Przyjemny powrót do przeszłości.
Pierwsze konsola Sony była sukcesem, ale to dopiero druga platforma japońskiego giganta rozbiła bank. PlayStation 2 zadebiutowało w 2000 roku, z miejsca zostając najlepiej sprzedającą maszynką do grania w historii. Według szacunków i danych udostępnionych przez producenta wynika, że od dnia premiery urządzenie sprzedało się w prawie 160 milionach egzemplarzy. Wynik ten robi niesamowite wrażenie i doskonale pokazuje jaką pozycję wyrobiła sobie konsola wśród graczy.
Ogromnym argumentem na rzecz kupna PlayStation 2 była wsteczna kompatybilność oraz możliwość odtwarzania filmów na DVD. Najważniejsze jednak były produkcje, które regularnie pojawiały się na konsoli. Wielu producentów podejmowało decyzję o udostępnienie własnych gier na sprzęcie Sony, ponieważ dzięki temu mieli szansę dotrzeć do dużej grupy graczy. Sony od zawsze mogło być dumne ze świetnych tytułów ekskluzywnych i nie inaczej było w tym przypadku. W poniższym zestawieniu postanowiłem wybrać zatem dziesięć gier nie występujących na żadnych innych platformach. Nie zapomnijcie w komentarzach podzielić się waszymi ulubionymi produkcjami na tę konsolę.
Jestem wielkim fanem produkcji osadzonych w czasach starożytnych, dlatego ubolewam, że tak niewielu producentów korzysta z ich dobrodziejstw. W 2005 roku do Imperium Rzymskiego przeniósł nas Capcom, za sprawą świetnej produkcji Shadow of Rome, będącej połączeniem gry akcji ze skradanką. Historia gry splatała losy dwóch bohaterów, którymi sterowaliśmy naprzemiennie. W zależności od postaci, gameplay funkcjonował na kompletnie innych zasadach.Według fabuły, ojciec jednego z bohaterów (Agrippa) zostaje posądzony o morderstwo Juliusza Cezara. W wyniku pewnych okoliczności, syn zostaje pojmany przez wojsko i rzucony w świat gladiatorów, gdzie musi wywalczyć sobie wolność. Tymczasem, jego kompan Octavius próbuje z zewnątrz nie dopuścić do dramatycznych wydarzeń. W jego przypadku, rozgrywka polegała przede wszystkim na cichym przemierzaniu lokacji i unikaniu kontaktu z oponentami. Tymczasem, będąc w skórze Agrippy, byliśmy zmuszeni do nieustającej walki na arenach, która swoją drogą była niesamowicie wymagająca. Shadow of Rome w umiejętny sposób łączyło ciekawą, zróżnicowaną rozgrywkę, z intrygującą i nieoczywistą fabułą.
Pierwsza odsłona Kingdom Hearts dokonała czegoś niemożliwego, tzn. połączyła dwa kompletnie inne uniwersa, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. "Jedynka" była świetnym RPG akcji, dlatego Square-Enix miało ciężkiego orzecha do zgryzienia podczas prac nad sequelem. Na szczęście, po premierze okazało się, że druga odsłona jest praktycznie pod każdym względem lepsza od oryginału - począwszy od bardziej rozbudowanego świata, poprzez ciekawszych starć z przeciwnikami, a na jeszcze bardziej wciągającej fabule kończąc.
Ponadto, twórcy jeszcze bardziej zaszaleli w mariażu motywów z Final Fantasy i dzieł Disneya. Zwiedziliśmy kolejne kultowe krainy znane z animacji telewizyjnych lub kinowych, które do złudzenia przypominały oryginały. Co ciekawe, fakt występowania w grze Myszki Miki czy Goofiego nie oznacza, że była to produkcja skierowana wyłącznie do młodszych użytkowników. Pod względem warstwy emocjonalnej, Kingdom Hearts w niczym nie odstaje od najlepszych japońskich RPG-ów, dostarczając nam podczas rozgrywki zarówno wzruszeń, jak i powodów do radości.
Artystyczne produkcje często mają to do siebie, że bywają niestrawne, a twórcy są tak zapatrzeni w formę, że całkowicie zapominają o treści. W przypadku Okami można jednak powiedzieć, że wszystko zagrało tak jak należy. Dzieło Clover Studios wyróżniało się na tle konkurencji niesamowitą oprawą wizualną wzorowaną na starojapońskiej sztuce malarskiej sumi-e, przepiękną historią bazującą na mitologii japońskiej oraz świetnym i satysfakcjonującym gameplayem.
