Data modyfikacji:

Recenzja: Valiant Hearts: The Great War

Ambitne gry, dotykające poważnych tematów nie są codziennością. Tym bardziej cieszy fakt, że na rynku pojawił się tytuł pokazujący w dojrzały sposób okropieństwa wojny.

Gry osadzone lub nawiązujące do realiów wojennych to w znakomitej większości dynamiczne strzelanki lub gry strategiczne. W jednym i drugim przypadku nie ma miejsca na ukazywanie emocji oraz osobistych tragedii. Umówmy się: nie jest to najbardziej medialny, rozrywkowy  temat jaki można zaadaptować na potrzeby gry komputerowej.

Twócy Valiant Hearts: The Great War podjęli się próby ukazania wojennego koszmaru z punktu widzenia ludzi rzuconych w wir walk, odchodząc od dotychczasowych prawideł określających elektroniczną rozgrywkę. Jak ten eksperyment się udał?

Wojenna opowieść

Gra rozpoczyna się tuż po zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda oraz rozesłaniu listów mobilizacyjnych. Scenarzyści z Ubisoft Montpellier od razu odzierają nas z wszelkich złudzeń. Mimo komiksowej, fenomenalnej grafiki czeka nas brutalna, pełna okrucieństwa historia Emila - podstarzałego Francuza, który rusza na front w szeregach armii narodowej. W momencie, gdy przejmujemy kontrolę nad poczynaniami Emila rozpoczyna się emocjonalna karuzela, telepiąca aż do samego finału.

Wraz z Emilem spotkamy na swej drodze troje innych uczestników wojennych zmagań: Amerykanina Freddiego szukającego pomsty na Niemcach, Belgijkę Annę usiłującą odnaleźć ojca oraz Karla, zięcia głównego bohatera, który z uwagi na swoje pochodzenie został z początkiem wojny wygnany z Frnacji i wcielony do armii niemieckiej. Łącznikiem pomiędzy tymi różnych postaciami jest zaś pies...

Valiant Hearts to opowieść o okrucieństwie wojennej zawieruchy, ale obok pesymistycznego ładunku emocjonalnego twórcy zdołali znaleźć miejsce na pozytywne akcenty, ukazując miłość, przyjaźń i pochwałę życia. Od strony fabularnej gra Ubisoftu to słodko-gorzki manifest antywojenny, w którym losy bohaterów poznajemy z różnych perspektyw nadających głębi snutej historii.

Paradoksalnie sposób prowadzenia narracji to jedna z bolączek Valiant Hearts. Brak lektorów, wypowiadających poszczególne partie dialogowe sporo odbiera snutej opowieści. Nie psuje to co prawda zabawy, system przekazywania treści jest bardzo ciekawy i intuicyjny, ale w pewnym momencie brak żywiołowych kwestii zaczyna doskwierać. Pojedyncze chrząknięcia i nieartykułowane mamrotanie nie oddają w pełni tego co widać na ekranie monitora.

Każda historia potrzebuje swoich bohaterów. Postacie w Valiant Hearts są ciekawie skonstruowane, choć ciężko nie odnieść wrażenia uproszczenia Ot, powtarzalność i przewidywalność działań zaciera efekt fabularny, często spychając historie bohaterów do roli tła oraz wypełniacza przerywników pomiędzy epizodami.

Podobnie sprawa ma się z głównym schwartz characterem. Baron von Dorf, dowódca wojsk niemieckich, jest zwyczajnie karykaturalnie, rubasznym wąsaczem wygrażającym pięściami przy każdej okazji. Z jednej strony ta infantylność dodaje postaci uroku, ale z drugiej całkowicie niweczy potencjał leżący w obrazowaniu bezwzględnego generała.

Wojna jak malowana

Oprawa audio-wizualna gry jest rewelacyjna. Wystarczy jedno spojrzenie na zrzuty ekranowe. Rysowana, kolorowa grafika utrzymana w lekkiej konwencji komiksu doskonale oddaje paskudność wojny oraz szaro-burą rzeczywistość życia na froncie. Udźwiękowienie gry stoi na bardzo wysokim poziomie. Co zaznaczałem wcześniej, brakuje żywych dialogów, które dodawałyby rumieńców rozgrywce, ale nie licząc tego mankamentu bardzo ciężko znaleźć słaby punkt oprawy dźwiękowej.

Ścieżka dźwiękowa jest świetnie skomponowana i doskonale sprawdza się w roli tła oraz uzupełnienia narracji - znajdziemy tu zarówno melancholijne pianino, nieco szelmowski akordeon oraz typowe dźwięki towarzyszące akcji lub gorączkowym pościgom. Co najważniejsze, muzyka wpisuje się doskonale w klimat gry i oddaje ducha epoki.

Gra prawie doskonała

Magia Valiant Hearts pryska gdy przychodzi do esencji zabawy czyli gry. Niestety. Dzieło Ubisoftu jest schematyczną i do bólu przewidywalną grą przygodową, która nawet nie udaje, że szuka nowych pomysłów na prowadzenie rozgrywki. Wszystko sprowadza się do poruszania się od punktu A do C, a po drodze w miejscu B, przestawieniu stosownej wajchy. Są oczywiście zagadki, ale nie stanowią większego wyzwania (gra zresztą podpowiada co i jak trzeba wykonać). Pewne urozmaicenie wprowadzają różne możliwości postaci, przez co rozgrywka każdym z nich skupia się na innym elemencie, ale powtarzalność i uproszczenia rozgrywki po pewnym czasie nużą.

Dużym uatrakcyjnieneim są sekwencje pościgowe, zamieniające rozgrywkę w mini-grę z klasycznymi motywami muzycznymi w tle. Bardzo fajny element. Szkoda, że nie ma ich zbyt wielu w grze.

Podsumowując

Valiant Hearts: The Great War to doskonała historia, trzymająca w napięciu i potrafiąca grać emocjami, za co należą się scenarzystom ogromne brawa. Niestety największym problemem tej produkcji jest to, że to... gra. Każdy kto w życiu zagrał w kilka gier przygodowych, będzie miał przykre wrażenie "a to już wszystko było". Zbyt wiele uproszczeń, odbierających frajdę z podejmowania wyzwań potrafi znużyć. Z drugiej strony mechanika oraz logiczne łamigłówki nie przeszkadzają w chłonięciu historii - a ta w tej grze jest świetna. Dla samego poznania fabuły oraz graficznych popisów projektantów warto sięgnąć po Valiant Hearts: The Great War.

- Fabuła;

- Klimat;

- Grafika;

- Muzyka.

- Sztampowa rozgrywka.

Autor: Maciej Lewandowski