Data modyfikacji:

Devil May Cry 5 – recenzja. Diabeł zapłakał ze szczęścia

Po jedenastu latach od premiery czwartej odsłony serii Devil May Cry, Dante powraca żeby znowu siać spustoszenie wśród demonów. Tym razem ma jednak dwóch towarzyszy, którzy ułatwią mu zadanie. A może nie? Zapraszam do recenzji Devil May Cry 5.

Jestem pod ogromnym wrażeniem ostatnich gier wyprodukowanych i wydanych przez Capcom. Firma co prawda nie rozpieszcza użytkowników nowymi seriami, ale skrupulatnie rozwija te, jakie posiada już od wielu lat. Rok temu otrzymaliśmy świetne Monster Hunter: World, które cały czas jest rozwijane o nową zawartość i nic nie wskazuje na to, że gra szybko upadnie. Nawet Geralt zawitał do niej w jednej z aktualizacji. Japońska firma doskonale zarządza także marką Resident Evil, przygotowując świetne remastery i remake’i poprzednich odsłon, jednocześnie stawiając na powiew świeżości, jak to miało miejsce chociażby przy okazji premiery siódmej części. Wydana niedawno odświeżona „dwójka” również powalała na kolana swoją jakością. Powodów do narzekania nie mają też miłośnicy Mega Mana, a i wszystko wskazuje na to, że może i Onimusha powróci z nową odsłoną.

Jak widać, line-up producenta jest dosyć mocno zapełniony, ale na szczęście w harmonogramie znalazło się jeszcze miejsce dla jednej z ciekawszych marek Capcomu, czyli Devil May Cry. Tak dziwnej serii świat jeszcze chyba nie widział. W końcu każda odsłona pomimo tego, że reprezentowała ten sam gatunek, na dobrą sprawę miała ze sobą mało wspólnego. Twórcy nie bali się eksperymentowania z poszczególnymi odsłonami, co raz wychodziło znakomicie (DMC 3), a raz mega dziwacznie (DMC2). Koniec końców, seria od zawsze trzymała bardzo wysoki poziom, dlatego zawsze bardzo mnie dziwiło to, że na tyle lat zaprzestano jej wspierania. Co prawda, w 2013 roku wydano DmC: Devil May Cry, jednakże był to zaledwie reebot przygotowany przez amerykańskie studio Ninja Theory. Gra była bardzo dobra, aczkolwiek brakowało jej tego dziwacznego klimatu japońskich produkcji. No i na nowo próbowała opowiedzieć historię Dantego, co niekoniecznie spodobało się graczom.

DEVIL MAY CRY 5 - RECENZJA

Jak się okazuje, narzekania były wtedy w pełni uzasadnione, ponieważ sam Capcom miał jeszcze sporo do powiedzenia o swoim niesfornym antybohaterze. Devil May Cry 5 jest piękną klamrą wszystkich odsłon cyklu, podsumowującą większość najważniejszych wątków z poprzednich części, pokazując tym samym protagonistę w trochę innym świetle. Nie chcę oczywiście pisać nic więcej, gdyż wiązałoby się to ze zdradzeniem pewnego twistu fabularnego. W sumie jest on łatwy do przewidzenia, lecz i tak najlepiej fabułę poznać osobiście.

Można powiedzieć, że jestem zaskoczony jakością fabuły. Nigdy wcześniej nie śledziłem zbyt dokładnie historii przygotowanej na rzecz serii Devil May Cry, z tego względu, iż zazwyczaj służyła ona dla mnie jako pretekst do sieczki. Tym razem jest jednak trochę inaczej - producent dał zdecydowanie więcej czasu ekranowego wszystkim bohaterom. Oczywiście, przerywniki filmowe nie są tak długie jak w Metal Gear Solid, jednak potrafią zaciekawić i zaangażować. Opowieść nie jest szczególnie skomplikowana, ale oceniam ją jako bardzo satysfakcjonującą.

Marka Devil May Cry od zawsze kombinowała z przynajmniej dwiema grywalnymi postaciami. Nie inaczej jest w przypadku piątej części. Tym razem Capcom postawił na rozłożenie misji na trzech bohaterów – Dantego, Nero oraz V. Tego pierwszego oczywiście nie trzeba nikomu przedstawiać, w końcu to legendarny łowca demonów, który kilkukrotnie zdążył zaprezentować swoje umiejętności i dać wyraz swojego paskudnego charakteru. Nero z kolei poznaliśmy wcześniej w „czwórce”, gdzie także był grywalną postacią. Rozpoczynając przygodę z DMC 5 nie wiemy natomiast nic o niejakim V, zagadkowym jegomościu, mającym tendencję do rzucania półsłówkami. Fabuła piątej części kręci się wokół podziemnego drzewa Klifot, wewnątrz którego znajduje się potężny demon. Każdy z herosów ma swoje własne powody, żeby spróbować go powstrzymać i nie zawsze chodzi o chęć uratowania świata od zagłady. To niekoniecznie jest uniwersum wielkich bohaterów – własne cele i zachcianki zazwyczaj stoją na pierwszym miejscu.

