Data modyfikacji:

Recenzja Final Fantasy XV Windows Edition – świetny port porządnej gry

Postrach kart graficznych.

Moja ulubiona scena w Final Fantasy XV nie ma nic wspólnego z fabułą – to moment, gdy biegnąc z towarzyszami przez las usłyszałem, jak jeden z nich kichnął i niemal odruchowo wymamrotałem „na zdrowie”.

Ta chwila, jak i wiele jej podobnych to drobne elementy, które czynią grę naprawdę przyjemną historią o przyjaźni i braterstwie. I choć kierunek zmian, jaki obrała seria nie koniecznie mi odpowiada, a fabuła, nawet z dołączonymi do Windows Edition wszystkimi DLC dalej jest dość niezrozumiała, wydane na PC Final Fantasy to strasznie solidny produkt, który dostarczy sporo frustracji wszystkim fanom wysokich ustawień graficznych.

Trochę technicznie

Windows Edition to nie do końca ta sama gra, którą dostaliśmy półtora roku temu na konsolach. Współpraca między Square Enix a nVidią pozwoliła zmienić całkiem ładną produkcję w coś jeszcze ładniejszego. Użytkownicy PC dostali dodatkowe opcje graficzne, obsługę wielu dedykowanych dla producenta kart GeForce rozszerzeń. Odpalenie wszystkiego w najwyższych ustawieniach to spore wyzwanie – bez karty klasy 1080 nie warto nawet próbować. Spore spadki wydajności i przycięcia nie są tego warte.

Tym bardziej, że gra prezentuje się bardzo dobrze nawet w niższych ustawieniach – podczas kilkudziesięciu godzin zabawy doświadczałem co prawda krótkotrwałych przycięć i spowolnień, przez większość czasu mogłem się cieszyć stabilnymi 60 klatkami. Chwilowe zwiechy rzadko zresztą wiązały się z nawałnicą efektów na ekranie, wynikały zazwyczaj z doczytywania elementów świata i znikały szybciej, niż się pojawiały.

O zaadaptowanej pod Windowsa edycji Final Fantasy można powiedzieć wiele dobrego – rzadko dostajemy porty tej klasy, nawet od dużych wydawców – ale warto pamiętać, że to wciąż konsolowa produkcja, zaprojektowana pod fanów padów. Implementacja myszy i klawiatury pozostawia trochę do życzenia, bo sprint domyślnie przypisany jest pod lewy klawisz, obsługiwanie menu „szczurem” to ciągłe zmaganie się z gwałtownymi przeskokami o kilka opcji w górę lub w dół.

Jeśli jednak pogodzimy się z tymi decyzjami, dostajemy całkiem przyzwoitą kontrolę nad kamerą i w większości bezproblemową obsługę, co stanowi całkiem miłą niespodziankę. Doświadczenie pokazuje, że tego typu implementacje potrafią wychodzić dużo gorzej, czyniąc grę na klawiaturze niemal kompletnie niemożliwą.

Trochę innowacyjnie

Piętnastka to zresztą dla Square Enix materiał do eksperymentów na wielu frontach. Zrezygnowano z turowego systemu rozgrywki, po otwartym świecie poruszamy się samochodem, a zamiast szerokiego wachlarza kompanów do wyboru dostajemy trzech kumpli i ochroniarzy głównego bohatera, księcia, którzy przeżywają z nim wielką, życiową przygodę.

Jak wspomniałem wcześniej, fabularna wersja gry to chaotyczna mieszanka przerywników filmowych i dialogów, które zyskują sporo sensu dopiero, jeśli obejrzymy towarzyszące grze anime i pełnometrażowy film. W tej kwestii niewiele się zmieniło – jeśli chcemy zrozumieć całość opowieści, musimy odrobić tę pracę domową.

Rzecz w tym, że wcale nie musimy, by cieszyć się przygodą – fabuła Final Fantasy XV to tak naprawdę tło dla opowieści o czterech przyjaciołach podróżujących po dziwacznym świecie. Ich krótkie rozmowy, przeglądanie zdjęć, które nadmiernie entuzjastyczny Prompto robi  w każdej wolnej chwili i dobieranie posiłków gotowanych przez Ignisa zanurza nas w rozgrywce znacznie bardziej niż cokolwiek innego.

