W WERSJI WIDEO!

Poprzednia odsłona Call of Duty była według mnie prawdziwym koszmarem. Problemem Infinite Warfare nie było jednak przeniesienie akcji w kosmos (to akurat było ciekawe rozwiązanie), ale miałka fabuła i kompletnie nieciekawe, monotonne misje. Zapowiedź WWII zwiastowała pewną zmianę w myśleniu Activision oraz trochę innym podejściu do marki. Dzięki beta testom trybu multiplayer, szybko przekonaliśmy się, że są to czcze życzenia – gra nadal pozostaje mega dynamiczną, mocno przerysowaną strzelanką rodem z amerykańskiego kina akcji. Nie mam nic przeciwko temu, wszakże za "hollywoodzkość" Modern Warfare tak bardzo pokochałem tę odsłonę. Po ukończeniu kampanii fabularnej najnowszej części, mam niezły mętlik w głowie. Z jednej strony, sporo rzeczy zadziałało na plus, natomiast z drugiej, podobnie jak w ubiegłorocznym wydaniu, brakuje tutaj tej iskry, która była widoczna w pierwszych odsłonach cyklu.

VIVE LA RÉVOLUTION

Powrót do czasów II Wojny Światowej był według mnie strzałem w dziesiątkę. Nie dosyć, że Activision zyskało tym ruchem w oczach graczy, to na dodatek ułatwiło pracę studiu Sledgehammer Games, które nie musiało wymyślać całej fabuły i lokacji od nowa, tylko mogło bazować na historycznych faktach. Przedstawienie konfliktu zostało zrealizowane w naprawdę solidny sposób. Producent nie boi się poruszać trudnych tematów, pokazując ksenofobię i rasizm wśród amerykańskich żołnierzy oraz wyraźnie wskazując, z kim mierzą się wojacy zza oceanu – czy to za pomocą niemieckiego języka czy nazistowskich symboli, takich jak chociażby kontrowersyjna swastyka. Całkiem zgrabnie rozpisano scenariusz, w którym śledzimy losy młodego żołnierza Danielsa i jego plutonu. Relacje pomiędzy bohaterami bywają autentyczne, dzięki czemu łatwo niektórych polubić lub znienawidzić. Fabuła może jest oklepana i pełna starych klisz, ale śledziłem ją z nieukrywaną ciekawością.

Największym problemem nowego Call of Duty jest to, że zbyt wolno się rozkręca. Grę można spokojnie ukończyć w sześć godzin i tak naprawdę dopiero w drugiej połowie pojawiają się prawdziwie ekscytujące misje, przy których autentycznie miałem ciarki na plecach. Zdecydowanie najlepiej wspominał będę przedostatni etap, nakręcany przez świetny utwór muzyczny. Gdyby wszystkie misje trzymały taki poziom, wtedy mielibyśmy do czynienia z najlepszą odsłoną w historii. Niestety, Sledgehammer Games momentami trochę zbyt bardzo poszło w kierunku Uncharted – scena z pociągiem była tak przerysowana, że aż bolało patrzenie na nią. Takie sceny idealnie pasują do przygód Nathana Drake’a, w przypadku COD-a wyglądają trochę komicznie. Może gdyby były zrealizowane lepiej (tekturowe wagony fruwające w powietrzu), wtedy ich odbiór też byłby korzystniejszy.

