Przygodę z komputerowymi grami role-playing rozpocząłem w 1999 roku, kiedy na rodzimym rynku pojawiła się pierwsza część Wrót Baldura. Celowo używam polskiego tytułu, ponieważ dzięki staraniom CD Projektu produkcja ukazała się w świetnie zlokalizowanej wersji z udziałem gwiazd polskiego kina i teatru, takich jak Piotr Fronczewski, Jan Kobuszewski czy Gabriela Kownacka. Była to jedna z najwspanialszych przygód, jakie przeżyłem w wirtualnych światach, i nie zanosi się na to, aby cokolwiek miało się w tej materii w przyszłości zmienić, pomimo że wiem, że w dużej mierze jest to zasługą sentymentu, jakim darzę produkcję.
Dzisiaj, w dwadzieścia lat po premierze oryginału, wciąż chętnie wracam do Baldur’s Gate 1&2, a na półkach, również tych wirtualnych, posiadam liczne wydania każdej z wymienionych gier. Teraz do mojej biblioteki dołączyły Edycje Rozszerzone przeznaczone na konsolę Xbox One i o nich chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć.
Nie będę skupiał się na fabule i oprawie audiowizualnej, ponieważ tematy te wałkowane były wielokrotnie na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, a oba tytuły uzyskały w międzyczasie status kultowych. Tekst poświęcę temu, jak przetrwały próbę czasu i jak gra się w nie na konsoli.
Na początku każdej z gier musimy stworzyć głównego bohatera bądź też drużynę śmiałków, z którymi wyruszymy w przygodę do Zapomnianych Krain. Proces kreacji protagonisty jest prosty i przyjemny, ponieważ sterowanie dostosowano do konsolowego kontrolera. Etap ten można również pominąć i wybrać postać predefiniowaną. Dobry początek, ale też taki, w którym trudno coś zepsuć.
Prawdziwym testem dla studia Beamdog była właściwa rozgrywka. Z drżącymi z podniecenia dłońmi uruchamiałem po kolei wszystkie tytuły. Jak wypadło sterowanie i nawigacja po interfejsie gier? Nie spodziewałam się, że aż tak dobrze.
Studio Beamdog zaoferowało dwa tryby sterowania. W pierwszym, który można nazwać klasycznym, poruszamy się przez wskazanie punktu, a następnie wybranie przycisku odpowiedzialnego za wydawanie poleceń.
W drugim za ruch odpowiada lewy drążek kontrolera, a interesujące elementy otoczenia są podświetlane, kiedy postać znajdzie się w ich pobliżu. Na konsoli zdecydowanie lepiej grało mi się w drugim z wymienionych trybów, ponieważ wymaga mniejszej precyzji i jest znacznie bardziej intuicyjny.
Chyba najbardziej obawiałem się zarządzania sześcioosobową drużyną przy pomocy kontrolera, ale dzięki temu, że najważniejsze opcje znajdują się na kole ukrytym pod lewym spustem, nie sprawiało mi to większych problemów. Z kolei pod prawym znalazły się inne ważne funkcje, takie jak na przykład dziennik, mapa świata, księgi czarów czy odpoczynek.
Osobne guziki odpowiadają za mapę i aktywną pauzę. Przełączanie się pomiędzy poszczególnymi postaciami odbywa się przy pomocy przycisków bocznych kontrolera. Szkoda tylko, że twórcy nie zdecydowali się na przypisanie do jednego guzika funkcji szybkiego zapisu.
Pomimo że Baldur's Gate 1&2 dostosowane zostały do działania w wysokich rozdzielczościach, na pierwszy rzut oka widać, że są to tytuły, które na karku mają kilkanaście lat. Dwuwymiarowe postaci i ręcznie rysowane tła bywają nieco nieczytelne, ale nadal cieszą oczy i działają na wyobraźnię. Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby oddalić widok, kiedy tekstury zbyt bardzo gryzą w oczy.
Widoczność modeli postaci poprawia natomiast opcjonalna czarna ramka. Moje obawy budziła ilość tekstu i wielkość liter, ale nie miałem najmniejszego problemu z czytaniem na 50-calowym telewizorze oddalonym ode mnie mniej więcej o 2 metry. Wielkość czcionki można oczywiście własnoręcznie dostosować.
Złego słowa nie można powiedzieć natomiast na temat ścieżek dźwiękowych i aktorów głosowych, które dzisiaj zachwycają tak samo jak kiedyś. Szkoda tylko, że na premierę nie dostaliśmy polskiego dubbingu, który jak już wspominałem we wstępie, był doskonały i na głowę bije większość współczesnych polonizacji.
Niestety, nie obyło się też bez małej wpadki. Żadna z gier nie posiada wsparcia dla trybu wieloosobowego. Byłbym w stanie przymknąć na to oko, gdyby nie fakt, że twórcy nie zaimplementowali nawet lokalnej kooperacji, na którą bardzo liczyłem. Cóż, może w przyszłości się to zmieni?
Nie da się ukryć tego, że Baldur's Gate 1&2 to tytuły, które zestarzały się nie tylko pod względem wizualnym, ale także pod kątem mechaniki. Chociaż sterowanie dostosowane jest do współczesnych konsolowych kontrolerów wyczuwalna jest pewna toporność, która można odstraszyć zwłaszcza graczy z młodszego pokolenia, przyzwyczajonych do trochę bardziej intuicyjnych i nowoczesnych rozwiązań.
Najbardziej wytrwali z pewnością docenią wszystkie cztery tytuły, gdyż nie bez powodu są one dzisiaj uważane za kultowe. Jeżeli zjedliście zęby na Baldur's Gate 1&2, możecie bez wahania sięgnąć po paczkę, ponieważ z pewnością dostarczy wam świetnej rozrywki na dziesiątki, o ile nie setki godzin. To bez wątpienia także zasługa studia Beamdog, które stworzyło świetny port z doskonałym sterowaniem.
Kiedy Dawid testował wersję na konsolę Microsoftu, mnie przypadła edycja na sprzęt Nintendo. Wielogodzinne RPG-i są wręcz stworzone do przenośnych konsol, ponieważ można grać w nie podczas nudnej podróży, czy wylegując się w łóżku.
Wielu twórców ma problem z przenoszeniem na mały ekran gier bazujących na dialogach i ze skomplikowanymi interfejsami. Na szczęście studio Beamdog podeszło do zadania na poważne. Producent nie potraktował Switcha po macoszemu, tylko zrobił wszystko, żeby przestarzały interfejs Baldur’s Gate’ów nie męczył zbytnio oczu.
Obraz gry został odpowiednio skalowany, dzięki czemu całość sprawia wrażenie, jakby od zawsze była tworzona z myślą o tej platformie. Co więcej, w tym przypadku także istnieje możliwość dostosowania rozmiaru czcionki oraz innych elementów związanych z grafiką, np. obwódki sprite’ów, przezroczystość przeszkód itp. Za pomocą strzałek można zwiększać i zmniejszać odległość kamery od bohaterów, co także jest bardzo przydatne podczas rozgrywki.
Jeżeli macie Nintendo Switch i szukacie gier, które zapewnią wam kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) godzin zabawy, to Beamdog Collection w pełni zaspokoi wasze potrzeby. Baldury pomimo tylu lat na karku nadal są w świetnej formie. Warto też dodać, że obie gry dostępne są w polskiej wersji językowej.
Gry do testów dostarczyła firma CDP, za co serdecznie dziękujemy!
Autor: Dawid Sych