Data publikacji:

Sonic Frontiers – recenzja. Niebieski jeż w otwartym świecie

Gry z serii Mario od Nintendo udowodniły, że warto kombinować z różnymi formami, żeby cały czas zaskakiwać graczy czymś nowym. SEGA tym razem również postanowiła całkowicie wywrócić do góry nogami dotychczasową formułę gier o swoim kultowym bohaterze. Lecz czy eksperyment zakończył się sukcesem? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w recenzji gry Sonic Frontiers.
sonic frontiers recenzja

Czy warto zagrać w Sonic Frontiers? Recenzja gry

Sonic to bez wątpienia jedna z ważniejszych marek w bibliotece SEGI – jeśli nie najważniejsza. Dlatego dziwi trochę fakt, że japoński wydawca i producent w ostatnich latach zupełnie nie był w stanie wykorzystać potencjału drzemiącego w tej serii. Co prawda w tym roku otrzymaliśmy możliwość zagrania w Sonic Origins, lecz był to zaledwie remaster czterech klasycznych gier z dawnych lat. Ostatni duży tytuł z udziałem tego bohatera zadebiutował w 2017 roku, a do tego spotkał się z bardzo złym przyjęciem przez recenzentów – Sonic Forces może pochwalić się na Metacritic średnią na poziomie 57/100.
SEGA ewidentnie musiała wprowadzić pewien powiew świeżości i zupełnie nową jakość, żeby ponownie rozkochać graczy w przygodach niebieskiego jeża. Producent gry Sonic Frontiers stwierdził, że najlepszym wzorcem dla ich produkcji będzie Super Mario Odyssey. Sęk w tym, że Sonic Team niestety nie jest Nintendo, przez co ich najnowsze dzieło pod wieloma względami ustępuje przygodom wąsatego hydraulika, nawet jeśli jego odyseja miała miejsce pod koniec 2017 roku. Świadczy to o tym, że marka Sonic w dalszym ciągu boryka się z problemami, ale tym razem pojawiło się światełko w tunelu i nadzieja, że twórcy w końcu wypracowali formułę, która w przyszłości może przynieść plony.
Nie zrozumcie mnie źle – Sonic Frontiers nie jest złą grą. To bardzo poprawne dzieło, przy którym bawiłem się całkiem nieźle. Niestety od sztandarowej produkcji tak dużego wydawcy oczekuje się znacznie więcej. Dobrym przykładem jest Nintendo, trzymające zawsze wysoki poziom w grach z udziałem Mario. Największy zarzut do produkcji Sonic Team mam ze względu na oprawę wizualną. Deweloper zdecydował się na to, że najnowsze przygody superszybkiego jeża osadzone zostaną w stosunkowo realistycznym settingu, bez specyficznej kreskówkowości poprzednich odsłon.
Nie dosyć, że gryzie się to mocno z przerysowanymi postaciami, to na dodatek jakość grafiki stoi na niskim poziomie, co widać zwłaszcza na przerywnikach filmowych. Na zbliżeniach łatwo można dostrzec rozmazane tekstury, masę kantów i wykonanie rodem z poprzednich generacji konsol. W dodatku podczas zwiedzania dużych otwartych map (łącznie jest ich pięć) nieustannie jesteśmy raczeni doczytywanymi się obiektami, co wygląda naprawdę paskudnie. Ponadto lokacje są w większości przypadków puste i oferują mdłą paletę barw.
Zupełnie inaczej wygląda to, gdy poprzez specjalne posągi przechodzimy do standardowych misji zrealizowanych na wzór starszych gier z tym bohaterem. Wtedy nagle paleta barw staje się o wiele bardziej wyrazista, a miejscówki dopracowane są w najmniejszym szczególe. Ten dziwny dysonans wizualny jeszcze bardziej podkreśla to, jakbyśmy mieli do czynienia z dwoma niezbyt zgrabnie połączonymi tytułami. Szkoda, że warstwa graficzna zawodzi tak bardzo, ponieważ sam gameplay jest bardzo przyjemny i wciągający.
Podczas klasycznych misji musimy zaliczyć kilka celów, żeby odblokować pewne klucze, potrzebne do rozwoju fabuły. Takie mapki można przebiec czasami nawet w minutę, ale w tym czasie jest małe prawdopodobieństwo, że zrealizujemy wszystkie wyzwania. Dlatego konieczne jest powtarzanie tych samych poziomów, żeby je wymaksować. Jeżeli graliście w klasyczne gry z Soniciem, to doskonale wiecie, jak to działa. Kiedy natomiast przemierzamy otwarty świat (zupełna nowość dla tej marki!), wtedy również nie możemy narzekać na nudę. Na mapie porozrzucanych jest cała masa wyzwań i obiektów, po których możemy się wspinać lub ślizgać w zawrotnym tempie.
To właśnie na eksploracji światów spędzimy najwięcej czasu, ponieważ cały czas jest tutaj co robić. Twórcy nie tylko przygotowali sporo misji głównych, ale przede wszystkim dopakowali całość ogromną liczbą zadań pobocznych i dodatkowych aktywności. Czasami musimy przebiec w wyznaczonym czasie w inne miejsce, innym razem walczymy z minibossami, rozwiązujemy proste zagadki logiczne lub próbujemy odnaleźć właściwą ścieżkę do celu. Oprócz tego, Sonic wielokrotnie musi stanąć w szranki z tajemniczymi robotami, co akurat jest najmniej ciekawym elementem zabawy. Niektóre pojedynki są świetnie zrealizowane, ale większość jest niepotrzebnym przerywnikiem przed odkrywaniem tajemnic świata gry.
A skoro już o tajemnicach mowa, to muszę przyznać, że jestem autentycznie zaskoczony fabułą Sonic Frontiers. Oczywiście nie jest to historia na poziomie The Last of Us, ale jak na tego typu platformówkę studio przygotowało naprawdę ciekawy scenariusz, w którym nie brakuje nawet bardziej wzruszających momentów. Sonic razem ze swoją paczką trafiają na dziwną wyspę, która w pewnym sensie jest realna, zaś po części funkcjonuje w cyfrowy sposób. Przez to protagonista stracił bezpośredni kontakt ze swoimi przyjaciółmi i musi odzyskać ich wspomnienia, żeby przywrócić ich cielesność. Na dodatek nieustannie odkrywamy nowe tropy odnośnie do starożytnej cywilizacji, będąc m.in. świadkami wspomnień, gdy lokalna ludność jest brutalnie eliminowana przez najeźdźców.
Sonic Frontiers zdecydowanie nie będzie moją ulubioną grą tego roku, ale nie żałuję, że zagrałem w ten tytuł. Co prawda w dalszym ciągu uważam, że jest to średnia podróbka Super Mario Odyssey, ale jak czerpać wzorce to tylko z najlepszych. Wszakże zawsze musi powstać ten pierwszy tytuł, który będzie stanowił inspirację dla innych twórców – tak jak to było chociażby z Wiedźminem 3 i późniejszymi odsłonami Assassin’s Creed. Dzieło Sonic Team ma swoje wady, ale w ogólnym rozrachunku to całkiem przyjemna gra, pokazująca ogromny potencjał. Na razie nie został on wykorzystany, dlatego liczę na to, że w przyszłości powstanie sequel, który naprawi błędy poprzedniej części.

