W
Evil West takie podejście działa przez większość czasu, ponieważ nawet mimo schematyczności zabawa z biegiem czasu nabiera wiatru w żagle. Główny bohater zyskuje dostęp do dodatkowego, morderczego uzbrojenia, a poza tym można odblokowywać nowe umiejętności zwiększające jego potencjał podczas walki. Niestety nie zmienia to faktu, że przez większość czasu walczymy na zamkniętych obszarach z tymi samymi rodzajami przeciwników, tyle że rzuconymi na mapę w różnych konfiguracjach. Gdyby gra była sporo krótsza (a i tak nie jest długa, bo do finału dotarłem w jedenaście godzin), wtedy na pewno nie byłoby to tak bardzo odczuwalne. Nie pogniewałbym się, gdyby twórcy postawili na krótką historię na maksymalnie sześć godzin.