Data modyfikacji:

Umbrella Corps - recenzja

Najlepsze w tym tytule jest to, że można go skrytykować.

Nie lubię być złośliwy i zgorzkniały, ale gdy gram w takie produkcje jak Umbrella Corps, do głowy przychodzą mi wyłącznie kąśliwe uwagi oraz niesmaczne żarty, którymi z chęcią bym się z Wami podzielił. Niestety, nie wypada mi być hejterem, ale zaznaczę chociaż, że najnowsza produkcja Capcomu bywa bardziej zgniła niż zombiaki w niej występujące.

Pomysł na grę był niezwykle ciekawy, dlatego bardzo chciałem zdobyć egzemplarz recenzencki. Producent postanowił osadzić grę w uniwersum Resident Evil i położyć nacisk na rozgrywki wieloosobowe. W tym celu oddał w ręce graczy komandosów korporacji Umbrella, wspólnie walczących z żywymi trupami, ale również ścierających się między sobą. W teorii brzmi to całkiem dobrze, ale w praktyce wygląda to zgoła inaczej.

Syndrom Street Fightera

Pierwszą bolączką gry jest praktycznie zerowa zawartość. Widocznie Capcom po wypuszczeniu do sklepów płatnego dema Street Fightera V nie nauczył się, że w taki sposób nie osiągnie sukcesu i nie zdobędzie przychylności u społeczności graczy. Tytuł oferuje wyłącznie prosty samouczek wprowadzający do tajników gry, tryb Eksperyment oraz rozgrywki Online.

Ten drugi przeznaczono dla pojedynczego gracza i służy za swego rodzaju kampanię. Użytkownik może wziąć udział w szeregu misji, wykonując określone z góry zadania, które zazwyczaj polegają na wyeliminowaniu określonej liczby przeciwników lub odnalezieniu ukrytych walizek. Choć cele niekiedy ulegają modyfikacjom, to i tak na dobrą sprawę przez cały czas robimy to samo. Misji stworzono całkiem sporo, ale już po ukończeniu pierwszych czterech zaczynamy odczuwać znużenie.

Wszystko nie tak jak należy

Jeśli nie interesuje Was tryb singleplayer, możecie od razu przeskoczyć do multiplayera. W tym przypadku deweloper pokusił się aż o dwa rodzaje gry - Jedno Życie i Wiele Zadań. Pierwszy działa na zasadach znanych chociażby z Counter Strike'a. Gracze rozpoczynają morderczy deathmatch, a gdy jeden z nich zginie, może powrócić dopiero po zakończeniu rundy. Na szczęście, w trakcie jednej walki może uczestniczyć maksymalnie sześciu zawodników, więc starcia nie trwają zbyt długo. Z kolei Wiele Zadań pozwala na nieustanny respawn, co nie sprawdza się za dobrze.

Jako, że wszystkie mecze rozgrywane są na zasadach "3 na 3", Capcom postanowiło zaprojektować mapy mniejsze niż moja piwnica (a jest naprawdę mała...). Z tego powodu, w trakcie odradzania wielokrotnie zostajemy narażeni na ostrzał wroga. Możliwe, że można byłoby tego uniknąć, gdyby sterowana przez gracza postać szybko reagowała na jego polecenia. Zanim jednak żołnierz Umbrelli schowa się za filarem, albo chociażby przykucnie, mija cała wieczność

Sterowanie bywa niezwykle toporne i kompletnie nie sprzyja dynamicznym, internetowym rozgrywkom. Strzelanie z broni także pozostawia wiele do życzenia. Jest mało precyzyjne i posiada dużo błędów. Celowanie obok głowy powoduje headshoty, a strzelanie bezpośrednio w czerep nie robi krzywdy przeciwnikowi - takich smaczków w trakcie rozgrywki odkrywamy naprawdę sporo.

A miało być tak pięknie...

Nie dosyć, że gra odrzuca gameplayem, to jeszcze straszy brzydką grafiką. Oprawa wizualna wygląda jak słabsze produkcje sprzed kilku lat, co widać przy każdej nadarzającej się okazji. Lokacje są mdłe i powtarzalne, modele zombiaków nie zachwycają, a wszędobylska nijakość wręcz wypływa z ekranu telewizora. Jedynym fajnym motywem są mapy nawiązujące do różnych odsłon serii Resident Evil. Niestety, miejscówki pod względem wykonania znacząco odstają poziomem od oryginałów.

Umbrella Corps to tytuł zły do szpiku kości. Nie widzę właściwie żadnego powodu, dla którego warto byłoby dać tej grze szansę. Jest brzydka, ma skopane sterowania, wieje nudą i zamiast sprawiać przyjemność, niezwykle irytuje. W sumie mógłbym napisać coś więcej, ale podpadałoby to pod pastwienie. Niech ocena końcowa mówi sama za siebie.

Grę do testów dostarczyła firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Łukasz Morawski