Na czym zagrać w Sonic Frontiers?

Produkcja dostępna jest na komputerach osobistych, konsolach nowej generacji (PlayStation 5, Xbox Series X|S) oraz PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Switch.

Premiera Sonic Frontiers – kiedy?

Dzieło Sonic Team zadebiutowało 8 listopada 2022 roku na wszystkich platformach. Do sprzedaży trafiły pudełkowe wydania gry, które znajdziecie m.in. na Ceneo.pl.

Czy Sonic Frontiers posiada polską wersję językową?

Tak, w grze dostępna jest polska wersja językowa, ale wyłącznie w formie napisów. Postacie wypowiadają swoje kwestie po angielsku.

Ile godzin zajmuje ukończenie Sonic Frontiers?

Czas gry zależy w dużej mierze od tego, czy planujecie zaliczyć wszystkie zadania poboczne i dodatkowe aktywności. Jeśli natomiast skupicie się przede wszystkim na fabule, to do finału opowieści powinniście dotrzeć w trochę ponad dziesięć godzin.
Grę do testów dostarczyła firma Cenega. Opinia należy do autora recenzji.

Sonic Frontiers na PC: minimalne wymagania sprzętowe

  • Procesor: Intel Core i5-3470 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz
  • Pamięć RAM: 8 GB
  • Karta graficzna: 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7870 lub lepsza
  • Miejsce na dysku: 30 GB
  • System operacyjny: Windows 10 (64-bit)
  • Sonic Frontiers na PC: rekomendowane wymagania sprzętowe

  • Procesor: Intel Core i5-6600 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 2600 3.4 GHz
  • Pamięć RAM: 12 GB
  • Karta graficzna: 8 GB GeForce GTX 1070 / Radeon RX Vega 56 lub lepsza
  • Miejsca na dysku: 30 GB
  • System operacyjny: Windows 10 (64-bit)
  • Zdjęcie: Materiały prasowe SEGA
    Łukasz Morawski
    Łukasz Morawski

    Prawdopodobnie urodził się z padem w ręku i kawałkiem pizzy w ustach. Miłośnik wszystkiego, co związane z kulturą popularną i nowymi technologiami. Od najmłodszych lat gra w gry, ogląda filmy i seriale, czyta książki oraz komiksy. Jedno jest pewne - nie ma czasu na nudę.