Data modyfikacji:

Red Dead Redemption - recenzja

To naprawdę dziwne, że tak barwny okres w historii USA, jak słynny Dziki Zachód jest tak po macoszemu traktowany przez producentów gier wideo. Swego czasu na ten niemalże surowy teren postanowił wbić się polski Techland ze swoją zacną serią Call of Juarez. Była to jednak kropla w morzu potrzeb dla fanów rewolwerowców w kapeluszach. Lukę tę postanowił ostatecznie załatać Rockstar tworząc grę Red Dead Redemption i okazało się to strzałem w dziesiątkę.

Fabuła

Pamiętacie starego subiekta ze słynnej powieści Prusa? Człowiek ten u schyłku swego życia musiał zmagać się z epoką, do której nie należał i za nic nie mógł się w niej odnaleźć. Podobnie jest z głównym bohaterem omawianej gry - Johnem Marstonem. Wszystkie najlepsze lata swojego życia spędził na rządzącym się własnymi prawami Dzikim Zachodzie. Tam, gdzie by wyrównać rachunki, wystarczyło tylko pociągnąć za spust. Obecnie jest już rok 1911, a legenda tamtych czasów zaczyna powoli przechodzić do historii, ustępując miejsca rozwiązaniom technicznym czasów nowożytnych. Protagonista zmuszony jest obserwować, jak wszystko to, co go wychowało i nakreśliło jego sposób bycia, zaczyna bezpowrotnie znikać. Na domiar wszystkiego ciąży na nim brzemię niedokończonych spraw z przeszłości, które przed ostatecznym zmierzchem swojej epoki będzie zmuszony rozwiązać. Możecie czepiać się, że nakreśliłem fabułę zbyt ogólnikowo, jednak chodziło mi o to, by szczególnie podkreślić jej symboliczne przesłanie, które uderza nas już na samym początku gry. Dodam jeszcze tylko, iż sama opowieść, jak na Rockstara przystało, nie zawodzi i ponadto wyjątkowo zaskakuje.

Realia

Nie da się ukryć, że tak ociekające potencjałem uniwersum, okazało się nie lada polem do popisu dla Gwiazd Rocka. Poza świetnie nakreśloną linią fabularną mamy tutaj do czynienia z niesamowicie wyrazistym światem i gamą niezwykle charyzmatycznych i niekiedy przerysowanych do szpiku kości person, z którymi przyjdzie nam na mniej lub bardziej dogodnych warunkach współpracować. Będą to zarówno szlachetni bohaterowie, których ze świecą szukać na tym świecie, jak i budzący najgorsze możliwe skojarzenia typki spod ciemnej gwiazdy. Pośród tych dwóch rodzajów znajdzie się jeszcze miejsce dla osób ekscentrycznych, zagubionych czy będących już na skraju szaleństwa. Nie ma sensu przedstawiać ich z nazwiska, sami się na nich natkniecie. Zrozumiecie wtedy, jak bardzo Dziki Zachód jest miejscem niebezpiecznym, ale jednocześnie też niezwykle autoironicznym i ociekającym niekiedy czystą beznadzieją życia codziennego. Tutaj po prostu niezwykle dobitnie czuje się to przygnębiające przemijanie, a powyższe postacie tylko potęgują tę atmosferę. Możecie uwierzyć mi na słowo, że Red Dead Redemption swoim całokształtem jest jedną z najbardziej sugestywnych gier ostatnich lat i dorównuje na tym polu zasłużonej serii S.T.A.L.K.E.R. Gwarantuję Wam, że po dłuższej sesji z tą grą, po Waszym pokoju będą turlać się charakterystyczne wysuszone krzaki (czy jak to się tam fachowo nazywa). Klimat tamtych czasów zwyczajnie wylewa się z ekranu.

Mechanika rozgrywki

Gdy słyszymy o studiu Rockstar, przychodzi nam na myśl tylko jedno skojarzenie - seria Grand Theft Auto. I nie mylicie się, ich najnowsza gra jest właśnie takim GTA na dzikim zachodzie, jednak z zachowaniem kilku własnych rozwiązań niezbędnych z punktu widzenia czasów, w jakich rozgrywa się omawiana produkcja. Jeżeli graliście w czwartą część Wielkiej Kradzieży Samochodów, w Krawym Odkupieniu poczujecie się, jak w domu - to ten sam, jednak nieco podrasowany silnik graficzny (o czym później), a także niezwykle podobna mechanika rozgrywki. Wymiana kul, jak i system osłon pozostał dokładnie ten sam z dodaniem efektownego wślizgu za zasłonę. W przypadku celowania, w menu opcji mamy do wyboru czy gra ma nam pomagać w celowaniu, gdy namierzamy przeciwnika, czy też sami mamy mieć pełną władzę nad celownikiem. Na wszystkich dostępnych w grze środkach transportu mamy także możliwość wymiany ognia, więc możecie być pewni, że efektownych pościgów tutaj nie brakuje. Po rozległym świecie gry przyjdzie nam poruszać się przede wszystkim konno, jednak nie zabrakło także powozów czy pomniejszych, jednoosobowych wózków. W pewnym momencie gry pojawia się prototyp automobilu, którego jednak nie mamy okazji poprowadzić, ale może to i dobrze, gdyż jest niezwykle wolny. Konie w tej grze posiadają jednak pewien ciekawy instynkt samozachowawczy, mianowicie, gdy zbliżamy się, nawet galopem, do krawędzi urwiska, nasz rumak w większości przypadków zatrzyma się przed krawędzią przepaści. Niekiedy ratuje nam to skórę, jednak robi się także uciążliwe, gdy koń boi się zeskoczyć z małego pagórka. Jeżeli jesteśmy akurat przy środkach transportu, należy zdecydowanie pochwalić fizykę jazdy powozami, gdyż owe drewniane skrzynki odpowiednio zarzuca na co ostrzejszych zakrętach, a prowadząc takie cacko bez przerwy mamy wrażenie, jakby miało się za chwilę rozpaść na czynniki pierwsze. Podczas przemierzania świata gry natkniemy się także na liczne zdarzenia losowe, w których najczęściej musimy oswobodzić ofiarę z rąk bandytów. Nie ufajcie jednak każdej napotkanej osobie, gdyż może się okazać, iż jest to pułapka. Po podróży spędzamy czas w rozsianych na bezdrożach miasteczkach, gdzie otrzymujemy nowe misje i możemy także zrobić sobie chwilę przerwy od głównego wątku fabularnego uprawiając hazard w Saloonie czy też przyjmując wolne zlecenia na jakichś rzezimieszków. Podobnie, jak w innych grach Rockstara, licznych zadań pobocznych oraz minigierek tutaj nie brakuje.