Trochę fabularnie

Polowanie na prastare bronie i słuchanie o tym, jak złe jest zsyłające na nasze głowy armie robotów Imperium to tylko wymówka, by spędzić czas z kumplami i cieszyć się ich relacjami. Ma to też jednak złą stronę – ponieważ znaczną część naszego czasu spędzamy gadając z towarzyszami i słuchając ich komentarzy, dość szybko zaczynamy czuć,  że nikt poza nimi nie został tak starannie i wyraziście narysowany.

Przyjaciele i wrogowie naszej czwórki przychodzą i odchodzą, nie są jednak w stanie wywrzeć większego wrażenia. Nie ma tu Kefki ani Sephirotha, co tylko utwierdza nas w poczuciu, że fabuła to tło. Piętnastka nie stara się być zresztą przesadnie wyrazista w projektach głównych bohaterów – choć każdy z nich ma cechy szczególne, a gra pozwala nam podmieniać ich ciuszki, nigdy nie wyglądają oni jak najbardziej barwne i kolorowe postaci jakie przez lata dostarczało nam Final Fantasy.

Trochę przełomowo

Przyzwyczajenie się do nowego modelu rozgrywki, który spycha na bok magię i zastępuje turową walkę bardziej dynamicznym systemem, pełnym doskoków, i team-upów, wymagało trochę czasu. Zmiany miały uczynić grę bardziej przystępną dla wszystkich i choć wizualne fajerwerki i dynamiczne starcia sprawiają, że nawet pomniejsze potyczki są bardzo przyjemne, dalej czuć tu ducha serii, która każe nam szukać słabości wrogów i dostosowywać się do nich, by zwyciężać.

Dziesiątki godzin w świecie Piętnastki spędzimy polując na coraz silniejsze potwory, szukając specjalnych przedmiotów i wykonując masę zadań, które slangowo opisuje się jako „FedEx” lub „przynieś/wynieś/pozamiataj”, co jest chyba najlepszym dowodem na to, że Final Fantasy nie jest grą dla każdego. Musimy robić te wszystkie rzeczy, by zdobywać potrzebne do awansowania i rozwijania postaci doświadczenie, jest to jednak w pewnym stopniu praca, której bez zakochania się w świecie i jego bohaterach może nam zwyczajnie nie chcieć się wykonać.

Pewną przeciwwagą dla tego są rozmaite mini gry, możliwość jazdy na Chocobo, korzystania z automatów czy po prostu jeżdżenia (choć mamy bardzo ograniczoną kontrolę nad samochodem) po świecie. Na każdą mechaniczną, potencjalnie monotonną atrakcję przypada coś barwnego, ciekawego i wciągającego, co sprawia, że nie chce nam się odchodzić od ekranu.

Największym zawodem są zmiany w magii, która została mocno ograniczona i osłabiona. Konieczność zbierania trzech żywiołów i budowania z nich zużywających się z czasem czarów sprawia, że całe rzeźbienie zaklęć jest bardziej pracą niż zabawą.

I naprawdę bardzo fajnie

W paczce Windows Edition dostajemy kompletną, podrasowaną graficznie i niesamowicie satysfakcjonującą grę, która starcza na dziesiątki godzin. To także nowy benchmark wydajności komputerów, satysfakcjonujący dla posiadaczy najwyższej klasy sprzętu i frustrujący dla całej reszty. Pewne drobne minusy, takie jak spadki wydajności, problemy z klawiaturą i myszą czy nie najlepsza fabuła mogą odstraszać. Jednak jeśli szukacie ciekawej opowieści drogi z czterema naprawdę ładnie naszkicowanymi bohaterami podbijającymi świat, nie wahajcie się ani chwili.

OCENA KOŃCOWA: 85/100

PLUSY:

+ bardzo wciągająca

+ świetna wizualnie

+ fajna przygoda i opowieść drogi

+ dodatkowe wizualne fajerwerki dla użytkowników PC

+ wysokiej klasy port

MINUSY:

- wysokie wymagania sprzętowe

- nudna fabuła

dość powtarzalne zadania

kiepska mechanika czarów

Grę do testów dostarczyła firma Cenega za co serdecznie dziękujemy!

 

Autor: Artur Cnotalski