Planescape Torment to mój ulubiony tytuł na silniku Infinity, o ile nie moja ulubiona gra role-playing w ogóle. Niedawno miałem okazję grać na pececie w Edycję Rozszerzoną od studia Beamdog, która w zestawie z Icewind Dale zawitała teraz na konsole. Już na wstępie należy zaznaczyć, że sam pomysł na zestaw jest świetny, ponieważ Planescape Torment skupia się głównie na opowiadaniu historii, a Icewind Dale kładzie nacisk na potyczki z przeciwnikami. Dwa elementy, które złożyły się na sukces kultowego Baldur’s Gate 2. Z jakim skutkiem udało się je przenieść na konsole?
Rozgrywka rozpoczyna się od stworzenia postaci lub wybrania bohatera predefiniowanego. Kreator działa dobrze na padzie i w zasadzie nie różni się od tych, które oferują inne tytuły.
Prawdziwym testem dla sterowania miała być właściwa rozgrywka, ale o niej za chwilę. Zacznę od tego, co rzuca się w oczy i uszy, czyli oprawy audiowizualnej. Nie ma co ukrywać, że mamy do czynienia z tytułami, które mają na karku dwie dekady, choć śmiało mogą konkurować z najlepszymi grami RPG wśród nowych tytułów.
Nie zmienia to jednak faktu, że lokacje wciąż wyglądają urokliwie i mogą działać na wyobraźnię. Jeżeli tekstury wydadzą się wam zbyt poszarpane, zawsze możecie oddalić widok lub zdecydować się na czarny kontur wokół bohaterów, który uczyni ich bardziej widocznymi.
Ścieżki dźwiękowe i aktorzy brzmią świetnie, zwłaszcza muzyka do Planescape Torment, skomponowana przez Marka Morgana, do której często wracam, także wtedy, kiedy nie gram w grę.
Jedynym, co tak naprawdę raziło mnie podczas rozgrywki, było niewykorzystanie przez studio Beamdog trybu wieloosobowego, a zwłaszcza kooperacji kanapowej, na którą najbardziej liczyłem. Być może tryby te pojawią się jeszcze w konsolowych wydaniach gier.
Przechodziłem Planescape Torment i Icewind Dale tyle razy na myszy i klawiaturze, że naprawdę trudno było mi wyobrazić sobie zabawę przy użyciu kontrolera konsoli. A jednak twórcom udało się dokonać rzeczy moim zdaniem niemożliwej i stworzyć system, który jest na tyle intuicyjny, że nie wiem, czy wrócę jeszcze do klawiatury i myszy!
Dostępne są dwa tryby sterowania: klasyczny, w którym wskazujemy i potwierdzamy odpowiednim przyciskiem akcję, i nowy, w którym postacią poruszamy za pomocą lewego drążka, a wszystkie interaktywne elementy wokół się podświetlają, kiedy się do nich zbliżymy.
Na konsoli zdecydowanie lepiej sprawdził się drugi z trybów sterowania. Moje największe obawy budził dostęp do różnych ekranów i zarządzanie sześcioosobową drużyną. Rozwiązanie, które zaproponowali twórcy, jest genialne w swojej prostocie.
Karta postaci, ekwipunek, księgi czarów etc. ukryte są na kole pod prawym spustem, a opcje drużynowe pod lewym. Do tego aktywna pauza i mapa dostępne pod osobnymi przyciskami. Przełączanie się między postaciami odbywa się za pomocą tylnych przycisków. Wszystko, co niezbędne, znajduje się zatem pod ręką.
Chociaż system sterowania mi się spodobał, można zarzucić mu pewną toporność. Wynika ona jednak z przestarzałych z dzisiejszego punktu widzenia mechanik, a nie nieporadności twórców. Mam tu głównie na myśli żmudne przełączanie się między niezliczonymi umiejętnościami i czarami. Dobrze więc, że na przykład wykrywanie pułapek przez łotrzyków włącza się automatycznie, kiedy tylko opuścimy walkę.
Przyjemnie było wrócić do Planescape Torment i Icewind Dale po kilku latach przerwy i przeżyć jeszcze raz przygody, które ukształtowały mój gust. Pod tym względem tytuły nie zestarzały się nawet o dzień i wciąż oferują więcej niż wiele współczesnych gier role-playing. Grafika i mechaniki może i są przestarzałe, ale dzięki usprawnieniom Edycji Rozszerzonych i dobremu sterowaniu łatwiej przymknąć na nie oko.
Młodszych zachęcam do spróbowania, bo to naprawdę świetne produkcje, a starszym, którzy zjedli zęby na oryginałach, powiem tylko, że mogą sięgnąć po zestaw Planescape Torment + Icewind Dale bez wahania: to wciąż te same gry, które pokochaliście! Szkoda tylko, że twórcy nie wykorzystali potencjału trybu wieloosobowego i kooperacji.
Obie gry zadebiutowały co najmniej dwadzieścia lat temu. Dawniej wyznaczały nową jakość w RPG, dzisiaj mogą wydawać się mocno przestarzałe. Studio Beamdog miało więc twardy orzech do zgryzienia. Producent musiał przygotować port na Switcha w taki sposób, żeby nie zatracić ducha oryginałów, a przy tym dostosować gry do małego ekranu.
Efekt końcowy wypadł znakomicie. Zarówno Planescape Torment, jak i Icewind Dale prezentują się na konsoli Nintendo rewelacyjnie. Oprawa wizualna jest szczegółowa, a przede wszystkim czytelna. Dotyczy to bezpośredniego gameplayu oraz interfejsu. To właśnie występujące na ekranie dodatkowe elementy zazwyczaj sprawiają najwięcej problemów producentom. Na szczęście nie tym razem.
Beamdog dostosowało interfejs do niewielkiego ekranu Nintendo Switch, a poza tym umożliwiło graczom dodatkowe dopasowanie go do własnych potrzeb. Ogromnym plusem jest możliwość zwiększenia rozmiaru czcionki napisów towarzyszących dialogom.
Obie gry mają polską wersję językową, co w przypadku tego typu produkcji może być dla wielu osób niezwykle istotne. Co prawda brakuje rodzimego dubbingu*, ale napisy powinny być w pełni wystarczające do komfortowego grania.
*Beamdog poinformowało, że wersje konsolowe otrzymają polski dubbing! Aktualizacja wersji na Xboksa One i PlayStation 4 nastąpi 31 października 2019 roku. Posiadacze Nintendo Switch muszą poczekać kilkanaście dni dłużej, do 13 listopada.
Gry do testów dostarczyła firma CDP, za co serdecznie dziękujemy!
Autor: Dawid Sych