This War of Mine szturmem wziął rynek gier komputerowych, ale czy jego planszowej odmianie uda się powtórzyć sukces?
Komputerowy This War of Mine, hit 11 Bit Studios, był nowatorski w swym podejściu do tematu. Oto bierzemy udział w wojnie, jednak nie tak jak w Call of Duty. Musimy tylko przeżyć. Wydawałoby się, że koncept nie był specjalnie zajmujący, jednak gra zebrała bardzo dobre recenzje i zapewniła rozgrywkę graczom na wszystkich popularnych platformach sprzętowych. Planszowa wersja tego rasowego survivalu została wydana dzięki zbiórce pieniędzy na platformie Kickstarter w kooperacji dwóch firm: wrocławskiego Awaken Realms oraz krakowskiej Galakty. Za samą mechanikę gry odpowiada m.in. Michał Oracz znany choćby z kapitalnej Neuroshimy Hex. Do recenzji otrzymałem podstawową wersję gry w języku angielskim, bez dodatków odblokowanych podczas zbiórki.
Aby przeżyć ...
Gra podobnie jak komputerowy pierwowzór skupia się na próbach przeżycia grupki cywili uwięzionych podczas oblężenia miasta. W planszówce mamy możliwość podejścia do rozgrywki od 1 do nawet 6 osób. Rozgrywka to typowa kooperacja, gdzie gracze będą zmagali się z wyzwaniami rzucanymi im przez grę. Różnica między grą jednoosobową, a wersją dla kilku graczy polega na tym, że przy kilku graczach poszczególne działania omawiane są w grupie, a Journal - czyli dziennik, wskazuje na gracza, który ma ewentualne ostatnie słowo. Warto zaznaczyć, że w This War of Mine można zagrać bez uciążliwego uczenia się zasad przed grą. Otóż podstawowe zasady zostały zebrane w formie dzienniczka, który za rękę poprowadzi Was przez poszczególne fazy dnia, objaśni system walki i wypraw po materiały i surowce potrzebne do przeżycia. Świetna sprawa, dzięki której do TWoM zasiąść można w gronie osób kompletnie nie będących w temacie.
Kolejną sprawą, która mocno wyróżnia This War of Mine jest brak podziału postaci (losowane spośród 12) między graczy. Osobiście spodziewałem się, że w grze otrzymamy przydzieloną postać i, jak w innych tytułach kooperacyjnych, będziemy grali nieco na własną rękę. Tu tak nie jest. Jak wspomniałem wcześniej, podstawą gry są narady między graczami, co zrobić dalej. Uczucie immersji w grę jest wzmocnione dodatkowo przez wprowadzenie drugiej mechaniki, oprócz tej z dziennika, a mianowicie skryptów, zebranych w formie dość grubej książeczki (ponad 100 stron). Otóż w niektórych momentach gry zostaniemy poproszeni o przeczytanie konkretnego paragrafu z książki. Często będą one stawiały przed nami rozmaite wybory - czy przyjmiemy pod swój dach zagłodzoną kobietę w ciąży, czy może odeślemy ją z kwitkiem, bo nasi bohaterowie sami wyglądają jak żywe trupy? Czy też okradniemy spotkanego mężczyznę, czy jednak damy mu spokój? Takich dylematów jest więcej i należy oddać sprawiedliwość twórcom, ponieważ udało im się uniknąć powtarzania tej moralizatorskiej kliszy znanej choćby z cRPGów, gdzie działanie bezinteresowne okazuje się być najlepiej nagradzane. W This War of Mine jest wojna, a więc jest niesprawiedliwie, niekiedy drastycznie i brutalnie. Osoby, którym to przeszkadza mogą łatwo pozbyć się tego typu scen, nie używając dwóch z pięciu kolorów, jakimi opisano skrypty. Nie ukrywam jednak, że gra traci wtedy nieco na klimacie.
... szabruj, handluj, wytwarzaj
Gra implementuje rozbudowany system wytwarzania przedmiotów znany z wersji komputerowej. Na głównej planszy wciąż mamy tony gruzu do przeczesania, drzwi do wyważenia i ulepszenia do zbudowania. System jest łatwy i intuicyjny, jak zresztą większość rozwiązań zastosowanych w tytule. Handel oparto na systemie skryptów, które determinują co możemy nabyć i w jakich cenach. Trzeba pamiętać, że dróg do przeżycia (bo ciężko mówić o zwycięstwie w kontekście realiów) jest więcej niż jedna i trudno wyłonić jakąś "jedyną słuszną" strategię.
Każdego wieczoru przychodzi czas, by wybrać która z naszych postaci wybierze się na miasto, w celu zdobycia potrzebnych materiałów, a kto zostanie bronić dobytku. Aktywne są zawsze trzy lokacje, o różnym stopniu oddalenia od naszego schronienia. Im bliżej, tym więcej mamy czasu na eksplorację, a więc dociągamy więcej kart eksploracji, które ukazują nam, co też znaleźliśmy podczas myszkowania w oblężonym mieście. Większość lokacji będzie doskonale znana weteranom komputerowej wersji This War of Mine. Znowu twórcom udało się zawrzeć w grze ten dreszczyk emocji, gdy nie wiesz, czy skrzypiące drzwi to wiatr, czy może rebelianci, którzy zaraz postawią naszą postać pod mur ...
A co w pudełku?
Omówienie zawartości pudełka z grą zostawiłem sobie na koniec. W plastikowym organizerze mieszczą się wszystkie niezbędne do gry żetony, plastikowe tokeny surowców oraz figurki. Jakość modeli odbiega lekko od prezentowanych renderów lecz to normalne w wypadku plastikowych figurek. Plansza nawiązuje stylem graficznym do gry komputerowej. Znów mamy tu do czynienia ze stylizowanym na rysowany węglem pejzaż zniszczonego miasta. Wszystkie karty (a jest ich na prawdę sporo) są czytelne i mają swoje jasno oznaczone miejsce na planszy. Trzeba też dodać, że dzięki osiągnięciu odpowiedniego progu podczas zbiórki, druga strona planszy jest alternatywnym schronieniem o swoich własnych zasadach, przeznaczonym dla grup, które pragną większego wyzwania podczas rozgrywki.
Po wojnie
Planszowy This War of Mine to z pewnością tytuł nowatorski na rynku, w którym twórcy nie bali się wprowadzać nowych rozwiązań. Chwała im za to! Dzięki temu w tej "dużej" kooperacji mamy opcję zapisania gry i powrotu do niej w innym czasie. W tym stosunkowo niedługim tekście nie udało mi się również opisać walki, odwiedzin gości czy systemu scenariuszy. Muszę jednak zaznaczyć, że na planszę przeniesiono większość cech komputerowego pierwowzoru. Raczej nie daje się zauważyć znacznych potknięć przy tej konwersji. Gra bardzo dobrze oddaje klimat swojego komputerowego odpowiednika, a losy naszych bohaterów potrafią wzbudzić niemałe emocje. Stąd też This War of Mine to tytuł skierowany do dojrzalszego odbiorcy.
Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękujemy firmie Awaken Realms!
Autor: Paweł Samborski