Mogliśmy się tego spodziewać.
Bethesda Softworks to bardzo nierówny producent. Z jednej strony studio tworzy ciekawe, rozległe światy oraz trzyma pieczę nad dwoma dużymi uniwersami (TES oraz Fallout), ale z drugiej, wszystkie ich produkcje są niedopracowane i toporne. Nie przeszkadza to jednak firmie zarabiać dużo pieniędzy na swoich dziełach, ponieważ każde z nich sprzedaje się przynajmniej w zadowalającej ilości. Czy tak będzie również ze Skyrim Special Edition? Prawdopodobnie tak, aczkolwiek gra zdecydowanie na to nie zasługuje.
Skyrim zadebiutował w 2011 roku na komputerach osobistych i konsolach poprzedniej generacji. Produkcja opowiada o wydarzeniach rozgrywanych dwieście lat po fabule Obliviona. Tym razem największym zagrożeniem dla świata są mityczne smoki, które ponownie zaczęły dręczyć lokalną ludzkość. Główny bohater okazuje się być smoczym dzieciem, co oznacza, że jako jedyny jest w stanie powstrzymać groźnych agresorów. W taki oto sposób rozpoczynamy wielką przygodę, wystarczającą na setki godzin. W odświeżonej edycji, otrzymujemy ponadto dodatki Dawnguard, Heartfire oraz Dragonborn, dzięki czemu czas gry ulega jeszcze większemu wydłużeniu.
BŁĘDY TECHNICZNE? KTO BY ZWRACAŁ NA TO UWAGĘ?
Nigdy nie byłem zwolennikiem serii The Elder Scrolls, ponieważ zawsze przeszkadzała mi w niej niekompetencja twórców, olewających liczne sprawy techniczne. Oryginalna wersja Skyrima także była skażona licznymi bugami, psującymi przyjemność z rozgrywki. Nie trudno zgadnąć, że odświeżona edycja cierpi na to samo. Wydawać by się mogło, że wydając remastera, Bethesda weźmie do serca uwagi graczy i naprawi głupotki wcześniejszej wersji. Niestety, tak nie było, przez co Skyrim nadal irytuje wieloma niedopracowanymi elementami.
W dodatku gra działa niestabilnie na PlayStation 4, czego efektem bywa całkowite zawieszanie konsoli. Gram często, testuję wiele gier i muszę zaznaczyć, że problem z "wychodzeniem do pulpitu" to prawdziwa rzadkość. Przy produkcji Bethesdy zdarzyło mi się to trzy razy, co niezbyt dobrze świadczy o producencie. Według oficjalnych informacji tytuł wyświetlany jest w natywnej rozdzielczości 1080p i stałych trzydziestu klatkach na sekundę. Co do tego drugiego mam pewne wątpliwości, gdyż obraz potrafi łapać "zwiechy", a z jego płynnością wcale nie było tak kolorowo. Podczas większych bijatyk z wykorzystaniem magii, gra potrafi całkiem nieźle chrupać. Trochę słabo jak na pięcioletnie dzieło.
BRZYDKIE KACZĄTKO, KTÓRE NIGDY NIE BĘDZIE ŁABĘDZIEM
Oprawa wizualna to największy plus Skyrim Special Edition. Twórcy remastera poprawili wygląd tekstur, dodali nowe filtry, usprawnili działanie światłocieni i upiększyli resztę efektów wizualnych. Gra nadal wygląda dużo gorzej niż inne produkcje wydawane w ostatnim czasie na PlayStation 4, ale momentami naprawdę potrafi cieszyć oko. Potężna kraina umieszczona w grze zawiera całą masę klimatycznych lokacji, które w odświeżonej wersji jeszcze bardziej budują magiczną atmosferę. Kolejną zaletą konsolowej edycji jest dodanie przez Cenegę pełnego polskiego dubbingu, wykonanego z dużym profesjonalizmem. Oprócz tego, remaster wspiera również mody przygotowanych przez społeczność gry. Co prawda, na konsoli Sony występuje limit do 1GB, ale i tak nie powinno przeszkadzać to w zainstalowaniu kilku ciekawych modyfikacji. Należy tylko pamiętać, że korzystanie z modów automatycznie wyłącznie trofea.
The Elder Scrolls: Skyrim Special Edition to tytuł przeznaczony wyłącznie dla osób niemających wcześniej styczności z tym tytułem. Ostrzegam jednak, że po uruchomieniu gry może czekać na Was niemiła niespodzianka, gdy natraficie na liczne bugi i niedopracowania. Wielka szkoda, że Bethesda ponownie zaniedbała stronę techniczną swojej gry. Gdyby nie błędy, moglibyśmy obcować z solidnym RPG-iem, a tak, mamy do czynienia z Quasimodo. Niby dusza piękna, ale reszta brzydka.
Grę do testów dostarczyła firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!
Autor: Łukasz Morawski