Data modyfikacji:

Sekiro: Shadows Die Twice - recenzja. Gra nie wybacza błędów

Studio From Software po raz kolejny postanowiło zszargać nerwy graczy. Czy ich najnowsza produkcja jest jeszcze trudniejsza od popularnej serii Dark Souls? Według mnie tak. Już tłumaczę dlaczego.

Nie będzie to typowa recenzja, gdyż każdy z was z pewnością zdążył już zapoznać się z opiniami innych redaktorów lub po prostu poszedł do sklepu kupić swój egzemplarz. Jestem autentycznie zauroczony tym, jak gry japońskiego dewelopera wypracowały wokół siebie fandom z prawdziwego zdarzenia. Rzadko bywa, żeby fani byli tak zgrani i dla siebie pomocni. Coś pięknego. Dlatego od razu zaznaczę, że bardzo brakuje mi funkcji sieciowych w Sekiro. Nie tylko jednak ze względu na dzielenie radości z grania, ale również w wyniku wysokiego poziomu trudności. Od paru lat zaliczam najważniejsze produkcje z gatunku soulslike, ale chyba jeszcze żadna nie dała mi tak w kość, jak Shadows Die Twice.

DROGA SHINOBI USŁANA JEST CIERPIENIEM

Wynika to głównie z tego, że gra bazuje na mechanice walki opartej na parowaniu, z którego kompletnie nie korzystałem w poprzednich tytułach From Software. Zdecydowanie bardziej pasował mi agresywny styl z Bloodborne’a, gdzie liczyły się dobre uniki i szybkie kontry. Sekiro: Shadows Die Twice nie straciło na dynamice (wręcz przeciwnie), natomiast odniosłem wrażenie, że potyczki są o wiele bardziej taktyczne. Przez cały czas czułem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć, kiedy podczas konfrontacji z mini-bossami lub bossami byłem zmiatany z powierzchni ziemi po kilkunastu sekundach. W grze nie wystarczy rzucić się na przeciwników, uciec przed ich ciosami, a następnie znowu przeprowadzić atak. Ostrożne granie jest tu surowo karane, ponieważ główny bohater nie jest w stanie ciągle blokować wszystkich trafień.

Żeby ukończyć Sekiro: Shadows Die Twice trzeba jak najszybciej ogarnąć system odpowiedzialny za przełamywanie postury wrogów. Kiedy to zrobimy, możemy zadać im śmiertelny cios, nawet jeśli mają jeszcze bardzo dużo paska życia. Podczas konfrontacji z bossami raczej nie ma co liczyć na to, że po prostu zginą od naszych podstawowych uderzeń. Ratunkiem jest złamanie ich postury, ale trzeba przy tym pamiętać, że kiedy nie wyprowadzamy ataków, ich pasek przełamania cały czas maleje. Oznacza to, że podczas walki trzeba być nieustannie aktywnym – parowanie, cios, parowanie, unik, cios, parowanie i tak w kółko.

Muszę przyznać, że już dawno żadna gra tak bardzo mnie nie wymęczyła. Ale wiecie co? To jest właśnie w Sekiro najpiękniejsze! Pokonanie każdego silniejszego oponenta dawało mi tyle satysfakcji, jakbym osiągnął coś ważnego w życiu prywatnym. Już dawno żaden inny tytuł tak bardzo mną nie sponiewierał, a jednocześnie dostarczył masy szczęścia. Przechodzenie najnowszej produkcji From Software jest niesamowitym doświadczeniem, które polecam przeżyć każdemu graczowi. Trzeba jednak pamiętać, że nie mamy do czynienia z tytułem wybaczającym jakiekolwiek błędy. Produkcja jest surowa i bezwzględna, co oczywiście należy oceniać jako jej największe wartości.

CZY WARTO KUPIĆ SEKIRO: SHADOWS DIE TWICE?

Jak już z pewnością zdążyliście zauważyć, Sekiro: Shadows Die Twice nie jest grą dla wszystkich. Nie każdy ma tyle cierpliwości i samozaparcia, co wielbiciele gatunku soulslike, a niestety bez tego ani rusz. Sam doskonale pamiętam, jak wyglądało moje pierwsze podejście do Bloodborne'a. Nie miałem pojęcia co robić, nie czułem tego klimatu. Za drugim razem to samo, aż dopiero po dwóch miesiącach usiadłem na spokojnie i spędziłem przed konsolą prawie sto godzin. Podobnie będzie z Sekiro – ta gra wciąga, uzależnia, uczy samokontroli i zachęca do podnoszenia się po każdej porażce. Koniecznie musicie tego spróbować!

Grę do testów podesłała firma Activision, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Łukasz Morawski