We wtorek 10 kwietnia Cenega (dzięki za zaproszenie!) zorganizowała imprezkę dla dziennikarzy i jutuberów, podczas której mogliśmy ograć cztery produkcje z line-upu Bandai Namco. Oczywiście, atmosfera była zbyt wesoła, a drinki zbyt smaczne, żeby w pełni poświęcić uwagę grom, ale na szczęście udało mi się ukończyć praktycznie wszystkie demka, dlatego teraz chciałbym podzielić się z wami swoimi wrażeniami. Część tytułów od razu przypadła mi do gustu, natomiast nie obyło się bez kręcenia nosem. Sprawdźcie, na co warto czekać w najbliższych miesiącach.
Doskonale wiem, że przyszliście tu głównie dla gry From Software, dlatego to właśnie ją rzucę na pierwszy ogień. Muszę was jednak delikatnie zawieść, jeśli liczycie, że odświeżona wersja będzie czymś więcej niż tylko portem na konsole obecnej generacji. Oprawa wizualna nie została znacząco poprawiona, aczkolwiek prezentuje się na tyle dobrze, że powinna spodobać się nawet malkontentom. Rozdzielczość została zwiększona, tekstury wygładzone, a całość śmiga bardzo płynnie, co w przypadku tego tytułu jest jak najbardziej wskazane. Rozgrywka nie uległa zmianom, natomiast zmodyfikowano tryb online.
W remasterze będzie można grać w kooperacji w sześciu graczy (w oryginale była dwójka mniej), a w ułatwieniu połączenia się z kumplami pomoże system haseł znany z późniejszych odsłon cyklu i Bloodborne'a. Widać, że twórcom zależało na tym, żeby osoby, które lata temu zaliczyły Dark Souls, mogły odkrywać grę na nowo. Świadczy też o tym brak buteleczek z estusem w trybie PvP - od teraz musimy polegać wyłącznie na swoich umiejętności, bez możliwości uleczenia postaci w razie popełnienia pomyłki. Brzmi hardkorowo, i o to właśnie chodziło! Z niecierpliwością czekam na pełną wersję.
Od premiery poprzedniej pełnoprawnej odsłony Ace Combat minęło już ponad dziesięć lat. Od wielu miesięcy mówi się o powrocie serii w wielkim stylu i chyba jest w tym ziarnko prawdy. Podczas pokazu mogliśmy przetestować produkcję w standardowej wersji i z goglami wirtualnej rzeczywistości. Stwierdziłem jednak, że podziękuję tego wieczoru z PlayStation VR, ale udało mi się zaczerpnąć opinii od kolegów i koleżanek z innych redakcji. Według nich, wrażenia były nieziemskie (w końcu gra o samolotach, nie?), a sama gra nawet przez chwilę nie powodowała mdłości i bólu głowy. Do dyspozycji oddano jedną misją, pozbawioną większego fabularnego kontekstu, nad czym trochę ubolewam, bo byłem ciekaw jak zostały zrealizowane przerywniki filmowe, które mają odgrywać dużą rolę w opowiadaniu historii.
Pozostało mi jedynie rozkoszować się czystą rozgrywką, a ta zauroczyła mnie swoim urokiem. Podniebne bitwy wyglądają wręcz obłędnie, a system sterowania samolotem jest na tyle intuicyjny, że nikt nie powinien mieć problemu z opanowaniem maszyny - pod warunkiem jednak, że gramy z kamerą w trybie TPP. Gdy ustawimy obraz z kokpitu rozgrywka staje się o wiele bardziej wymagająca, co z pewnością docenią bardziej doświadczeni gracze. Największe obawy wzbudziła we mnie oprawa graficzna, która nie robiła zbyt dużego wrażenia. Co prawda, wygląd maszyn oraz takie efekty jak skraplająca się woda na przedniej szybie, czy efekt przełamywania bariery dźwięku wyglądają świetnie, tak otoczenie pozostawia wiele do życzenia. Podczas prezentacji dowiedzieliśmy się również, że w grze udostępniony zostanie tryb hangaru, w którym będziemy mogli dokładnie przyjrzeć się każdemu z samolotów.