DREAM TEAM

Zdecydowanie największym zaskoczeniem dla wielu graczy będzie powrót do klasycznego paska życia i apteczek. Koniec z automatycznym regenerowaniem życia, teraz wszystkie swoje ruchy musimy planować mając na uwadze posiadaną liczbę medykamentów. Wpływa to dosyć mocno na przebieg rozgrywki, ponieważ na wyższych poziomach trudności zmusza do zrezygnowania z brawury i postawienia na powolne przesuwanie się do przodu. Całkowitą nowością jest natomiast wspieranie głównego bohatera przez członków drużyny. Każda z postaci posiada „specjalne umiejętności” mające nam pomóc na polu bitwy. Przykładowo, Zussman zawsze chętnie podzieli się apteczką, a Pierson sprawi, że wszyscy przeciwnicy zostaną podświetleni na biało, co sprawi, że łatwiej będzie ich znaleźć poukrywanych na mapie. Ponadto, możemy wtedy delikatnie spowolnić czas, ułatwiając sobie tym samym celne trafienia. Trochę science-fiction (zdecydowanie najgłupszy perk, nie pasujący do gry), ale przydaje się podczas odpierania zmasowanych ataków przeciwnika.

Kampania w Call of Duty: WWII to przykład zmarnowanego potencjału. Twórcy mieli ogromne pole do popisu, ale niestety zabrakło ciekawszych pomysłów oraz znacznie lepszej realizacji. Świetnie zapowiadała się misja, w której jako członkini francuskiego ruchu oporu (tak, przez chwilę gramy kobietą!) musimy podłożyć ładunki wybuchowe w niemieckim posterunku. Niestety, efekt końcowy pozostawia wiele do życzenia, całość jest niezwykle sztuczna i monotonna. Twórcy próbowali stworzyć trochę bardziej otwartą misję, jednakże kompletnie sobie z tym nie poradzili. Postacie występujące na mapie to zwykłe manekiny, które nawet nie potrafią ze sobą rozmawiać – jedynie machają rękami i poruszają ustami, bez wydawania żadnych dźwięków. Zawodzi także lądowanie na plaży „Omaha”, które zostało zrealizowane bez większego polotu i emocji.

TYLKO PO ANGIELSKU

Activision nie wyciągnęło wniosków po artystycznych porażkach poprzednich odsłon (nie mówię o finansach, bo te zgadzają się aż nadto), ale tym razem im się upiecze, ponieważ gracze kochają gry osadzone w czasach II Wojny Światowej. Sam również zaliczam się do tego grona, a mimo to przy Call of Duty: WWII bawiłem się średnio. Bywały momenty świetne, lecz zbyt często przeplatały się z nijakością. Mimo to, kampanię warto sprawdzić, na upartego można spędzić z nią miły wieczór. Pamiętajcie tylko, żeby przed pierwszym uruchomieniem zmienić język na angielski – polski dubbing to prawdziwa potwarz dla graczy.

Kampania fabularna nie była rewelacyjna, ale dosyć mocno trzymała się realiów historycznych. Rozgrywki wieloosobowe przedstawiają natomiast jakaś alternatywną rzeczywistość rodem z Wolfenstein II: The New Colossus, w której swastyka nigdy nie zagościła na mundurach, Murzynki z MP40 strzelają do Aliantów, a żołnierze po zakończonej walce tańczą lub wykrzykują „In your face!”. Iście kosmiczne rzeczy się tutaj dzieją, ale właściwie nie powinniśmy być tym faktem zaskoczeni, ponieważ twórcy od początku nie ukrywali, że tryb sieciowy ma służyć wyłącznie zabawie i zostanie stworzony w taki sposób, żeby nie dyskryminować żadnej grupy graczy. Pal licho, że to wszystko nie ma sensu i kompletnie gryzie się ze stosunkowo brutalną historią Danielsa i jego plutonu.

