Mogłoby się wydawać, że temat apokalipsy zombie został „ugryziony” już na wszystkie możliwe sposoby. Nic bardziej mylnego.
Wrocławskie studio Techland zdążyło już zasłynąć z dość oryginalnego podejścia do oklepanej konwencji. Wydane kilka lat temu gry z serii Dead Island okazały się być powiewem świeżości w gatunku za sprawą wyprowadzenia na pierwszy plan walki bronią białą. Do dyspozycji graczy oddano także proste, ale funkcjonalne elementy RPG oraz względnie otwarty świat. W przypadku Dying Light twórcy postanowili pójść na całość, serwując nam niesamowicie oryginalny i wciągający misz-masz gatunkowy. Bo jak inaczej określić grę FPS stawiającą na zręcznościową walkę wręcz, posiadającą rozbudowane elementy RPG, elementy sztuki parkour oraz otwartą strukturę rozgrywki? Ale po kolei.
Wprowadzenie do fabuły
Fabuła gry przenosi nas do fikcyjnego, południowoamerykańskiego miasta Harran, które miało wkrótce zasłynąć na świecie za sprawą organizacji letnich mistrzostw lekkoatletycznych. Słoneczną sielankę rodem z Rio de Janeiro przerywa jednak rozprzestrzenienie się epidemii, która dziesiątkuje miejscową ludność, zmieniając ich w żywe trupy. Miasto zostaje odcięte od świata, natomiast ocalali zmuszeni są każdego dnia toczyć prawdziwą walkę o przetrwanie. Dodatkowo zrzuty zaopatrzenia dostarczane przez międzynarodowe organizacje humanitarne, nie zawsze trafiają w ręce potrzebujących i padają łupem lokalnych grup przestępczych.
Na miejsce zostaje wysłany specjalny agent, który otrzymuje zadanie zaciągnąć się do jednej z najbardziej zorganizowanej grupy ocalałych, monitorować ewentualne zmiany w układach sił w mieście oraz w miarę możliwości powstrzymać źródło zarazy. Działanie na dwa fronty niejednokrotnie da się nam przy tym we znaki. O ile ogólny zarys fabuły nie jest niczym unikalnym, tak wewnętrzne wątki nakreślane podczas wykonywanych zadań oraz historie napotykanych postaci potrafią być nad wyraz interesujące.
Klimat
Zrujnowane miasto Harran maluje przed nami wyjątkowo sugestywny obraz apokalipsy. Charakterystyczna, rdzawa paleta barw, skąpane w słońcu zrujnowane budynki i zarośnięte trawą ulice przynoszą na myśl jednoznaczne, postapokaliptyczne skojarzenia. Klimat gry czerpie garściami z tak uznanych klasyków jak S.T.A.L.K.E.R., Fallout: New Vegas czy nawet Max Payne 3. Tyczy się to nie tylko oprawy graficznej, ale i muzyki Pawła Błaszczaka, w dużej mierze stawiającej na ambient.
Przemierzając opustoszałe zakątki Harran (czy to ulicami czy dachami zabudowań), wręcz czujemy nie tylko skalę wielkości miasta, ale i zniszczeń, jakie wywołała epidemia. Wdrapanie się na któryś z wyżej położonych budynków i rozpościerający się stamtąd widok robią niesamowite wrażenie. Przy tym jest to jedna z najlepszych wizytówek prezentujących możliwości najnowszej wersji autorskiego silnika Techlandu: Chrome Engine.
Wprowadzenie do mechaniki
Czasu na dumanie nad unikalną atmosferą tego miejsca będziemy mieli jednak względnie mało. Z każdej strony na nasze życie będą czyhać nie tylko zombie, ale i inni ocalali próbujący desperacko związać koniec z końcem, chociażby poprzez rozbój. Wówczas zostajemy postawieni przed wyborem: walczyć albo uciekać. Przy czym ciągłe starcia to nie najrozsądniejszy sposób przetrwania w zainfekowanym mieście. Pojedynczy przeciwnik niejednokrotnie okaże się wyzwaniem, a w grupie okaże się nie do pokonania.