Oprawa graficzna nie miała wyłącznie na celu przedstawienia świata gry, ale była istotnym elementem gameplayu. Większość zagadek logicznych rozwiązywaliśmy za pomocą magicznego pędzla, którym dorysowaliśmy potrzebne obiekty lub wyczynialiśmy inne cuda, o jakie poprosili nas twórcy. Pędzel był wykorzystywany również podczas pojedynków, gdzie z jego pomocą wykonywaliśmy specjalne ataki. Okami przez lata było przenoszone na kolejne platformy, dlatego jeśli jeszcze nigdy nie mieliśmy styczności z tym tytułem, to czym prędzej nadróbcie zaległości.
God of War to już prawdziwa klasyka i jednocześnie jedna z bardziej rozpoznawalnych marek należących do Sony. Pierwsza część wydana w 2005 roku wycisnęła z PlayStation 2 prawie wszystkie soki ("dwójka" poprawiła ten wynik), oferując fenomenalną, jak na tamte czasy, oprawę wizualną. Próżno szukać innych gier konsolowych wydanych w tym samym momencie i wyglądających lepiej niż God od War. Gra, oprócz świetnej grafiki, oferowała również wciągającą fabułę osadzoną w klimatach greckiej mitologii.
Podobnie jak przy wcześniej opisywanym Devil May Cry, w God of War też mieliśmy do czynienia z hack slashem, tyle, że tym razem było jeszcze bardziej widowiskowo i spektakularnie. Główny bohater - Kratos - to prawdziwy akrobata, potrafiący wykonywać niesamowite sztuczki na ziemi i w powietrzu. Żeby tego było mało, jego podstawowym orężem są dwa ostrza przytwierdzone do rąk za pomocą stalowych łańcuchów. Nie trudno się domyślić, że z ich pomocą spartański wojownik siał spustoszenie wśród biednych przeciwników.
Umieszczenie dziesiątej odsłony serii (nie licząc spin-offów) na liście najlepszych gier pokazuje dosadnie, jak mocną marką jest Final Fantasy. W tej odsłonie wcielaliśmy się w postać młodego chłopaka o imieniu Tidus, który próbuje rozgryźć, jakim cudem trafił do nieznanego mu świata, zaraz po tym, jak jego miasto zostało najechane przez potężną istotę zwaną Sin. Brzmi może niezbyt poważnie, ale zapewniam was, że z czasem robi się naprawdę intrygująco. Ale o tym wiedzą wszyscy, mający przynajmniej raz styczność z tym cyklem.
Fabuła oczywiście stanowiła mocny punkt programu, ale w Final Fantasy nie tylko ona odgrywa główną rolę. W "dziesiątce" ponownie odwiedziliśmy wiele fascynujących lokacji oraz poznaliśmy masę ciekawych postaci, z których każda skrywała jakiś mniejszy lub większy sekret. Jeśli chodzi o rozgrywkę, to ta bazowała na turowym systemie walki znanym z poprzednich odsłon. Warto także nadmienić, że w dniu premiery, gra zachwycała genialnie (jak na tamte czasy) wykonanymi przerywnikami filmowymi, udowadniając tym samym, jaka przepaść dzieli PlayStation 2 z poprzednią generacją konsol.
Obecnie seria Devil May Cry kojarzona jest przede wszystkim z hipsterskim zawadiaką walczącym z wynaturzonymi kreaturami w rytm hardcore'owej muzyki. Zanim natomiast poznaliśmy taki wizerunek Dantego, w 2001 roku gracze mieli okazję przejąć kontrolę nad białowłosym wojownikiem, nie wychodzącym z domu bez czerwonego płaszcza. Wtedy właśnie rozpoczęła się nierówna seria, która przez najbliższe lata zaliczała zarówno wzloty, jak i upadki.
Pierwsza odsłona Devil May Cry była dynamicznym i efektownym hack slashem, posiadającym świetny system walki oraz wciągająca historię. Główny bohater, będący pół człowiekiem - pół demonem, wyrusza wraz z seksowną Trish do osadzonego na bezludnej wyspie zamczyska, gdzie czeka na nich potężny demon Sparda. Zanim dotarliśmy do ostatecznej konfrontacji (jak się okazało po drodze, za zamieszanie odpowiadał ktoś inny), musieliśmy wpierw wyciąć szereg szatańskich pomiotów. Mimo to, produkcja Capcomu nie skupiała się wyłącznie na pojedynkach, ale kładła także spory nacisk na eksplorację i zagadki środowiskowe.
