Data modyfikacji:

Ranking serii Metal Gear Solid

Największe perełki "szaraka".

Wspaniała i burzliwa historia serii Metal Gear rozpoczęła ponad trzydzieści lat temu, kiedy to młodziutki Hideo Kojima dopiero zaczął raczkować w Konami, które - jak powszechnie wiadomo - po latach wspólnej pracy nie potraktowało go na koniec zbyt profesjonalnie. Aferka jaka wynikła przy okazji premiery The Phantom Pain to jednak temat na osobny artykuł, dlatego odsyłam was do swojego tekstu, w którym bliżej przyjrzałem się temu absurdalnemu konfliktowi.

Pierwszy Metal Gear był jednak ograniczony technologicznie przez co nie mógł w pełni oddawać wizji reżysera. Ten rozwinął skrzydła dopiero na PlayStation, wydając odsłonę zatytułowaną Metal Gear Solid. To właśnie w 1998 roku rozpoczęła się prawdziwa era rodu Snake'ów, walczących przez lata z wielkimi korporacjami, fałszywymi rządami i potężnymi mechami. W poniższym zestawieniu przyjrzeliśmy się pięciu głównym odsłonom cyklu, ustawiając je od najgorszej do najlepszej. Pamiętajcie, wybór jest subiektywny i zależy wyłącznie od naszych preferencji, dlatego znacząco może odbiegać od waszych upodobań. Zaczynajmy!

 

5. METAL GEAR SOLID V: THE PHANTOM PAIN

Choć przy The Phantom Pain bawiłem się rewelacyjnie, to jednak momentami ciężko uznać ten tytuł za reprezentanta serii Metal Gear Solid. Ostatnia odsłona cyklu została pozbawiona najważniejszych elementów charakterystycznych dla poprzednich części, co nie spodobało się wielu fanom na całym świecie. Przede wszystkim, brakowało długich i świetnie wyreżyserowanych przerywników filmowych oraz bardziej skomplikowanej fabuły, która zmuszałaby do przemyśleń.

Nie podobała mi się również kreacja nowego Big Bossa, który z charyzmatycznego, lekko naiwnego wojaka stał się mrukowatym bucem, wypowiadającym średnio jedno zdanie na dwie godziny. Rozumiem, że wynikało to po części z historii, ale to i tak nie zmienia faktu, że przez cały czas trwania rozgrywki czekałem aż w końcu Snake pokaże swój pazur. Problemy gry prawdopodobnie wynikały ze spiny pomiędzy Kojimą, a Konami. Reżyser pracował w niezbyt dobrych warunkach, z batem na plecach, co znacząco przełożyło się na końcową jakość gry. Jedno trzeba natomiast przyznać - pod względem gameplayu, The Phantom Pain nie ma sobie równych!

 

4. METAL GEAR SOLID 2: SONS OF LIBERTY

Przy okazji premiery drugiej odsłony serii, Hideo Kojima pokazał całemu światu, że jest królem trollowania. Wszyscy spodziewali się epickiej historii z Solidem Snakem w roli głównej, a tu taki psiukus. Emocjonujący wstęp na Tankerze rozbudzał wyobraźnię, aż w końcu główny bohater padł trupem. Eee, co? Ano tak, protagonista poszedł w odstawkę, a w jego miejsce wskoczył młodziutki i wymuskany blondasek o imieniu Raiden.

Nie każdy był w stanie przeboleć decyzji twórcy, zwłaszcza, że nowym herosem sterowaliśmy aż do samiuśkiego końca historii. Osobiście, taki zabieg bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ dał producentowi ogromne pole do popisu w kwestii budowania fabuły. Ta była nieźle pokręcona, dlatego nawet nie będę próbował brać się za jej wyjaśnianie. Oprócz świetnie rozpisanej historii, ogromnym plusem "dwójki" była oprawa wizualna, która nawet dzisiaj nie powoduje bólu oczu.

 

3. METAL GEAR SOLID 4: GUNS OF THE PATRIOTS

Guns of the Patriots miało być ostatnią odsłoną cyklu, dlatego tym bardziej wyczekiwaliśmy jej premiery. Jak wiadomo, po latach powstał kolejny epizod, jednakże "czwórka" i tak w pełni domykała wątek Snake'ów. Poza tym, była to prawdziwa laurka dla wiernych fanów serii, ponieważ co chwilę natrafialiśmy na bezpośrednie odniesienia do poprzednich części oraz na drobne easter eggi, które byli w stanie wykryć najbardziej zagorzali fani.

Nie obyło się oczywiście bez wielkich emocji (powrót po latach do Shadow Moses), epickich pojedynków (Raiden kontra Metal Gear Raye), uroczej kiczowatości (zaręczyny podczas strzelaniny) oraz setek wylanych łez - nie wiem jak was, ale mnie spotkanie Big Bossa z Solid Snakem powaliło na łopatki. Czwarta odsłona oferowała też ciekawy gameplay oraz sporo zróżnicowanych miejscówek. No i ten srebrzysty wąs głównego bohatera, tego się nie zapomina.

 

2. METAL GEAR SOLID 

Jak wspominałem we wstępie, prawdziwa droga serii rozpoczęła się od tej odsłony, od momentu, w którym członek elitarnej jednostki Foxhound przybywa do bazy nuklearnej na Alasce w swoim kultowym już stroju płetwonurka. Pierwsze trójwymiarowe przygody Solid Snake'a były grą przełomową. Produkcja Kojimy nie tylko oferowała świetny gameplay nastawiony na skradanie, ale również rewelacyjnie rozpisaną historię, której mogłyby pozazdrościć kinowe filmy szpiegowskie.

Początkowo fabuła wydawała się być prosta - komandos musi odbić z rąk terrorystów kilku ważnych ludzi oraz powstrzymać łobuzów przed potencjalnym wystrzeleniem głowic atomowych. Szybko jednak wyszło na jaw, że pod płaszczykiem klasycznego akcyjniaka kryło się coś więcej. Autor dużo uwagi poświęcił przygotowywaniu portretów psychologicznych poszczególnych postaci, dzięki czemu, nawet tyle lat po premierze doskonale pamiętamy zachowania i charaktery każdego z bossów stających na drodze Snake'a.

 

1. METAL GEAR SOLID 3: SNAKE EATER

Możecie się nie zgadzać, walić mnie kijem po łbie, ale i tak zawsze będę uważał, że Snake Eater jest najważniejszym dziełem w dorobku Hideo Kojimy i jednocześnie najlepszą odsłoną Metal Gear Solid. W tej grze jest wszystko, za co kochamy ten cykl - wciągający gameplay, niesamowicie skrupulatnie przygotowana intryga, aktywności poboczne, ciekawe miejsce akcji i po raz kolejny bezbłędnie rozpisani bohaterowie. A to wszystko podlane sosem à la James Bond przyprawionym okresem Zimnej Wojny, do której tematyka cyklu pasuje wręcz idealnie (konflikt nuklearny).

To właśnie w Snake Eater poznaliśmy prawdziwe oblicze Big Bossa, czyli zdecydowanie jednego z lepiej rozpisanych herosów w historii popkultury - Jack to postać wielowymiarowa, łącząca w sobie cechy twardego skurczysyna i niepoprawnego romantyka. Iście szekspirowska osobowość, która podobnie jak bohaterowie angielskiego dramaturga nie miała szans na szczęście. Świetnie się w to wszystko gra i ogląda, gdyż przerywniki filmowe potrafią trwać nawet pół godziny.

 

Autor: Łukasz Morawski