Data modyfikacji:

Star Wars: Battlefront - recenzja

Potężne AT-AT ponownie uprzykrza życie biednym rebeliantom.

Końcówka bieżącego roku to prawdziwy raj dla miłośników cyklu zapoczątkowanego przez George'a Lucasa. Kilka dni temu do sklepów trafiła długo wyczekiwana gra Star Wars: Battlefront, a już w przyszłym miesiącu sale kinowe wypełnią się dzięki kolejnej filmowej odsłonie. Oby tylko J.J. Abrams nie popełnił błędów studia DICE.

Atak klonów

Najnowsza produkcja szwedzkiego studia jest tytułem bardzo dobrym, ale cierpi na kilka bolączek. Za największą z nich zdecydowanie można uznać zbyt małą zawartość, jak na tak duże i ważne dzieło. Twórcy gry nie chcieli żeby produkcja była porównywana do Battlefielda. Słusznie, ponieważ ich poprzednie dzieła oferowały znacznie więcej contentu niż Battlefront. W najbliższych miesiącach pojawią się rozszerzenia uzupełniające tytuł o nowe mapy. Tyle, że to tak naprawdę nic nie zmienia, ponieważ trzon gry pozostanie ten sam.

DICE postanowiło zrezygnować z klas postaci, co samo w sobie mogłoby być ciekawym rozwiązaniem, gdyby zastąpiono je czymś równie istotnym dla rozgrywki. W zamian natomiast otrzymaliśmy możliwość korzystania ze specjalnych umiejętności pozwalających na spersonifikowanie bohatera i dostosowanie go do naszych preferencji. Niestety, obecnie zdobędziemy wyłącznie dwadzieścia cztery karty, których odblokowanie nie powinno zająć więcej niż dwadzieścia parę godzin. W przypadku produkcji skupionej na trybie wieloosobowym, jest to wynik co najmniej mizerny.

Skromna wojenka

Podobnie ma się sprawa z ilością dostępnych broni palnych (nazywanych "blasterami"). Pistoletów, ani karabinów nie można w żaden sposób modyfikować. Przez cały czas musimy korzystać z jedenastu pukawek, różniących się od siebie statystykami. Co ciekawe, w grze nie trzeba korzystać z celowników optycznych, ponieważ w żadnym stopniu nie wpływają one na celność strzałów.

Problemem jest także znikoma ilość planet. W najważniejszym trybie, możemy wybrać jedynie cztery lokacje. Łączna liczba map (często są to te same miejscówki, tyle, że w innych wariantach) nie dochodzi nawet do dziesięciu.

Kompletnie niezrozumiałą decyzją DICE jest brak możliwości tworzenia drużyn razem ze znajomymi. Co prawda, można wspólnie brać udział we wszystkich dostępnych trybach, ale do teamów jesteśmy dobierani losowo. Istnieje zatem wielkie prawdopodobieństwo, że siadając w kilka osób do wspólnego grania, nigdy nie będzie się walczyło razem w tej samej ekipie. Produkcja ma również problemy z przydzielaniem użytkowników do konkretnej drużyny. Wielokrotnie można natrafić na sytuację, gdzie czternastu rebeliantów musi walczyć z siedemnastoma wojakami Imperium.

Odrobina różnorodności

Do dyspozycji graczy udostępniono aż osiem form prowadzenia potyczek. "Supremacja" prezentuje wojnę totalną, gdzie czterdziestu żołnierzy walczy o przejęcie punktów kontrolnych, korzystając przy tym z dostępnych maszyn i wsparcia bohaterów. "Atak na AT-AT" polega na zniszczeniu przez rebeliantów wielkich maszyn kroczących. Jest to zdecydowanie najjaśniejszy punkt produkcji. Następnie mamy takie tryby jak "Potyczka" (standardowy team deatchmatch), "Ładunek" będący odpowiednikiem klasycznego przejmowania flagi, "Strefa zrzutu" (przejmowanie kapsuł z bonusami) i "Pogoń za droidami", gdzie musimy zdobywać kontrolę nad małymi robocikami.