Pierwsza odsłona przygód dzielnego Spartiaty na lata wyznaczyła kierunek dla gatunku hack and slash. Sony nie spoczęło jednak na laurach, a kontynuacja nie służyła wyłącznie za maszynkę do odcinania kuponów od sukcesu "jedynki". God of War II do dzisiaj pozostaje najlepszą odsłoną serii oraz jedną z lepszych gier w ogóle, jakie dostępne były na platformie PlayStation 2. Twórcy zrobili wszystko to, czego oczekujemy od sequeli - wszystkiego było więcej, sceny akcji zyskały na jeszcze większej epickości, a furia głównego bohatera sukcesywnie wzrastała z każdą minutą grania.
Producenci wycisnęli przy tym wszystkie soki z konsoli pokazując, jak duża moc drzemie w tak niepozornym urządzeniu. Oprawa wizualna w God of War II wyglądała obłędnie, dzięki czemu rozgrywka była jeszcze przyjemniejsza w odbiorze. Druga część zaskakiwała także wymyślnymi lokacjami oraz brutalnymi i widowiskowymi starciami z bogami. A to wszystko za sprawą nowego wachlarza ruchów Kratosa, który walczył z gracją profesjonalnego tancerza.
Nie wyobrażam sobie zestawienia najlepszych exclusive'ów na PlayStation 2 bez jakiegokolwiek dzieła Hideo Kojimy. Traf chciał, że akurat na tę konsolę Sony wydano trzecią odsłonę Metal Gear Solid, będącą jednocześnie moim ulubionym epizodem serii. Gra trafiła do sprzedaży w 2004 roku, ale nie kontynuowała historii znanej z Sons of Liberty. Zamiast tego, w trakcie rozgrywki obserwowaliśmy perypetie Naked Snake'a, zanim na dobre przyjął pseudonim "Big Boss".
Pod względem gameplayu, produkcja niewiele odbiegała od poprzedniczek. Dodano jednak parę nowych elementów, które bardzo dobrze sprawdzały się w nowej scenerii - dżungli. Historia przedstawiona w Snake Eater była poruszająca i niejednokrotnie przyprawiała o łzy w oczach. Jednocześnie producent zdołał odtworzyć specyficzny klimat starszych filmów z Jamesem Bondem, mieszając go z elementami charakteryzującymi kinową serię o Johnie Rambo. Z tego miszmaszu powstało prawdziwe dzieło, do dzisiaj dostarczające tyle samo emocji, co w dniu premiery.
Team Ico wydało na PlayStation 2 dwie produkcje - ICO oraz Shadow of the Colossus. Obie gry są niesamowitym artystycznym doznaniem, ale to właśnie ich drugie dzieło skradło serca graczy na całym świecie. Cień Kolosa na pierwszy rzut oka wydaje się być niezwykle nudny, ale to oczywiście tylko pozory. Tytuł choć przez cały czas korzysta z tych samych rozwiązań, dostarcza tak dużo wrażeń, że po jego ukończeniu, ciężko zapomnieć o przeżytej przygodzie.
Głównym bohaterem Shadow of the Colossus jest młody chłopak, który robi wszystko, żeby móc przywrócić do życia miłość swojego życia. W tym celu przemierza konno opustoszały świat, polując na tytułowych, potężnych kolosów. Tylko dzięki unicestwieniu ich wszystkich, będzie mógł ponownie zobaczyć uśmiech ukochanej. Pokonanie gigantów nie należy do prostych zadań, dlatego zanim na dobre powrócimy do początkowej lokacji, będziemy zmuszeni nieźle się napocić. Zapewniam, że zdecydowanie warto dotrwać do końca historii, ponieważ zakończenie gry było jej najlepszą częścią.
Po przeczytaniu tekstu "Ratchet Clank - przegląd serii" mojego autorstwa, łatwo zauważyć, że jestem dużym fanem serii wykreowanej przez studio Insomniac Games. Nic w tym dziwnego, ponieważ losy tytułowych bohaterów są niesłychanie angażujące i ciekawie wykonane. Na PlayStation 2 wydano kilka odsłon cyklu, ale to właśnie Up Your Arsenal było najbardziej dopracowanym epizodem.
Trzecia część Ratcheta i Clanka była zręcznościówka wręcz idealna. Producent podczas prac nad grą wykorzystał wszystkie najważniejsze cechy serii, rozbudowując je o nowe możliwości oraz funkcjonalności. Osiągnięto w ten sposób perfekcyjną platformówkę, od której ciężko było się oderwać. Rozgrywka w umiejętny sposób łączyła etapy zręcznościowe ze strzelankowymi, dzięki czemu ani przez chwilę nie mogliśmy narzekać na nudę. Całość doprawiał specyficzny rodzaj humoru, bazujący na licznych gagach i slapsticku.