Multiplayer

W grze pojawił się także moduł rozgrywki wieloosobowej, który może nie przyciągnął mnie do siebie tak bardzo, jak ten z Grand Theft Auto IV, to jednak jeśli mamy zgraną paczkę kumpli lub natrafimy w sieci na odpowiednio ogarniętych graczy, można się w nim naprawdę dobrze bawić. Po zalogowaniu do trybu multiplayer trafiamy do tzw. pokoju rozgrywki dowolnej, gdzie około szesnastu graczy jest wrzucanych do świata gry, gdzie mogą robić wszystko, co im się żywnie podoba. Można więc, przykładowo, jednoczyć się w gangi i czyścić kryjówki innych bandytów. Możemy także w pojedynkę stać się wrogiem publicznym, jednak musimy się wtedy liczyć z reakcją wirtualnych stróżów prawa, jak i innych graczy, którzy zechcą na nas zapolować... Poza rozgrywką dowolną mamy także możliwość uczestniczenia w tradycyjnych deathmatchach oraz meczach drużynowych, jak i w różnych wariacjach na ich temat. Z pewnością, każdy znajdzie dla siebie coś dobrego. Jednakże tryby o większym stopniu trudności odblokowują się nam dopiero, gdy osiągniemy stosowny poziom doświadczenia. Ze swojej strony mogę Wam szczególnie polecić wydane niedługo po premierze darmowe misje kooperacyjne dla czterech graczy, składające się z kilku zadań do wykonania, gdzie czterech graczy jednoczy się, by osiągnąć wspólny cel. Ten tryb wspominam zdecydowanie najlepiej. Wraz z postępami w rozgrywce sieciowej, awansujemy na kolejne poziomy oraz odblokowujemy nowe modele postaci, tytuły wyświetlane pod naszym nickiem, a także nowe bronie i rodzaje wierzchowców. Pomimo tego, iż multi nie wciągnęło mnie, aż tak bardzo, jak tego oczekiwałem, to stanowi on doskonały epilog dla rozgrywki jednoosobowej.

Technologia

Gdy po raz pierwszy włączyłem grę, aż trudno było mi uwierzyć, iż korzysta ona z tego samego, choć nieco usprawnionego silnika Rage, który napędzał także Grand Theft Auto IV. Możecie mi uwierzyć, że ta gra na Xboksie 360 wygląda zdecydowanie ładniej, niż pokazują to oficjalne zwiastuny! Zarówno otoczenie, po którym przyjdzie nam się poruszać, jak i modele postaci zostały wykonane z największą możliwą starannością. Szczególne wrażenie robi jednak przejażdżka po bezdrożach, zatrzymanie się na jakimś wzgórzu i podziwianie rozciągającego się przed nami krajobrazu. Mogę szczerze przyznać, iż jest to jedna z najładniejszych gier tej generacji konsol. Skok jakościowy widać, już od pierwszych chwil spędzonych w grze i do samego końca sprawia on niezwykle pozytywne wrażenie i wyjątkowo cieszy oczy. Zaraz obok Just Cause 2 jest to zdecydowanie jeden z najładniejszych sandboxów na konsolach. I jeżeli macie wybór, proponuję Wam zakup wersji na konsolę Microsoftu, gdyż w licznych porównaniach widać, iż wygląda ona nieznacznie lepiej od wersji na konsoli Sony.

Muzyka

Pomimo tego, iż w Red Dead Redemption z oczywistych przyczyn nie występują stacje radiowe, nie przeszkodziło to twórcom w zaimplementowaniu niezwykle klimatycznej i idealnie odwzorowującej tamte czasy muzyki. Występuje ona tutaj okazjonalnie, jednak idealnie dopasowuje się do danej sytuacji. Tak więc podczas swobodnej wędrówki przygrywać nam będą wyjątkowo spokojne kompozycje, a podczas starć z przeciwnikami, muzyczne tempo zdecydowanie przyspiesza serwując nam utwory zdecydowanie bardziej dynamiczne i mocno angażujące gracza w rozgrywkę. Czyli dokładnie tak, jak być powinno. Nie jest ona majstersztykiem, jednak stanowi doskonałe uzupełnienie całości odpowiednio potęgując wrażenia płynące z gry.

Red Dead Redemption powala niemalże na każdym kroku i jest jednym z najmocniejszych kandydatów do gry roku 2010. Jest to bezsprzecznie najlepszy, najbardziej rozbudowany i niezwykle sugestywny Western od początku istnienia elektronicznej rozrywki, a zarazem swoiste opus magnum w twórczości tego producenta. Jest to pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego gracza, która przez długi czas pozostanie źródłem nieskończonych inspiracji dla twórców gier, a główny bohater, John Marston, zostanie swoistą ikoną tamtych czasów w świadomości graczy.

Autor: Adam Szymański