Remaster z klasą.
Wydane jedenaście lat temu Final Fantasy XII wzbudziło wśród graczy wiele kontrowersji. Dotychczas seria była taktycznym jRPG-iem, gdzie starcia z przeciwnikami rozgrywaliśmy w trybie turowy. System ten w czasach pierwszego PlayStation był bardzo popularny, dlatego nic dziwnego, że ludzie zdążyli się do niego przyzwyczaić. W związku z tym część osób nie była w stanie zaakceptować zmian wprowadzonych przez producenta do "dwunastki". Osobiście należałem do grupy zwolenników, którzy z otwartymi ramionami przyjęli gruntowną modyfikację gameplayu. Wyszło mi to na dobre, gdyż w przeciwnym razie prawdopodobnie odbiłbym się całkowicie od nastawionego na dynamiczną akcję Final Fantasy XV. Tymczasem sprawdźmy, czy odświeżenie kilkunastoletniej gry miało sens czy było zwykłym skokiem na kasę wiernych fanów pierwowzoru?
W recenzji nie będę tracił miejsca na rozbudowane opisywanie wątków fabularnych lub innych aspektów związanych z historią i światem gry, ponieważ większość zainteresowanych remasterem doskonale zna najważniejsze szczegóły. Mniej wtajemniczonym, wspomnę tylko, że opowieść przenosi nas do różnorodnego świata fantasy, gdzie magia odgrywa wielką rolę, a głównym środkiem transportu są statki powietrzne. Głównym bohaterem został młody chłopak Vaas, który razem z grupą rebeliantów próbuje uratować swój kraj przed wrogimi najeźdźcami. W przeciwieństwie do innych części, w FF XII zabrakło odrobinę bardziej rozbudowanych portretów psychologicznych bohaterów. Oczywiście, każda z postaci ma swoje pięć minut, ale z pewnością brakuje im głębi Clouda czy chociażby Noctisa z FFXV.
DRUŻYNA DO ZADAŃ SPECJALNYCH
Remaster bazuje na japońskiej wersji, dotychczas dostępnej wyłącznie w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wydanie to różniło się pod kilkoma względami od edycji jakie trafiły na rynek europejski i amerykański, dlatego siłą rzeczy już na starcie byliśmy na bardzo dobrej pozycji, ze względu na większe zmiany w stosunku do "naszego" oryginału. W edycji na PlayStation 4 największą nowością było wprowadzenie Zodiac Job System, znacząco wpływającego na rozwój bohaterów. Każda z sześciu grywalnych postaci w trakcie przygody jest w stanie wyuczyć się dwóch z aż dwunastu dostępnych klas. Dzięki temu, personalizacja została znacząco rozbudowana, ponieważ to my podejmujemy decyzję, który heros będzie magiem, a który rycerzem z potężnym mieczem. W tym przypadku warto podejmować rozsądne decyzje, gdyż tylko wtedy będziemy w stanie wygrywać pojedynki z wieloma bardziej wymagającymi przeciwnikami.
Jak już wcześniej pisałem, największą kontrowersję w Final Fantasy XII wywołało zrezygnowanie z turowego systemu walki. Zamiast niego wprowadzono system Active Dimension Battle polegający na sterowaniu postaciami w czasie rzeczywistym. Poszczególne komendy wykonujemy za pomocą aktywnej pauzy (można ją wyłączyć) i w danym momencie możemy sterować wyłącznie liderem drużyny. Reszcie postaci także możemy wydawać co chwilę polecenia, ale zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest wykorzystanie funkcji Gambit. Z jej pomocą programujemy konkretne zachowania poszczególnych kompanów, którzy podczas pojedynków będą wykonywali w odpowiedniej kolejności powierzone im zadania. Początkowo system wydaje się być strasznie chaotyczny, ale po kilku godzinach zabawy nie powinien sprawiać większych problemów.
CO NOWEGO?
Square-Enix zadbał też o całkiem sporo bajerów, których nie uświadczyliśmy w wersji na PlayStation 2. Jedną z nich było dodanie Trial Mode polegającego na braniu udziału w stu pojedynkach z najróżniejszymi oponentami z całej gry. Tryb bywa świetną odskocznią od głównej fabuły, ale zdecydowanie lepiej podchodzić do niej z mocno dopakowanymi postaciami, ponieważ dosyć szybko możemy trafić na wrogów nie do pokonania. Żeby jednak mieć bohaterów z wysokim levelem, w trakcie kampanii jesteśmy zmuszeni do konkretnego grindowania. Rozgrywka bywa trochę powolna, dlatego w oryginale musieliśmy tracić pierdyliard godzin na pojedynki nie popychające historii do przodu. Na szczęście, w The Zodiac Age dodano Speed Mode pozwalający na przyspieszanie rozgrywki o dwa lub cztery razy. Wystarczy, że w trakcie gry wciśniemy przycisk L1, żeby wszystko zaczęło pracować na większych obrotach. W dynamiczniejszej eksploracji pomaga również aktywna mapa, uruchamiana lewym analogiem, dzięki czemu nie tracimy cennych sekund na przechodzenie do ekranu z planem lokacji.
Jak na remaster przystało, oprawa wizualna została znacząco podkręcona, co oznacza, że w grę można z powodzeniem grać nawet na dużych telewizorach 4K. Producent nie poprawił wyłącznie krawędzi tekstur, ale też lekko podrasował ich wygląd. Gdzie wcześniej widzieliśmy rozmazane plamy, teraz jesteśmy w stanie dostrzec różnorakie wzory czy inne zdobienia. W kwestii grafiki usprawniono także system oświetlenia i efektów wizualnych oraz znacząco usprawniono głębię ostrości. Niestety, gra i tak momentami wygląda niezbyt ładnie, zwłaszcza, gdy przebywamy w dużych, otwartych miejscówkach. Mam tez zastrzeżenia do przerywników filmowych, które zostawiono w oryginalnej formie, przez co nadal mamy do czynienia z wielkim czarnym pasem u dołu ekranu. Nie mogę natomiast powiedzieć nic złego o ścieżce dźwiękowej. Tę nagrano całkowicie od nowa przy użyciu orkiestry symfonicznej. Chyba nie muszę pisać, że efekt końcowy był oszałamiający?
PODSUMOWANIE
Final Fantasy XII: The Zodiac Age to bardzo udany remaster, wprowadzający sporo istotnych zmian w rozgrywce. Z tego właśnie względu, produkcja ma szansę zainteresować także osoby, które już wcześniej dotrwały do napisów końcowych. Całkowicie nowy system rozwoju bohaterów znacząco wpływa na przebieg starć oraz wymaga od użytkownika wytężenia szarych komórek. Nie pogniewałbym się jednak, gdyby jeszcze bardziej popracowano przy warstwie wizualnej. Mimo wszystko, niektóre lokacje są tak rewelacyjnie zaprojektowane, że pomimo pewnych braków w grafice i tak byłem zachwycony ich wykonaniem. Jeśli szukacie solidnej zabawy na deszczowe letnie wieczory, powinniście dać szansę odświeżonej "dwunastce". Osobiście nie żałuję czasu spędzonego przy grze, i myślę, że wy też nie powinniście być zawiedzeni.
Grę do testów dostarczyła firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!
Autor: Łukasz Morawski