Dylemat: hulajnoga elektryczna vs deskorolka. Czy warto wybrać Passerati zamiast Mustanga?
Jeszcze niedawno wychodziłem z założenia, że jazda na hulajnogach elektrycznych w zestawieniu do jazdy elektrycznym longboardem jest jak „szaleństwo” na Vespie w skórze Hells Angels. Czujesz zew wolności i tęsknotę za szaleństwem, ale po prostu jesteś miękki i na przyjemność z jazdy nie opróżniasz rodzinnego konta oraz boisz się pojawić w nagłówkach prasówki jako kolejny martwy wariat drogowy.
Od kiedy miałem przyjemność przetestować hulajnogę SXT Neo zmieniłem nieco zdanie („nieco”, ponieważ moje uwielbienie dla deski Evolve GT zostanie raczej na zawsze). Co prawda „Xiaomi lepsze” i powinienem napisać naprawdę spory tekst o MiJia M365 – ale zaintrygowała mnie alternatywa od innego producenta. Ta hulajnoga nie jest jeszcze tak popularna w ofertach sklepów, jak wspomniana wyżej Xiaomi.
Jej cena i jakość sprawia jednak, że poważnie zaczynasz rozważać prowadzenie tego „Passerati”. Jeśli na trzeźwo brać plusy i minusy rumaka na dojazdy do pracy w miejskiej dżungli, to hulajnoga pozwoli nam bezpiecznie i szybko manewrować między zombiakami zapatrzonymi w smartfony lub żwawo pędzącymi po miejsca siedzące w tramwaju emerytkami. Pozwoli w czasie korkowania miasta dotrzeć najszybciej do swojego Mordoru, by dopaść ekspres z kawą przed naszymi kolegami – kierowcami furaczy zaparkowanych kilkaset metrów od biura.
Testowałem tą hulajkę wg tych samych elementów, według których testowane były deskorolki elektryczne.
Nawet jeśli nigdy nie jeździłeś na hulajnodze, to i tak sobie poradzisz w kilka minut. Sprawdziłem słuszność tej tezy, wpuszczając kilku kolegów z biura i żaden nie skończył z resztkami płyt chodnikowych między zębami. Przy starcie trzeba tylko pamiętać, aby odepchnąć się jak na zwykłej hulajnodze i wtedy dopiero nacisnąć manetkę przyspieszenia. Jeśli tego nie zrobisz, to poczujesz małe szarpnięcie, które albo opanujesz, albo łapiesz hulajnogę, zanim rozwali komuś głowę w pobliżu.
Hulajnoga ma trzy biegi zmieniane przez kilkukrotne naciskanie jedynego włącznika na kolumnie kierownicy (poniżej na zdjęciu to ten czerwony „pstryczek”). Manetka po prawej jest do zwiększania prędkości a ta po lewej do hamowania.
Dobrze jest zaczynać pierwsze jazdy od biegu najwolniejszego (maksymalna prędkość w tym wypadku to 10 km/h). Na pierwszym biegu także dawał sobie świetnie radę mój domowy siedmioletni tester. Na drugim biegu prędkość jest ograniczona do 20 km/h. Po kilkunastu minutach zapewne już będziesz korzystać z biegu trzeciego, który rozpędza hulajnogę do ponad 30 km/h. I tu ciekawostka – producent podaje niższą prędkość maksymalną, czyli 26 km/h. Warto pamiętać o hamowaniu w sposób opisany w końcowej części artykułu. Łatwość nauki jazdy można tu określić bardzo prosto: „Stajesz i jedziesz”.
Moja ocena to 5/5
Jak zwykle testy przeprowadzałem na trasie obejmującej kostkę brukową, dziurawy asfalt, chodnik, ścieżkę parkową. Tym razem jeszcze doszła jazda przez przejazd kolejowy. Pełne opony i niewielka amortyzacja sugerowała solidną dawkę shakera w spodniach. No i się zdziwiłem nieźle. Owszem, trochę drgało na kostce, ale wystarczyło zwolnić i było ok. Wjechałem na trawę i też SXT dała radę. Problemem były tylko te wszystkie krawężniki (mam na myśli małe 3-5 centymetrowe, bo na większe nie ma szans wjechać), korzenie na ścieżkach i torowisko. Tutaj jednak koła pompowane wyraźnie wygrywają.
Nie spodziewałem się także, że będzie to problemem, ale wkurzała mnie konieczność trzymania kierownicy oburącz. Nie pykniesz sobie selfika i napoju także nie potrzymasz. Masz jednak dość stabilny uchwyt pojazdu i większe panowanie przy manewrach.
Dodatkowym ułatwieniem jest automatyczne oświetlenie, które uruchamia się po zmroku lub w ciemnym pomieszczeniu (to się przyda, jak musisz w zacienionym parkingu podziemnym pokonać ten zatrważający dystans 150 m do windy). Natomiast światło stop zamontowane w błotniku/hamulcu na tylnym kole uruchamia się pod wpływem drgań lub nacisku. Masz więc szansę, że błyśniesz komuś w oko, zanim zaparkuje Ci na plecach.
Muszę też wspomnieć, jak się sprawdza w praktyce transport w autobusie/tramwaju. Wracałem wieczorną porą i niestety źle przeliczyłem odległość do domu. Finał był taki, że wylądowałem na przedmieściach Wrocławia, mając przed sobą jeszcze ok 3 km przez rejony Rycerzy Zakonu Sebixowego. W oczach niektórych widziałem już lombardowe błyski. Więc wolałem skorzystać z komunikacji miejskiej, zamiast testować czy mój napęd nożny jest szybszy od wspomaganego czteropakiem łowcy w dresie od tureckiego biznesmena. Wniesienie hulajnogi do autobusu okazało się możliwe, bez składania. W środku było to już niemożliwe. Trafił mi się kierowca, który swoją jazdą chciał udowodnić pasażerom, że trzymanie się poręczy i uchwytów jest absolutnie konieczne. Tak więc siedziałem a obok mnie hulajnoga uciekająca spod nóg. Nie był to jednak problem i wydaje mi się, że na co dzień mógłbym tak się także poruszać w razie konieczności. Plusem nieskładania hulajnogi była także szybka ewakuacja na przystanku.
Moja ocena to 4/5
I tu dochodzimy do sedna. Motocykl zazwyczaj wybiera się dla odczuwanych emocji i mieszaniny endorfin i adrenaliny rozwalających mózg w poczuciu własnej mocy. Podobnie w przypadku sportowego auta. Hulajnoga SXT Neo dostarczy mniejszych emocji niż deskorolka elektryczna. Nie zrobisz carvingu, jak na longboardzie. Nie będziesz też leciał jak Silver Surfer lub inny bohater Avengersów, lub Batmankontrasupermenów.
Dla kogoś, kogo nie kręci tak bardzo skok nad maską wyskakującego z boku Skodillaca i łapanie deski po drugiej stronie i woli zatrzymać się w takiej sytuacji WRAZ ze swoim pojazdem, hulajnoga elektryczna będzie wystarczającym środkiem doznań frajdy z jazdy. Osoby, które ze mną jeździły na SXT Neo, w momencie wciskania przyspieszenia miały radosny wyraz twarzy godny Jokera. Miło zaskakiwała swoją mocą, choć jazda tą hulajnogą jest po prostu przyjemną i dość bezpieczną formą transportu miejskiego. Na tyle, że wybierając rozsądnie pomocnika w dojazdach do pracy, wybrałbym dzisiaj raczej hulajnogę niż deskorolkę (z wyjątkiem oczywiście Evolve GT).
Moja ocena to 4/5
Chciałem skonfrontować moje wrażenia z jazdy na SXT Neo z opinią zwolennika Xiaomi MiJia M365. Koleżanka z biura, która na co dzień jeździ właśnie „emką”, stwierdziła kilka minusów SXT, które jednak można wybronić:
W mieście nie bez powodów mamy więcej Passerati niż Mustangów. Jeśli szukasz pojazdu do dojazdów do pracy na gorszych i lepszych drogach, chcesz mieć możliwość nagłego skrętu i uniknięcia parkowania na tyłku pieszego lub stania się ozdobą maski wyskakującego nagle samochodu – wybierz hulajnogę elektryczną. Jeśli chcesz poczuć wiatr we włosach, stać się supermanem dróg i gdzieś w duszy masz uwięzionego buntownika – wybieraj deskę!
Po moich testach jak na razie polecam:
Inne deskorolki elektryczne warte poznania
Inne hulajnogi elektryczne warte poznania
Autor: Sławomir Kwiecień