GAMEPLAY W DMC 5 TO PRAWDZIWE ZŁOTO

Jak już wcześniej pisałem, pod względem rozgrywki Devil May Cry 5 nie odbiega zbytnio od tego, co mogliśmy zobaczyć w poprzednich częściach. Aczkolwiek, mamy teraz większą swobodę w eksplorowaniu lokacji, ponieważ sami możemy kontrolować ustawienie kamery. Jedynie w wybranych miejscach obraz blokuje się w konkretnych punktach. Gameplay nadal polega na wybijaniu kolejnych zastępów wroga w jak najbardziej spektakularny sposób. Na szczęście, dzięki trzem różnorodnym bohaterom, rozgrywka nawet przez moment nie daje powodów do nudy, gdyż nieustannie musimy uczyć się nowych ruchów i radzenia sobie z zagrożeniem.

Sterowanie Dantem można uznać za najbardziej typowe – łowca demonów posługuje się swoimi ukochanymi mieczami oraz wspomaga pistoletami Ebony i Ivory. Oczywiście, w trakcie rozgrywki odblokowujemy nowe wyposażenie, jednakże nie zmienia to jakoś szczególnie podejścia do zabawy. Jeżeli graliście w poprzednie części, to sterując tym bohaterem będziecie czuli się jak ryba w wodzie. Trochę więcej problemów pojawia się przy okazji Nero. Jako, że chłopak stracił swoją magiczną rękę, musi wspomagać się wymienialnymi protezami. Sztuczne dłonie mają najróżniejsze właściwości i tylko od nas zależy, z jakich gadżetów chcemy korzystać. Granie młodziakiem sprawiło mi zdecydowanie najwięcej frajdy, ponieważ dawało największe pole do eksperymentowania. Ciekawym urozmaiceniem jest również sposób walki prowadzony przez V. Tajemniczy typ jest dosyć słaby i bezpośrednio nie potrafi walczyć z oponentami. W tym celu wykorzystuje dwa demony (kruk i pantera), które wykonują za niego czarną robotę. Bez wątpienia jest to ciekawy koncept, świetnie wpisujący się w atmosferę piątej części.

PIEKIELNIE DOBRA GRAFIKA

Bardzo spodobał mi się również kierunek artystyczny, w jakim podążył Capcom. Devil May Cry 5 nie został pozbawiony komediowych, mocno przerysowanych wstawek, jednakże całość wydaje się być o wiele bardziej mroczna i brutalna. Objawia się to nie tylko projektami lokacji, ale również designem przeciwników. Wrogowie są naprawdę odrażający, tak brzydcy, że z przyjemnością wycinałem je w pień, byleby tylko nie musieć na nie dłużej patrzeć. Producent przeszedł samego siebie projektując tak obleśne maszkary – jeśli zobaczycie wielkiego pisklaka ujeżdżanego przez trzygłową demonicę, to zrozumiecie o co chodzi.

Dosyć mocno zaskoczyła mnie również oprawa wizualna, która autentycznie bywa przepiękna. Do tego stopnia, że przez cały czas miałem wrażenie, że przekracza dolinę niesamowitości. Wygląd postaci, a zwłaszcza ich twarzy, to absolutnie pierwsza liga. Do samego końca nie mogłem przywyknąć do tego, że facjata Dantego prezentuje się tak realistycznie – jego mimika, uzębienie, falowanie włosów. Przez to świat gry wydaje się być jeszcze bardziej nieprzystępny (w pozytywnym sensie). W poprzednich częściach wszystko było mocno przerysowane, trochę mangowe. Tutaj natomiast jest na tyle realistyczne, że byłem w stanie uwierzyć w ten świat, w przygnębiającą wizję Capcomu. Piękna sprawa.

CZY WARTO KUPIĆ DEVIL MAY CRY 5?

Devil May Cry 5 to świetny slasher z przepiękną grafiką, ciekawym konceptem świata i jeszcze lepiej rozpisanymi bohaterami. Miłośnicy tego gatunku nie powinni się nawet zastanawiać nad kupnem własnego egzemplarza. Zapewniam was, że nie pożałujecie. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii Devil May Cry.

Grę do testów udostępniła firma Cenega, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Łukasz Morawski