Jadąc na pokaz do Warszawy nie mogłem doczekać się, aż w końcu na własne oczy zobaczę Code Vein - produkcję soulsopodobną, wykorzystującą masę mechanik znanych z gier studia From Software. Pomysł na świat gry od początku wydawał mi się ciekawy (apokalipsa, zagłada ludzkości, wampiry, itp.), dlatego z zapałem przystąpiłem do stanowiska z wczesną wersją tytułu. Rozwinięcia fabuły tam nie poznałem, ponieważ nie było to w danym momencie istotne. Twórcom zależało żeby zaprezentować rozgrywkę, i chyba nie wyszło im to najlepiej. Żałuję, że miałem okazję sprawdzić produkcję kilka miesięcy przed premierą, ponieważ delikatnie się do niej zraziłem. Najbardziej zabolało mnie to, że do testowej wersji wykorzystano niesamowicie biedną lokację - podziemia. Wow! A gdzie te wszystkie monumentalne miasta, którymi raczono nas w zwiastunach?
Ok, dzięki temu mogłem skupić się wyłącznie na pojedynkach, a nie zwiedzaniu widoczków. I tutaj kolejna klapa - walka jest zbyt chaotyczna (głównie przez szalejącą kamerę) i momentami za bardzo toporna. Zwłaszcza podczas uleczania postaci, kiedy tracimy kontrolę nad bohaterem na dobrą sekundę lub dwie. Ponadto, podczas wyprowadzania ciosów, kompletnie nie czuć ich ciężaru - miecz w magiczny sposób przenika przez oponentów, których jedyną reakcją jest zmniejszenie paska zdrowia. Oprócz tego, miałem do dyspozycji sprawdzenie starcia z bossem, i tutaj było trochę lepiej. Mimo to, do gry na razie podchodzę sceptycznie, aczkolwiek liczę na to, że twórcom uda się usprawnić wszelkie niedociągnięcia. Wszakże, testowałem bardzo wczesną wersję. W związku z tym, nie wyciągam ostatecznych wniosków, jednakże tytuł spadł z mojej listy must have'ów 2018 roku.
Soul Calibur jaki jest, każdy wie... Oczywiście pod warunkiem, że grał w poprzednie odsłony serii. A z tym w sumie może być ciężko, ponieważ ostatnia część zadebiutowała dobre sześć lat temu na ubiegłej generacji konsol. Tytuł dotychczas może nie cieszył się w Polsce zbyt dużą popularnością (ale mimo to, gra ma swoich wiernych fanów), ale to z pewnością zmieni się w najbliższym czasie. Główną zasługą takiego stanu rzeczy będzie umieszczenie Geralta jako jednej z grywalnych postaci. Bandai Namco mocno stawia na promowanie tego bohatera, opierając na nim kampanię marketingową. W związku z tym, liczyłem, że będzie mi dane sprawdzić Wiedźmina w akcji.
Niestety, moje nadzieje zniknęły w momencie podejścia do stanowiska z grą. Jak widać, przed twórcami jeszcze trochę pracy, dlatego pozostała mi zabawa kilkoma ikonicznymi postaciami. Podczas rozgrywki bawiłem się świetnie - starcia są mega dynamiczne, wyprowadzane ciosy widowiskowe, a projekty postaci bardzo ładne. Walki dla niedoświadczonych graczy (siema, to ja!) mogą być mocno chaotyczne, ale gdy już opanujemy kombosy, wtedy zacznie się dopiero prawdziwa zabawa. Dodam jeszcze tylko, że podczas okładania się po ryjach, ponownie możemy zniszczyć stroje wojowników. Zawiodę jednak męską część czytelników - system ten został mocno ograniczony względem kobiet. Męskie torsy!
Autor: Łukasz Morawski