Walka lub ucieczka
W zastałej rzeczywistości trudno o powszechny dostęp do zaopatrzenia i broni palnej. Wrzuceni w sam środek apokalipsy nierzadko będziemy zmuszeni do użycia tego, co mamy pod ręką. Prowizoryczne apteczki, proste koktajle mołotowa i przerdzewiałe gazrurki przez względnie długi czas okażą się jedyną formą obrony przed hordami zombie. Na domiar złego, broń ulega bardzo szybkiemu uszkodzeniu, więc nawet po dwóch-trzech starciach konieczna będzie jej wymiana lub salwowanie się ucieczką.
Ta szczęśliwie da nam odrobinę pola do popisu i dzięki której zrozumiemy, że nie jesteśmy kompletnie bezsilni w walce z zarażonymi. Ba, szybko przekonamy się, że to jeden z najważniejszych elementów rozgrywki. Sprint, umiejętność wspinania się na mury i dachy zabudowań oraz skoki z budynku na budynek szybko staną się nie tylko preferowaną przez nas formą przemieszczania się po Harran, ale i doskonałą formą unikania niepotrzebnej, często nierównej konfrontacji.
Elementy RPG
W Dying Light nasz bohater może rozwijać się w trzech kierunkach. Regularnie wdając się w walkę z przeciwnikami, rozwija on swoją siłę oraz umiejętność walki wręcz. Jeśli natomiast często będziemy się wspinać i w zręcznościowy sposób pokonywać różne przeszkody terenowe, rozwiniemy naszą zręczność. Rozwijanie którejkolwiek z nich w przypływie czasu umożliwia nam odblokowanie silniejszych lub bardziej efektywnych ataków lub możliwości sprawniejszego poruszania się w stylu parkour.
Ostatnią z cech, którą możemy rozwijać równolegle w miarę wykonywania zadań głównych oraz pobocznych, jest nasz instynkt przetrwania. Jest to unikalny zestaw cech i umiejętności, które poza walką i zwinnością znacznie ułatwią nam życie. Umożliwią one między innymi konstruowanie mocniejszej broni białej, miotanej czy lepszych środków opatrunkowych. A to zaledwie kilka z dostępnych umiejętności dostępnych w rozbudowanym drzewku umiejętności. Dodatkowo możliwości jest na tyle sporo, że przy powtórnej rozgrywce możliwe jest stworzenie postaci o stosunkowo innym zestawie cech.
Nocą budzą się koszmary
O ile przeżycie za dnia jest względnie proste, a większość przeciwników to tylko ociężale szwędające się truchła, gdy zapadnie zmrok wszystko się zmienia. Nocą budzą się specjalne typy zarażonych będące nie tylko znacznie groźniejsze, ale i szybsze. Na samym początku rozgrywki walka z tymi monstrami jest praktycznie z miejsca skazana na porażkę i jedyne co nam pozostaje, to rozpaczliwy bieg do najbliższego schronienia. Jakakolwiek próba konfrontacji, skończy się dla nas tragicznie.
Jeśli gra w nocy okaże się dla nas zbyt trudna, możemy ją przeczekać w jednej z odblokowanych przez nas wcześniej kryjówek. Jednak na największych twardzieli, którzy zdecydują się na opuszczenie schronienia po zmroku, będą czekać dodatkowe punkty doświadczenia. Nie opuszczajmy jednak kryjówki nieprzygotowani i pamiętajmy, że poza specjalnymi typami zarażonych, zagrozić nam mogą także zwykłe typy zombie, które podwyższoną aktywność wykazują właśnie nocą. Tryb nocny jest czymś unikalnym i diametralnie zmienia reguły gry. Warto się z nim zmierzyć na przykład grając z grupą znajomych w trybie kooperacji, ale osobiście w Dying Light preferuję rozgrywkę single-player.
Podsumowanie
Fascynującym jest w jak zręczny i efektywny sposób studiu Techland udało się połączyć kilka tak teoretycznie odległych od siebie mechanik. Dying Light to unikalna mieszanka gry FPS, zręcznościowej gry akcji oraz RPG, a wszystko to podlane znakomitym postapokaliptycznym sosem.
Jest to w moim odczuciu najlepsza dotąd gra wrocławskiego developera zapewniająca, za sprawą swojej bogatej zawartości, nawet do kilkudziesięciu godzin niezwykle angażującej i satysfakcjonującej rozgrywki. Branża elektronicznej rozrywki potrzebuje zdecydowanie więcej tak odważnych projektów, a Dying Light zasługuje na jak największą uwagę Graczy.
Autor: Adam Szymański