Data publikacji:

Wyspa Skarbów: Złoto Johna Silvera. Recenzja

Na pewnym etapie życia wielu z nas fantazjuje na temat pirackiego życia. W filmach flaga z dwoma piszczelami i czaszką stała się praktycznie synonimem przygody, a szukanie kosztowności zakopanych gdzieś w piasku – największym spośród wyzwań. Wyspa Skarbów: Złoto Johna Silvera daje nam możliwość pobawić się właśnie w polowanie na zdobycze legendarnego kapitana. Z mazakami, linijkami i wielgachnym cyrklem.

Wyspa Skarbów: Złoto Johna Silvera

Wyspa Skarbów: Złoto Johna Silvera – fabuła

Formuła rozgrywki przypomina nieco tę z gier takich jak Scottland Yard czy Dracula – kilku graczy mierzy się tu z jedną osobą, która stara się uniknąć wykrycia. W odróżnieniu od wymienionych tytułów ścigany nie biega jednak po mapie – większość zabawy spędza zamknięty w wieży, przepytywany o lokalizację skarbu przez konkurencję.

Tym, co należy znaleźć, jest skrzynia z kosztownościami, a Długi John Silver robi co w jego mocy, by zmylić poszukiwaczy i przegonić ich przez całą, niezbyt małych rozmiarów, wyspę. Co ważne, gracze nie są tutaj jedną zwartą drużyną łowców pirackiego skarbu.

Każdy działa na własny rachunek, a jedynie część informacji, jakie dostają od Johna, widoczna jest dla wszystkich. W rezultacie, choć ich ruchy na mapie są widoczne dla wszystkich, podobnie jak ślady po tym, jak szukali w swojej okolicy skarbu, dwie siedzące przy stole osoby mogą mieć skrajnie przeciwny pomysł na to, gdzie zakopano skrzynię.

Jak wygląda rozgrywka na Wyspie Skarbów?

Jedną z najciekawszych rzeczy w całej grze są dołączone do niej mazaki. Służą do zaznaczania na planszy miejsc, w których już byliśmy, i tras, jakie przemierzają gracze. Używając linijek, specjalnych okrągłych kształtek i innych przyborów szkolnych zaadaptowanych na potrzeby tej planszówki, bazgrzemy więc po mapie, co chwila spoglądając na Johna z pytaniem „to tu?”.

Gracz odpowiedzialny za ukrycie skarbu stopniowo udziela pozostałym coraz więcej podpowiedzi, choć momentami może rzucać radami, które niekoniecznie są prawdziwe. Co turę dodaje do stołu jedną informację, a od czasu do czasu może skorzystać z żetonu blefu, by podać fałszywą wskazówkę.

To jedno z narzędzi, jakie Długi John ma w swoim arsenale. Oznaczenie danej podpowiedzi jako blefu może być z jego strony sprytnym wybiegiem, mającym zmylić pozostałych piratów – informacja na temat skarbu równie dobrze może być prawdziwa. Gracze mogą jedynie zgadywać, jak bardzo prawdomówny był w danej chwili John.

Proste reguły gry

Warto pochwalić jakość wykonania całej gry. Instrukcja jest przejrzysta i łatwa do zrozumienia, a dodatkowe elementy, takie jak mała mapka, pozwalająca graczom robić sobie dodatkowe notatki niezależnie od tego, co dzieje się na planszy, przydaje się niesamowicie. Wszystko jest też doskonale zmazywalne – po mazakach nie zostaje ślad na komponentach, więc kolejne partie można rozgrywać bez „widm” poprzednich gier.

Jest tu trochę tekstu i umiejętności specjalnych, które nie zawsze są zrozumiałe po samym spojrzeniu na ikony, co może podnosić nieco próg wejścia, jednak Wyspę Skarbów: Złoto Johna Silvera trudno byłoby nazwać grą trudną czy przesadnie skomplikowaną. Zasady da się zrozumieć w kilka minut, a po ich załapaniu czekają nas potencjalnie całe godziny „piracenia”.

Czy warto kupić Wyspę Skarbów: Złoto Johna Silvera?

Wyspa Skarbów: Złoto Johna Silvera łączy w sobie dziecinną radość z bazgrania flamastrami z presją, jaką wywiera chęć odnalezienia złota, zanim legendarny pirat uwolni się i zagarnie je dla siebie.

To gra, do której łatwo wracać, bo każda rozgrywka jest znacząco inna, szczególnie jeśli rola ukrywającej skarb osoby przekazywana jest między graczami. Każdy z graczy rozumuje w końcu w nieco inny sposób, a znaczna część zabawy obraca się wokół prób rozgryzienia, co myślał John, zakopując swoją skrzynię ze skarbami.

Dziękujemy wydawnictwu Rebel za udostępnienie do testów egzemplarza gry.

Autor: Artur Cnotalski