Finta, blok, riposta, cięcie, pchnięcie, zwycięstwo!
Chociaż walka to kluczowy element większości gier wideo, to od czasów Die By The Sword i Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy, przywoływanych przeze mnie w cyklu RetrON, mało który tytuł kładzie na nią tak duży nacisk, jak najnowsze dzieło studia Ubisoft Montreal. For Honor do ideału trochę brakuje, ale nie zmienia to faktu, że wirtualne pojedynki na miecze już od dawna nie dawała tak wielkiej frajdy.
TRUDNA SZTUKA FECHTUNKU
Recenzję For Honor wypada zacząć od największej atrakcji, czyli rozbudowanego systemu walki o nazwie „Art of Battle”, którego mechanika opiera się na uważnej obserwacji ruchów przeciwnika i dynamicznym na nie reagowaniu poprzez wykonywanie odpowiednich fint, ataków, kontr, uników oraz bloków. Kluczem do sukcesu jest zachowanie odpowiedniej postawy obronnej oraz wyprowadzanie pchnięć i cięć z różnych kierunków, najlepiej w formie widowiskowych i śmiercionośnych kombinacji. Dochodzą do tego zwody, przełamanie obrony oraz efektowne ataki specjalne i egzekucje.
Być może czytaliście tekst Łukasza dotyczący wrażeń z zamkniętych testów beta, gdzie mój kolega narzekał na to, że jedna sprawnie wyprowadzona przez przeciwnika kombinacja ciosów może doprowadzić do tego, że pojedynek zakończy się, zanim zdąży się tak naprawdę rozpocząć. Sytuacje takie mają miejsce, ale musimy pamiętać o tym, że walka nie opiera się wyłącznie na parowaniu i wyprowadzaniu ciosów, ale również wprowadzaniu przeciwnika w błąd. Niestety, żadna taktyka nie jest tak naprawdę skuteczna, kiedy wpada się na dwóch lub trzech przeciwników. Jeżeli preferujecie rozgrywkę, która kładzie nacisk na element taktyczny, to zdecydowanie zachęcam do pozostania przy potyczkach 1 vs 1 lub 2 vs 2.
KAŻDY NA KAŻDEGO
Skoro już o trybach gry mowa, to niestety, For Honor trochę mnie zawiódł. Poza pojedynkami 1 vs 1 i potyczkami 2 vs 2 jest jeszcze Deathmatch 4 vs 4, który obejmuje Bitwę oraz Eliminację. Pierwsza polega na zdobywaniu punktów poprzez zabijanie przeciwników. Kiedy jedna drużyna dojdzie do 1000 punktów, w drugiej dochodzi do rozbicia. Jeżeli pierwszy zespół pozbędzie się wtedy wszystkich graczy z drugiego zespołu, wygrywa. W Eliminacji rundę zwycięża ta drużyna, która pozbędzie się wszystkich zawodników z drużyny przeciwnej (odradzanie nie jest możliwe). Rozgrywka liczy maksymalnie pięć rund.
Ostatnim trybem jest klasyczna dominacja, w której gracze walczą o kontrolę nad trzema punktami na mapie. Tak jak w Bitwie, kiedy jedna drużyna zdobędzie 1000 punktów, w drugiej dochodzi do rozbicia. Miłym dodatkiem jest udział w rozgrywce dziesiątek żołnierzy kierowanych przez sztuczną inteligencję. Nie są oni wielką przeszkodą, ponieważ jedno celne cięcie mieczem jest w stanie położyć nawet kilku, ale ich obecność na polu walki jest wielce pożądana, gdyż buduje klimat bitewnego chaosu. W trakcie zabawy, bardzo brakowało mi trybu oblężenia, w którym zadaniem drużyny byłby atak na pozycje drużyny przeciwnej. Zawiodła mnie też liczba map, ponieważ jest ich raptem kilka. Nadzieja w tym, że tytuł rozwinie się wraz z udostępnianiem zawartości przepustki sezonowej.
Przypadł mi natomiast do gustu pomysł wojny frakcji. Na początku każdy gracz wybiera, którą stronę reprezentuje, a następnie walczy we wszystkich wyżej wymienionych trybach o supremację na mapie świata. Super jest to, że sumowane są punkty z każdej platformy sprzętowej. Wzorem wszystkich nowszych tytułów Ubisoftu w For Honor silny nacisk położony został na funkcje społecznościowe i personalizację postaci - do dyspozycji graczy oddane zostały dziesiątki elementów wyposażenia. Dodajcie do tego wyzwania, które wyraźnie przyspieszają postępy w rozgrywce.
Na zakończenie tej sekcji recenzji wypada wspomnieć też o kampanii fabularnej. Cóż... jest czerstwa, jak tygodniowy chleb i należy traktować ją tylko i wyłącznie jako trening przed właściwą grą wieloosobową. Pozwala na poznanie podstaw fechtunku i różnic pomiędzy wszystkimi dwunastoma dostępnymi postaciami. Nie spodziewajcie się natomiast sensownej fabuły, przez większość czasu miałem wrażenie, że oglądam sklecony naprędce z losowych scen film, poprzetykany kilkoma efekciarskimi wstawkami.
BAROK
Jeżeli chodzi o oprawę audiowizualną, to tutaj też mam mieszane uczucia. Grafika i dźwięk stoją na przyzwoitym poziomie, ale strasznie drażnił mnie styl przyjęty przez Ubisoft Montreal. Słowo "barokowy" (w jego złym znaczeniu) opisuje go chyba najlepiej. Wyczuwam, że zdecydowanie więcej inspiracji twórcy czerpali z hollywoodzkich bubli niż książek historycznych. Przeciętny gracz pewnie nawet nie zwróci na to uwagi, ale pierwiastek archeologa wyniesiony przeze mnie ze studiów wył z zażenowania, kiedy na scenę wchodził kolejny rycerz w zbroi żywcem wyrwanej z Dark Souls. Najwyraźniej kanadyjski Ubisoft Montreal nie ma silnej więzi z Francją, która jest przecież ojczyzną chansons de geste.
ZA HONOR!
For Honor błyszczy na tle konkurencji, dzięki doskonałemu systemowi walki, który nie tylko wygląda efektownie, ale daje też sporo frajdy. Reszta niestety trochę kuleje. Temat czerstwej kampanii fabularnej w podsumowaniu pozwolę sobie przemilczeć. Nie podoba mi się też barokowy styl graficzny przyjęty przez twórców, ale to raczej kwestia gustu. Tryb wieloosobowy wciąga, ale na chwilę obecną jest według mnie zdecydowanie za mało rozbudowany i zbyt ubogi w zawartość, przez którą rozumiem tryby gry i mapy. Mam jednak nadzieję, że zmieni się to w nadchodzących miesiącach wraz z kolejnymi dodatkami.
Grę do testów dostarczyła firma Ubisoft, za co serdecznie dziękujemy!
Autor: Dawid Sych