FIKCYJNY KONFLIKT

Zapomnijmy jednak na chwilę o tym, że multiplayer COD: WWII niewiele ma wspólnego z tytułem gry. Skupmy się chwilę na samej rozgrywce, która zaskoczyła mnie w bardzo pozytywny sposób. Odejście od kosmicznych klimatów zdecydowanie wyszło serii na dobre – zrezygnowanie z jetpacków, biegania po ścianach czy ślizgania się po powierzchni mocno uspokoiło rozgrywkę. Właściwie, w najnowszej odsłonie serii wszystko zależy wyłącznie od tego, jak szybko sięgamy po broń i jak dobrze z niej korzystamy (bywają jednak problemy z hitboksami – postać nie zawsze umiera od strzału w głowę, albo gdy trafimy gdzieś obok, gra zalicza nam headshota). Potyczki zostały odpowiednio zbalansowane, co wynika chociażby z mocnego ograniczenia perków i innych dodatkowych bonusów mających kolosalny wpływ na przebieg spotkania. Tych oczywiście nie zabrakło, ale są znacznie bardziej wyważone niż poprzednio. Przede wszystkim, sprytna osoba na pierwszym levelu będzie mogła z powodzeniem ubić bardziej doświadczonego zawodnika. Wystarczy, że będzie strzelać celniej.

Po pierwszym uruchomieniu gry musimy zdecydować, do jakiej dywizji chcemy dołączyć. Każda z nich specjalizuje się w innym rodzaju uzbrojenia, co ma znaczenie podczas dalszej gry. Na szczęście, wybór ten nie jest wiążący i w każdej chwili możemy korzystać ze zdolności innej dywizji. Warto jednak wspierać tę pierwszą, ponieważ w ten sposób awansujemy na kolejne poziomy, odblokowując tym samym nieznaczne (ale przydatne) umiejętności, takie jak szybsze poruszanie podczas korzystania z przyrządów celowniczych, mniejsze obrażenia od ognia czy cichsze przemieszczanie się. Poza tym, każda z dostępnych broni również awansuje na wyższe poziomy, odblokowując tym samym dostęp do kolejnych dodatków. Nie zabrakło też nagród za serie punktów, które potrafią robić spustoszenie na mapie. Odblokowanie tych najlepszych wymaga jednak od gracza wysokich umiejętności, dzięki czemu dosyć rzadko spotykamy się z nalotami dywanowymi i innymi morderczymi atakami. Ostatnim rodzajem ulepszenia jest wybór jednego z treningów podstawowych aktywujących zdolność pasywną.

BEZ SWASTYKI, ZA TO ZE SKRZYNKAMI

Producenci przygotowali całkiem sporo trybów zabawy, zarówno podstawowych (Drużynowy Deatmatch), jak i tych trochę bardziej odjechanych - idealnym przykładem jest tutaj Futbol Rusztowy polegający na wrzuceniu lub przeniesieniu piłki do bramki przeciwnika. Jak widać, Niemcy z Amerykanami tylko udawali, że się nie lubią… Nie mam natomiast prawie żadnych zastrzeżeń (może poza znikomą liczbą map) do trybu Wojny. W tym przypadku drużyny zostają podzielone na maksymalnie sześciu członków, zmuszonych do wypełniania różnorodnych celów misji. W Operacji Overlord nie możemy dopuścić do przejścia wojsk alianckich przez plażę „Omaha”, natomiast innym razem musimy ukraść wrogowi zapasy paliwa bądź powstrzymać czołgi przed natarciem. Jeśli trafimy na ogarniętych ludzi skupionych na celach zadania, to zabawa bywa naprawdę rewelacyjna. Zdecydowanie najlepszy tryb w całym multi COD: WWII.

Sledgehammer Games przygotowało nawet HUB-a, zrobionego na modłę Destiny. Po wejściu do Sztabu natkniemy się na innych graczy, wstąpimy do rusznikarza, otworzymy skrzyneczki z kartami, weźmiemy udział w starciach „1 na 1” oraz przetestujemy dostępne nagrody za serie punktów. Jeśli dotychczas uważaliście, że w multiplayerze poczujecie chociaż odrobinę atmosfery i powagi II Wojny Światowej, to Sztab szybko was z tego wyleczy. Aż się łezka w oku kręci, gdy przypomnę sobie brutalne i mroczne realia trybu sieciowego w Call of Duty: World at War. Ten dostępny w WWII przypomina bardziej zabawę znajomych w ASG - każdy korzysta z jakiej broni chce (Nazista z Thompsonem? Czemu nie!), przywdziewa jaki mundur chce (amerykański, holenderski, do wyboru, do koloru), a po wygraniu meczu korzysta z gestu „Super duper”. No nic, uzbrajam swoją czarną Nazistkę i idę mordować tych przeklętych Aliantów, czy kim tam oni są…

WIĘCEJ ZOMBIE!

Jak zwykle, w najnowszej odsłonie Call of Duty, nie mogło oczywiście zabraknąć popularnego trybu Zombie. Motyw z nazistowskimi umarlakami od zawsze sprawdza się świetnie, i nie inaczej jest w przypadku WWII. Rozgrywka bazuje na tych samych schematach co w ostatnich odsłonach (odpieramy fale, odblokowujemy kolejne miejsca w lokacjach, kupujemy bronie, itp.), ale ma naprawdę rewelacyjny klimat i całkiem przyjemną, lecz głupiutką fabułę. Na plus tegorocznej edycji zdecydowanie zadziałała obsada, która jest iście gwiazdorska. Gracze wcielą się w czterech bohaterów, którym twarzy użyli bardzo dobrzy aktorzy serialowi i filmowi.

Miłośników "Doktora Who" z pewnością zainteresuje postać Davida Tennanta, fani "Wikingów" z miejsca rozpoznają Katheryn Winnick, natomiast osoby oglądające netfliksowego "Daredevila" będą mogli wcielić się w Elektrę, czyli Elodie Yung. Na koniec został jeden z większych i bardziej niedocenionych twardzieli z Hollywood - Ving Rhymes. Żeby jednak w pełni docenić ich występu, tutaj również musicie pogrzebać w Steamie (lub innym systemie w zależności na jakiej platformie gracie) i zmienić głosy na oryginalne. Aczkolwiek, muszę przyznać, że w tym przypadku polski dubbing wypada zdecydowanie lepiej niż w kampanii fabularnej.

PODSUMOWANIE

Najwyższa pora zakończyć, już i tak przydługą, recenzję gry Sledgehammer Games. Jak już wcześniej pisałem, producent miał ogromne pole do popisu, ale postanowił pójść po linii najmniejszego oporu i stworzyć grę bardzo bezpieczną, pozbawioną  nowych, ciekawych pomysłów. Problemem Call of Duty: WWII jest również jego oprawa graficzna, stojąca daleko w tyle za wydanym rok temu Battlefieldem 1. Activision zdecydowanie powinno zainwestować w nowy silnik graficzny (tylko, czy im się to opłaca?), ponieważ najnowsza odsłona serii wygląda jak remaster HD produkcji, która swój debiut zaliczyła na poprzedniej generacji konsol. Podsumowując, powrót do realiów II Wojny Światowej był mocno wykalkulowany i nie miał nic wspólnego z zaspokojeniem potrzeb konsumentów. Skorzystał jedynie na tym wydawca, ponieważ w ten sposób zabezpieczył się przed zbytnią krytyką graczy, która po Infinite Warfare mogłaby mocno odbić się na portfelu. Pograć można, ale bez ciśnienia. Lepiej poczekać, aż gra stanieje lub wybrać konkurencyjny tytuł Electronic Arts.

OCENA KOŃCOWA: 69/100

PLUSY:

+ realia II Wojny Światowej

+ przedostatnia misja w kampanii

+ nie najgorsza fabuła

+ spokojniejszy gameplay w multi

+ stara szkoła strzelanek

MINUSY:

- przestarzałą grafika

- mało nowości w gameplayu

- głupotki w trybie multiplayer

- nudnawa kampania fabularna

- fabuła na 6 godzin

Grę do testów dostarczyła firma Kool Things, za co serdecznie dziękujemy!

 

Autor: Łukasz Morawski