To jednak nie wszystko. Miłośnicy powietrznych bitew mogą spróbować swoich sił w trybie "Eskadra", gdzie sterujemy wyłącznie maszynami latającymi. Co prawda, brakuje bitew rozgrywanych w kosmosie, jednakże to, co otrzymaliśmy również daje mnóstwo radości. Poza tym, DICE przygotowało dwie kategorie poświęcone postaciom znanym z filmów. W pierwszym, "Łowy na bohatera", musimy upolować gracza, który przejął kontrolę nad jedną z ważnych filmowych postaci, np. Hanem Solo, czy Imperatorem Palpatinem. Z kolei, drugi tryb, "Bohaterowie i złoczyńcy", pozwala na stoczenie bitwy pomiędzy wszystkimi dostępnymi specjalnymi osobami.

Różnorodność trybów niweluje uczucie znużenia. Każdy z nich ma do zaoferowania coś, co przykuje nas na dłużej do konsoli. W niektórych jesteśmy zmuszeni do taktycznego i rozważnego podchodzenia do rozgrywki, natomiast w innych liczy się przede wszystkim refleks oraz umiejętności.

Gameplay sam w sobie nie jest wyjątkowo skomplikowany. Głównym założeniem producenta, było stworzenie tytułu dającego frajdę wszystkim fanom Gwiezdnych Wojen. Dlatego w kosmicznych bitwach odnajdą się zarówno niedzielni gracze, jak również osoby, które zużyły w życiu niejeden kontroler.

Dla całej rodziny

Choć Battlefront nie posiada kampanii dla pojedynczego gracza, to jednak przygotowano coś dla osób wolących pozostać offline. Razem ze znajomym (lokalna kooperacja) możemy wykonywać trzy rodzaje misji. Pierwsza kategoria to rozbudowany samouczek, zapoznający w ciekawy sposób z ogólnymi zasadami produkcji. Następnie możemy wziąć udział w "Bitwach", gdzie zmierzymy się z drużyną sterowaną przez sztuczną inteligencję lub innego użytkownika. Pozostaje jeszcze tryb "Przetrwanie" polegający na odpieraniu coraz to trudniejszych fal przeciwników.

Każdy z trybów posiada trzy poziomy trudności wpływające na rozgrywkę. Ukończenie wszystkich misji na najtrudniejszym z nich, może przyprawić o siwe włosy nawet największych zapaleńców. Ciekawe rozwiązanie, ale całkowicie gryzie się z "każualowym" podejściem do gry.

Z szacunkiem do pierwowzoru

Oprawa wizualna to prawdziwe mistrzostwo świata. Obraz jest ostry jak żyletka, a kolory żywe i przyjemne dla oka. Lokacje są bogate w detale, każda odwiedzana miejscówka zachwyca poziomem wykonania.

To, co DICE zrobiło z marką Gwiezdnych Wojen zasługuje na największe pochwały. Szwedzi w pełni przenieśli do wirtualnego świata całą magię "Starej Trylogii". W grze wcielimy się w żołnierzy rebeliantów i szturmowców żywcem wyjętych z filmów. To samo zrobiono w przypadku odwzorowania broni oraz maszyn, którymi możemy sterować. Twórcy przygotowali również autorskie lokacje (planeta Sullust), idealnie zgrywające się ze światem wykreowanym przez LucasArts.

Równie wysoki poziom reprezentuje ścieżka dźwiękowa. Wszystkie odgłosy wydawane przez blastery, czy latające pojazdy w stuprocentach odzwierciedlają kinowe oryginały. DICE zadbało nawet o charakterystyczny dla sagi "Krzyk Wilhelma", wykorzystywany w kinematografii od 1951 roku.

Galaktyka czeka

Star Wars: Battlefront posiada wiele elementów, podpowiadających, żeby odejść od tej gry jak najdalej. Moc jest jednak wielka w tym tytule. Gdy już usiądziemy przed konsolą, odejdziemy dopiero po kilku godzinach. Po pewnym czasie większość wad jest całkowicie niezauważalna, a przyjemność z rozgrywki rośnie z każdym kolejnym meczem.

Nawet jeśli studio DICE nie do końca poradziło sobie z tematem, to ostatecznie otrzymaliśmy tytuł godny uwagi. Miłośnicy Gwiezdnych Wojen nie mogą przejść obok tej produkcji obojętnie. Zwłaszcza, że cały świat Battlefronta bazuje na tej lepszej części filmowej sagi.

 Grę do testów dostarczyła firma Electronic Arts, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Łukasz Morawski