Data modyfikacji:

Ratchet & Clank - recenzja filmu

Sony zmarnowało okazję na dobry film.

W poprzednich tekstach mojego autorstwa (recenzja gry i przegląd serii) wyraźnie widać, jakim uczuciem darzę serię o Ratchecie i Clanku, dlatego tym bardziej wyczekiwałem na kinowe przygody dwójki nietypowych przyjaciół. Niestety wizja udanego filmu prysła już w początkowych minutach, a ja nieustanie zastanawiałem się, czemu Sony postanowiło zainwestować akurat w adaptację tej marki. Czyżby aktualnie żaden ekskluzywny tytuł na PlayStation nie nadawał się do przerobienia na rozrywkowy film animowany?

Czarny rozdział w historii marki

Historia kinowej wersji Ratcheta i Clanka opowiada te same wydarzenia, co wydana kilka dni wcześniej gra. Główni bohaterowie przypadkowo natrafiają na siebie i szybko przystępują do ratowania świata przed szalonym prezesem Drekiem, sterowanym tak naprawdę przez cwanego Doktora Nefariousa. W filmie zobaczymy wszystkie znane i lubiane z oryginału postacie oraz parę nowych, które w remake'u na PlayStation 4 umieszczono mocno na siłę. Dzięki filmowi, większość niezrozumiałych wątków z gry nabierze innego znaczenia, a historia zostanie odpowiednio uzupełniona.

Jestem wielkim miłośnikiem filmów animowanych i bez zastanowienia pędzę do kina na kolejne dzieła Disneya, Pixara lub Dreamworks. Jako, że miałem przyjemność przetestować większość z odsłon cyklu Ratchet Clank, liczyłem na to, że na srebrnym ekranie zobaczę jeszcze więcej szalonej akcji i dziwacznego, mocno abstrakcyjnego poczucia humoru. W pewnym sensie wszystko to otrzymałem, ale z drugiej strony film wydawał mi się bezbarwny, brakowało mu pewnej iskry. Relacje pomiędzy bohaterami były nijakie, a ich motywacje nie do końca mnie przekonywały. Zdecydowanie nie był to poziom, jaki oferują wcześniej wymienieni przeze mnie producenci.

Klasyczne żarty o pierdzeniu

Wszystko działo się za szybko i nawet jeśli dialogów było dużo, to na dobrą sprawę nie przedstawiały żadnych konkretów. Lwią część wypowiedzianych kwestii przeznaczono na dowcipkowanie, które niestety mało kogo bawiło, nawet dzieci. Przed seansem puszczono zwiastun adaptacji Angy Birds, a młodsi widzowie wręcz płakali ze śmiechu. W trakcie wyświetlania przygód lombaksa i ferelnego robota przez większość czasu na sali panowała cisza. Standardowo dla tego typu produkcji, część żartów przeznaczona była wyłącznie dla dorosłych, ale i tak ich poziom wysuszał ślinę w gardle. Nie rozumiem dlaczego tak wyszło, zwłaszcza, że podczas gier Insomniac Games zazwyczaj uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Możliwe, że jest to spowodowane polskim tłumaczeniem i przełożeniem niektórych gagów na rodzime realia.

W polskiej wersji rolę Ratcheta odegrał Maciej Musiał. Pierwotnie byłem nastawiony do tego pomysłu z lekkim sceptyzmem, ale ostatecznie uważam, że dokonano właściwego wyboru. Świetny Wojciech Malajkat, dotychczas wcielający się w tę postać, wykonywał swoją robotę najlepiej jak tylko potrafił, ale jego głos momentami brzmiał zbyt dojrzale. Młody aktor dubbingujący lombaksa wpasował się idealnie. Choć miejscami niektóre kwestie były zbyt mocno akcentowane, to jednak w jego grze czuć było swobodę.

Bardzo dobrze poradził sobie także Jerzy Kryszak jako Clank oraz Łukasz Nowicki, któremu przypadła rola Kapitana Qwarka. Zdecydowanie najgorzej obsadzono postać Doktora Nefariousa. Mirosław Wieprzewski po raz kolejny używał głosu Gargamela ze Smerfów, co niesamowicie irytowało podczas seansu. Jego gra aktorska była jak najbardziej poprawna, ale niestety wydobywany przez aktora charakterystyczny "skrzek" przeszkadzał mi w odbiorze jego bohatera.

Nie dla fanów serii

Ratchet Clank to niestety zawód na całej linii. Nieustanna akcja kompletnie nie angażowała widza, a fabuła została oparta na mocno wytartych kliszach. Postacie były papierowe i brakowało im charakteru, co jest kompletnym przeciwieństwem tego, z czym mieliśmy dotychczas do czynienia w grach z tej serii. W znacznym stopniu zredukowano czas antenowy Clanka, który podczas filmowej historii był przez większość czasu niepotrzebny. Widać to zwłaszcza w jednej z finałowych scen, gdzie Ratchet walczy z przeciwnikiem, a reżyser całkowicie pomija robota, znajdującego się również na polu walki.

Dużym plusem dla graczy może być kilka easter eggów, wywołujących uśmiech na twarzy. Produkcja została mocno osadzona w "uniwersum gier PlayStation" i co jakiś czas naszym oczom oraz uszom przedstawiane są kolejne smaczki. Niestety to nadal zbyt mało, żeby móc zachęcić do oglądania filmu, zawodzącego praktycznie na wszystkich płaszczyznach. Liczę jednak na to, że Sony nie zrezygnuje i będzie próbowało z kolejnymi ekranizacjami. Pierwszy raz był nieudany, ale może drugi wniesie więcej świeżości. W planach wytwórni jest przeniesienie na ekrany kin przygód Sly'a Coopera, co może być dobrą okazją do zrehabilitowania się po słabym Ratchecie i Clanku.

Autor: Łukasz Morawski