Data modyfikacji:

Nawet Terry Crews nie ratuje Crackdown 3 - recenzja

Crackdown 3 wygląda jak coś wyciągniętego z zakopanej w ziemi kapsuły – to piaskownica, która powtarza błędy przewijające się w produkcjach takich jak Saints Row czy Just Cause. Rozwałka jest tu celem samym w sobie, a niestety narzędzia destrukcji nie należą do imponujących.

Crackdown 3 powstawał w bardzo burzliwych warunkach – przez sześć lat produkcji Microsoft na zmianę przypominał o istnieniu gry i milkł na jej temat na długie miesiące. Końcowy produkt, który miał być fantazją o potędze, w której wcielając się w krzyczącą, super silną postać o wizerunku Terry’ego Crewsa (albo jednego z pozostałych Agentów, gra oferuje bowiem cały szereg bohaterów choć raczej ciężko rozróżnić ich od siebie) przebijamy się z hukiem przez miasto pełne złoli.

CRACKDOWN 3 JEST PUSTE I PRZERYSOWANE

Jeśli wydaje wam się, że gry takie jak Saints Row były lekko przesadzone, rzucając kolorowo ubranych gangsterów na każdym rogu i przepuszczając ulicami swoich miast dziesiątki gotowych rozpocząć strzelaninę samochodów, nie widzieliście jeszcze Crackdown 3. Gra porzuca jakiekolwiek pozory tego, że jest czymkolwiek więcej niż gigantycznym polem bitwy, gdzie co krok czekają na nas żołnierze, roboty, albo większe roboty a miasto wygląda jak pusta makieta, w której akurat wszystkich tych przeciwników dość losowo rozrzucono.

Lekko zróżnicowane wizualnie dzielnice nie dają graczowi żadnej okazji do interakcji w postaci zadań pobocznych, wyzwań (poza bardzo nudnymi wyścigami, ale o tym więcej za chwilę) czy chociaż znajdziek – te ostatnie niby są, ale szukanie zielonych i niebieskich świecących kulek dostarcza niewiele satysfakcji, a "tajne nagrania" to nudna gadanina.

I PO CO TO WSZYSTKO?

Crackdown 3 to gra o atakowaniu rozrzuconych po mieście fabryk, dworców kolejowych i posterunków policji, by wywabić powiązanego z nimi bossa, stoczyć z nim żmudną walkę i osłabić bossów nad nim – mamy tu bowiem drzewko „celów” do ubicia, w miarę jak nasi Agenci pną się w górę hierarchii złej korporacji. Każdy przedstawiony jest krótką, ładnie wystylizowaną animacją, ale o złolach trudno powiedzieć cokolwiek więcej niż „to jest zły policjant, a ten to zły naukowiec” – gra serwuje całą plejadę nudnych postaci i jest w stanie uczynić nawet zepsutą sztuczną inteligencję kompletnie nieinteresującą.

Trudno zresztą wyzbyć się poczucia, że Crackdown niezbyt wie, czym właściwie chce być. Z jednej strony dostajemy misje, gdzie z pomocą wielkich kamieni próbujemy zniszczyć sprzęt górniczy, rzucając dziesięć razy większymi od bohatera głazami w miejsca, gdzie pracują „tłoki” tych maszyn, ale gdy tylko chcemy użyć tej samej super siły, by dołożyć atakującym ze wszystkich stron żołnierzom i robotom, nasz agent „męczy się” po trzech sierpowych i nie jest w stanie nawet powalić nimi wroga. Po grze, którą promuje wielki napakowany gość, który bardzo często pokazuje w filmach jak jest silny, spodziewałbym się czegoś więcej.

Nie mogąc używać jako argumentu pięści, przerzucamy się na broń palną i tu czeka nas kolejny zawód – większość z naszego arsenału nie jest ani satysfakcjonująca, ani przesadnie skuteczna w użyciu. Karabiny, pistolety i strzelby wymagają zazwyczaj wyprucia połowy magazynka, by kogokolwiek położyć, a system automatycznego lokowania się na celu jest praktycznie konieczny, by w cokolwiek trafiać, bo swobodne mierzenie działa fatalnie. Po zaledwie paru godzinach zabawy nauczyłem się używać jednej spluwy, której pociski wybuchały z kilkusekundowym opóźnieniem, ale rzeczywiście zabijały wrogów i używać jej tylko, gdy szczególnie uciążliwy wróg stawał mi na drodze do aktualnego celu, ignorując wszystkich pozostałych.

