Data publikacji:

Mount and blade II: Bannerlord - recenzja

Czy warto zagrać w Mount & Blade II: Bannerlord? Przed wami siedem powodów, przez które nie możecie przejść obok nowej gry studia TaleWorlds obojętnie!
granie w gry komputerowe
Od pierwszej zapowiedzi Mount & Blade II: Bannerlord minie w tym roku osiem lat. W międzyczasie spora część fanów oryginału zdążyła pewnie skończyć studia i założyć rodziny, a być może nawet zapomnieć o tym, że kontynuacja w ogóle powstaje.

Na szczęście, czas oczekiwania dobiegł końca, a druga odsłona cyklu zawitała do programu wczesnego dostępu platformy Steam. Czy warto było czekać tak długo? Ciekawych odpowiedzi na to pytanie, zapraszam do lektury!

Symulator średniowiecznego watażki – chociaż wiele gier wideo inspirowanych jest wiekami średnimi, mało która pozwala poczuć się, jak prawdziwy średniowieczny wojownik. Wymyślne kombinacje ciosów, przerośnięte miecze i przepakowane lub zbyt skąpe pancerze to – niestety - w świecie gier wideo norma.

Tureckie studio TaleWorlds kładzie akcenty w innych miejscach. Akcja Mount & Blade toczy się w wyimaginowanej krainie, Calradii, przy tworzeniu której twórcy garściami czerpali z podręczników do historii i archeologii, zwłaszcza w kwestii broni i uzbrojenia.

Również frakcje z gry mają swoje historyczne odpowiedniki, dzięki czemu gracz może wcielić się m.in. w wikinga, arabskiego nomada czy bizantyjskiego żołnierza.

Siecz i tnij – współczesne gry wideo, które mogą pochwalić się realistycznym system walki bronią białą, da się policzyć na palcach jednej dłoni; For Honor, Kingdom Come Deliverance i Mordhau to chyba trzy najbardziej znane przykłady z ostatnich lat.

System walki w Mount & Blade II: Bannerlord jest łatwy do nauczenia, ale trudny do opanowania. Opiera się na wyprowadzaniu cięć i pchnięć z różnych kierunków oraz parowaniu ataków wroga. Tak jak pisałem, na pierwszy rzut oka, niby nic skomplikowanego, ale pierwsza potyczka szybko zweryfikuje to mylne mniemanie!

Dodajcie do tego odmienne warunki starć, takie jak zasadzki, oblężenia i regularne batalie z udziałem setek rycerzy, a otrzymacie naprawdę rozbudowany symulator średniowiecznego pola bitwy.

Szare komórki, do dzieła! – Mount & Blade to nie tylko krwawa jatka, ale także strategiczne myślenie. W trakcie potyczek można wydawać rozkazy wojownikom, a opanowanie ich może niejednokrotnie zaważyć o przegranej lub zwycięstwie. Co więcej, w grze zaimplementowany jest też realistyczny system ekonomii.

Cena produktów zmienia się w zależności od popytu i podaży, co w wielu sytuacjach można wykorzystać na własną korzyść. Jeżeli jednak gra wciąż nie będzie stanowiła dla was wyzwania, zawsze możecie spróbować swoich sił przeciwko przeciwnikowi z krwi i kości w trybie wieloosobowym.

Od zera do bohatera – pierwszą rzeczą, jaką zobaczymy po odpaleniu gry, będzie kreator postaci. To w nim decydujemy, do jakiej frakcji będzie przynależała nasza postać, a także, jakimi rzeczami parała się za młodu i z czego zasłynęła. Jest to o tyle ważne, że wybory te przekładają się na poszczególne statystyki początkowe bohatera.

Później jest jeszcze ciekawiej, ponieważ rozwój każdej z cech uzależniony jest od tego, jak często ją wykorzystujemy. Na przykład, aby zostać wirtuozem wielkiego miecza, trzeba rozbijać nim łby niczym sienkiewiczowski Longinus Podbipięta.

Co więcej, po osiągnięciu konkretnego stopnia zaawansowania danej umiejętności, odblokowujemy dodatkowe perki. Nihil novi sub sole, ale wciąga jak diabli i pozwala na czerpanie satysfakcji z rozgrywki.

Wczesny dostęp na medal – na co dzień unikam gier we wczesnym dostępie, chyba że jakaś wpadnie mi do ręki przy okazji kampanii finansowania społecznościowego, w której akurat biorę udział. Powód jest prozaiczny: zdarzyło mi się sparzyć. Co więcej, wolę cieszyć się gotowym produktem niż utyskiwać na niezliczone błędy.

Twórcom należą się słowa pochwały za wsparcie i troskę, jaką otaczają swoje nowe dzieło. Tytuł roi się wręcz od błędów i ma problemy ze stabilnością, ale kolejne łatki wypuszczane są regularnie i przede wszystkim często.

Nie oznacza to oczywiście, że gra na pewno zostanie ukończona, ale zapał twórców pozwala mi wierzyć, że prędzej czy później tak się stanie.

Raj moddera – oryginalne Mount & Blade cieszyło się ogromną popularnością m.in. dzięki świetnej społeczności, która przy pomocy modów urozmaicała i przedłużała żywotność gry przez lata.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że podobnie będzie w przypadku Bannerlorda. Już teraz, w zaledwie kilkanaście dni po premierze w programie wczesnego dostępu, modyfikacji jest kilkadziesiąt, a z czasem będzie ich o wiele więcej.

Duch oryginału – kilka dni temu zapytałem jednego z moich kolegów o to, co sądzi o nowym Mount & Blade, i wydaje mi się, że trafił w sedno. Bannerlord to tytuł, który na dobre jeszcze nie wyszedł, a już wygląda, jak gra sprzed kilku lat, jest toporny, bywa bezlitosny – zwłaszcza na wyższych poziomach trudności – ale daje dużo frajdy. I chyba w tym kryje się właśnie duch oryginału.

Czy to oznacza, że Mount & Blade II nie spodoba się nowym graczom? Niekoniecznie. Jeżeli nie boicie się wyzwań, a w grach wideo cenicie coś więcej niż tylko warstwę wizualną, Calradia stoi przed wami otworem!

Chociaż Mount & Blade II: Bannerlord wciąż wymaga dużych nakładów pracy, już teraz oferuje sporo ciekawej zawartości. Niezależnie od tego, czy mieliście do czynienia z poprzednią częścią, czy nie, zachęcam was do wypróbowania „dwójki”, tym bardziej, że twórcy dbają o regularne i częste aktualizacje.

Co więcej, w planach są liczne nowe funkcje. Już teraz wiem, że będę śledził dalsze losy gry i z niecierpliwością wyczekuję premiery. Obyśmy tylko nie musieli czekać na nią kolejnych osiem lat!

Grę do testów dostarczyła firma TaleWorlds, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych