Lara Croft powraca i jest w świetnej formie.
Restart serii z 2013 roku spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem zarówno ze strony recenzentów, jak i fanów. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali kontynuacji. Po dwóch latach Lara Croft w końcu powróciła - na razie tylko na konsole Xbox - i ma się tak samo dobrze, jak ostatnio.
Sprawy rodzinne
Fabuła Rise of the Tomb Raider kręci się wokół Boskiego Źródła, potężnego artefaktu dającego nieśmiertelność, którego poszukiwaniom ojciec Lary poświęcił życie. Na drodze bohaterki staje Trójca, tajemnicza organizacja pragnąca zdobyć go dla siebie.
Lara nie jest już przestraszoną dziewczyną, którą poznaliśmy dwa lata temu. Bohaterka przeszła wyraźną przemianę - jest dojrzalsza i bardziej doświadczona. My natomiast jesteśmy świadkami wydarzeń, które doprowadziły do tego, że stała się nieustraszoną łowczynią skarbów.
Historia opowiedziana w najnowszej odsłonie serii przez Crystal Dynamics wydaje się ciekawsza i lepiej poprowadzona niż w przypadku poprzedniczki, co zawdzięcza intrygującym antagonistom i przemyślanym zwrotom akcji.
Taki sam, ale lepszy
Może zabrzmi to kuriozalnie, ale największą wadą i jednocześnie zaletą Rise of The Tomb Raider jest to, że gra jest bliźniaczo podobna do poprzedniej części. Większość zmian ma charakter czysto kosmetyczny, przez co niektórzy odbiorcy mogą czuć wyraźny niedosyt.
Świat gry jest nie tylko bardziej rozległy i otwarty, ale oferuje też znacznie więcej tajemnic do odkrycia. Poziomy usiane są grobowcami, kryptami, artefaktami, dokumentami i wszelkiej maści "znajdźkami", bez których żadna gra nie może się dzisiaj obyć.
Zeszłoroczny Tomb Raider był w stanie dostarczyć rozrywki na weekend. Aby "przebiec" najnowszą część trzeba poświęcić co najmniej kilkanaście godzin. Zrobienie wszystkiego, co w grze jest do zrobienia, może zająć nawet czterdzieści godzin.
Novum stanowią zlecane przez sojuszników misje poboczne - są różnorodne, a w dodatku nagradzane ulepszeniami wyposażenia. Pozostałe aktywności okołofabularne również przynoszą wymierne korzyści, takie jak chociażby nowe umiejętności.
Reszta pozostała bez zmian - za eksplorację i zabijanie wrogów otrzymujemy punkty doświadczenia, które wymieniamy na nowe umiejętności. Z kolei materiały rzemieślnicze posłużą do ulepszania broni i wykonywania różnych przedmiotów.
Również wachlarz ruchów i dostępnego wyposażenia nie doczekały się daleko posuniętych przeobrażeń. Największą zmianą względem poprzedniczki jest to, że Lara może wspinać się teraz również na drzewa, których w syberyjskiej tajdze nie brakuje.
Cieszę się, że nie zrezygnowano z naturalizmu, który stanowił wizytówkę poprzedniej części. Samo patrzenie na ewolucje Lary potrafi zmęczyć, a oskryptowane upadki naprawdę bolą. Na szczęście, tym razem twórcy zachowali zdrowy umiar w ilości brutalnych scen.
Niestety, Rise of the Tomb Raider powiela nie tylko zalety, ale również wady poprzedniczki. Dotyczy to przede wszystkim nadmiernej ilości strzelania, szczególnie w końcowych etapach gry, co raczej nie spodoba się graczom nastawionym na rozwiązywanie zagadek.
Irytująca jest też kwestia skradania. Kiedy już zostaniemy zauważeni nie ma możliwości ponownego ukrycia się. Przeciwnicy zawsze będą wiedzieli, gdzie strzelać i rzucać niezliczone granaty. Wydaje się to nielogiczne, zwłaszcza że gra nagradza za niewykrywalność.
Razem, ale osobno
Twórcy zrezygnowali ze słabego trybu wieloosobowego na rzecz wyzwań, które dają możliwość porównania naszych osiągnięć z dokonaniami innych graczy. Wyprawy, bo taką nazwę nosi ten tryb, polegają głównie na ponownym przechodzeniu wybranego przez nas poziomu gry w sposób bardziej spersonalizowany.
Crystal Dynamics oddaje nam tutaj do dyspozycji karty, dzięki którym podejmujemy decyzje dotyczące ubioru Lary, jej broni, wyzwań, czy nawet pogody. Karty można zakupić za pomocą kredytów zdobywanych podczas przechodzenia gry, a także zdobywania kolejnych wyzwań lub przy użyciu mikropłatności.
Syberia jak malowana
Mimo że oprawa graficzna nie zmieniła się zbytnio od zeszłorocznego Tomb Raider: Definitive Edition, strona wizualna nadal stanowi jeden z największych atutów Rise of the Tomb Raider. Modele postaci są świetne... a tła to już prawdziwe dzieła sztuki.
Największe wrażenie robią drobnostki, takie jak chociażby mimika twarzy, śnieg osiadający na włosach Lary, czy ślady zostawiane przez bohaterkę w zaspach. Równie dobrze prezentują się efekty świetlne, niezależnie od tego, czy są to efektowne wybuchy, czy zwykłe promienie słoneczne.
Kiedy ogłoszono, że akcja kolejnej odsłony serii będzie toczyła się na Syberii, mogło wydawać się, że krajobraz będzie zbyt monotonny. Nic bardziej mylnego! Środowiska - bez wchodzenia w szczegóły, aby nie zdradzać szczegółów fabuły - są piękne, przemyślane i różnorodne.
Niestety, znacznie mniej pochwał mam pod adresem oprawy dźwiękowej, głównie za sprawą polskiego dubbingu, który nie należy do najlepszych. Na szczęście, w menu głównym można zmienić język na angielski i pozostać przy wersji kinowej.
Werdykt
Rise of the Tomb Raider zachwyca fabułą, mechaniką i oprawą graficzną. Jest wszystkim tym, czym powinna być dobra kontynuacja. Szkoda tylko, że twórcy nie wykazali się większą odwagą w dodawaniu do rozgrywki nowych elementów. Za drugim razem można przymknąć na to oko, ale w przypadku kolejnej - wieńczącej planowaną trylogię - części krytyka może być przytłaczająca.
Autor: Dawid Sych