Grałem w Tetris Effect na PlayStation VR. Poniżej przeczytacie recenzję gry, która w oryginalny sposób podeszła do znanej tematyki.
Odkąd pamiętam, zawsze lubiłem bawić się klockami w Tetrisie. Już za czasów Pegasusa spędzałem przy grze masę czasu i wraz z kolejnymi platformami, przechodziłem na kolejne wersje hitu Aleksieja Pażytnowa. Kiedy dowiedziałem się, że Sony planuje wydać ekskluzywnie kolejną odsłonę na PlayStation 4, zapiszczałem niczym mała dziewczynka. Na zwiastunach Tetris Effect wyglądał niesamowicie dobrze, dlatego już wtedy wiedziałem, że znowu zarwę nocki przez próby ogarnięcia jak największych wyników. Poza tym, ciekawiło mnie to, jak twórcy poradzą sobie z zaadaptowaniem produkcji do wirtualnej rzeczywistości. I wiecie co? Granie na PlayStation VR ze słuchawkami na uszach było w tym przypadku obłędne.
Jak sama nazwa wskazuje, Tetris Effect postawił przede wszystkim na efektowność. Warstwy wizualna oraz dźwiękowa odgrywają ogromną rolę i nie sposób przejść obok nich obojętnie. W grze dostępne są podstawowe rodzaje rozgrywki - w pierwszym zaliczamy swego rodzaju kampanię "fabularną", natomiast w następnym bierzemy udział w najróżniejszych trybach. Journey sprawdziłem najpierw i z miejsca zakochałem się w tym, co usłyszałem i zobaczyłem. Odpaliłem produkcję w goglach PlayStation VR i kompletnie dałem się pochłonąć wizji studia Resonair. Wszystko w grze jest ze sobą zsynchronizowane - każde działanie gracza wywołuje odpowiedni dźwięk bądź efekt wizualny. Nasze poczynania mają również wpływ na ścieżkę dźwiękową - w pewnym momencie czułem się, jakbym miał do czynienia z grą rytmiczną.
Podczas rozgrywki za pomocą analogów możemy manipulować areną, na której ustawiamy klocki. Mamy możliwość zbliżenia lub oddalenia jej od ekranu, lub przekręcania na boki. Sprawdza się to doskonale, kiedy przechodzimy Tetris Effect z wykorzystaniem gogli Sony. Czułem się dzięki temu, jakbym lewitował wokół planszy, zwłaszcza, że przez cały czas mogłem cieszyć oko świetnymi tłami. Te są bardzo różnorodne i nawiązują do najróżniejszych miejsc na świecie, lub po prostu są wytworami bujnej wyobraźni twórców. Cudowne jest to, jak mapy zmieniają się z biegiem gry, pokazując jednocześnie, że poczynania gracza zmierzają ku zwycięstwu. Warto też wspomnieć, że zaliczanie wyzwań w PlayStation VR jest jedynie opcjonalne, a sam tytuł potrafi także zachwycić w standardowy sposób, na ekranie telewizora.
Kiedy ukończycie Journey, możecie wskoczyć do segmentu Effect, gdzie czekają na was najróżniejsze warianty rozgrywki. Oprócz klasycznych takich jak Marathon czy Sprint, twórcy przygotowali całą masę trybów, w których z góry mamy nakreślone cele. Część z nich jest naprawdę poryta, ale w pozytywnym sensie. Najbardziej podobał mi się tryb, w którym, co jakiś czas aktywowane były jakieś "przeszkadzajki", typu odwrócona plansza do góry nogami, powiększone klocki, itp. Żeby ograć i wymasterować wszystkie zadania, potrzeba na to naprawdę masę czasu. Tetris to jedna z tych produkcji, do której można regularnie wracać co jakiś czas i za każdym razem będzie bawić równie mocno. Żałuję tylko, że producent kompletnie zrezygnował z trybów wieloosobowych. Nie możemy rywalizować jednocześnie z innymi graczami z Internetu, ani nawet na jednej konsoli. Według mnie, jest to ogromny minus, ponieważ siłą marki zawsze była możliwość konkurowania z innymi użytkownikami.
Tetris Effect na PlayStation VR to kawał solidnej produkcji, którą zdecydowanie powinni kupić wszyscy gracze uwielbiający tę markę (aczkolwiek, jak na grę indie, premierowa cena może trochę odstraszać). Zakochałem się w tytule, do tego stopnia, że zaniedbywałem zaliczanie Hitmana 2 i Battlefielda V, żeby tylko móc rozegrać jeszcze jedną rundę. Wydaje mi się, że może to robić za dobrą rekomendację, ponieważ zarówno dzieło IO Interactive, jak i DICE są tytułami wielce wyczekiwanymi. Mimo to, żadna z ostatnio wydanych gier nie zapewniła mi tak ogromnej frajdy. Czasami dobrze jest oderwać się od mainstreamowych produkcji, żeby móc skupić się na stawianiu klocków. Polecam!
Grę do testów dostarczyły firma PlayStation Polska, za co serdecznie dziękuję!
Autor: Łukasz Morawski