Same walki i strzelaniny są zresztą potwornie nudne, odtwarzając mocno ogarną formułkę „zabij wrogów, dostań więcej wrogów”. Przeciwników można podzielić na tych z tarczami, z którymi trzeba się chwilę pomęczyć oraz mięso armatnie, zachowujące się dokładnie tak samo, niezależnie, czy jest żołnierzem czy robotem. Nawet wielkie mechy rzucające w gracza głazami są zwyczajnie nudne, szczególnie w zestawieniu z kiepskim modelem fizycznym, przez który wszystkie obiekty zachowują się jak nic nie ważące, szmaciane lalki.

TO NIE JEST CRACKDOWN DRIFT

W tym miejscu warto wrócić do wspomnianych wcześniej wyścigów drogowych, bo właśnie model fizyczny powoduje, że po zagraniu jednego-dwóch zwyczajnie nie chce się ich więcej robić. Znalezione na ulicy futurystyczne bryki, jak i specjalny samochód Agentów, który możemy wezwać w każdej chwili prowadzą się jak pudełka od zapałek z domontowanymi kółkami, nie dając graczowi ani poczucia pędu, ani sensownej dynamiki jazdy.

Sam specjalny pojazd, choć ciekawie pomyślany – wehikuł może zmieniać swoją formę, przechodząc od pojazdu wyścigowego do skocznego łazika, w teorii służącego do jazdy wyczynowej – jest potwornie frustrujący, bo wezwanie go na pomoc zazwyczaj kończy się potrąceniem przez własny samochód. Szczęśliwie Crackdown 3 właściwie nie potrzebuje aut, bo kombinacja skoków i szybowania – podstawowych ruchów każdego agenta – zapewnia o wiele większą mobilność, szczególnie, gdy musimy piąć się w górę wieży, na szczycie której znajduje się nagranie audio kłócących się ze sobą złoli.

Wyjątkowo przykrym drobiazgiem, który irytował mnie przez cały czas zabawy była sama kwestia postaci Terry’ego Crewsa. Dopakowany aktor z olbrzymim entuzjazmem wypowiadał się o Crackdown 3 przed premierą, a jego fani z pewnością docenią charakterystyczne dla niego okrzyki bojowe… a raczej doceniliby, gdyby nie fakt, że z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego powodu jego głos jest wyciszony w porównaniu do reszty wypowiedzi – nasz super potężny bohater nie jest w stanie przebić się przez nudny bełkot narratora, który w kółko powtarza nam, jak to musimy dokopać złej korporacji i uwolnić biednych obywateli.

Wisienką na torcie jest tryb wieloosobowy, gdzie Crackdown 3 prezentuje się odrobinę lepiej – w tym wariancie gra pozwala nam niszczyć otoczenie, przebijając się rakietami i ciosami pięścią przez ściany i podłogi. Byłoby to może i całkiem przyjemne, gdyby nie fakt, że dostajemy tu ten sam nudny system strzelania, więc po kilku partiach mamy zwyczajnie dość.

PODSUMOWUJĄC

Crackdown 3 mogłoby być przyzwoitą grą parę lat temu, przed Saints Row III i IV, które nawet, gdy potwornie przesadzały z potęgą gracza, dawały więcej frajdy (i trochę jajcarskiej fabuły), niż produkcja Microsoftu. Nic – ani projekt świata gry, ani fabuła, ani sama rozgrywka nie są w stanie przykuć gracza na dłużej do ekranu, a Terry Crews, choć bardzo się stara, jest tylko kolejnym nudnym elementem tej bardzo spóźnionej na rynek produkcji.

Grę do testów udostępniła firma Microsoft Polska, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Artur Cnotalski