Data modyfikacji:

Gdyby Stephen King pisał scenariusz do serialu Westworld. Recenzja The Evil Within 2

W paszczy szaleństwa.

Grając w pierwszą odsłonę The Evil Within przez cały czas miałem mieszane uczucia. Z jednej strony, produkcja oferowała intrygującą historię i świetnie sprawdzała się w roli gore horroru, ale z drugiej, przestarzałość rozgrywki oraz niektóre problemy techniczne trochę utrudniały dotarcie do finału opowieści. Mimo to, „jedynka” pozostała mi na dłużej w pamięci, co osobiście traktuję jako jej sukces – wszakże ile razy przechodzimy gry, które szybko wylatują nam z głowy. Zapowiedź kontynuacji rozbudziła moje nadzieje na lepsze wykorzystanie marki i poprawienie większości bolączek poprzedniczki. Wiecie co? Tym razem się udało.

ZAPRASZAMY DO UNION

Po wydarzeniach z pierwszej odsłony, główny bohater popada w coraz to większy alkoholizm. Społeczeństwo ma go za wariata, ponieważ rzeczy jakie opowiada są tak abstrakcyjne, że żaden ludzki umysł nie byłby w stanie przyjąć tego na trzeźwo. Sebastiana Castellanosa spotykamy zachlanego w barze, gdzie dochodzi do spotkania z pewną osobą znaną z poprzednich przygód detektywa. Z osobistych pobudek, protagonista ponownie zostaje zmuszony do wejścia w wirtualny świat, w celu odnalezienia zaginionej osoby, mającej wpływ na poprawne działanie systemu. Bez niej STEM zaczyna wariować i rozsypywać się od środka, począwszy od przemienienia ludzi w agresywne stworzenia, aż po całkowitą destrukcję otoczenia. Nie chcę w tym momencie wchodzić w szczegóły, ponieważ The Evil Within 2 oferuje sporo ciekawych zwrotów akcji, które najlepiej odkrywać samemu.

Rozgrywka w dużej mierze bazuje na schematach przyjętych w poprzednim epizodzie. Najnowsze dzieło Shinji Mikamiego (ojca serii Resident Evil) ponownie czerpie garściami ze staroszkolnych survival horrorów, co niestety nie wszystkim przypadnie do gustu. Sterowanie postacią jest odpowiednio toporne i powolne, podobnie jak korzystanie z broni czy bezpośrednie walczenie z oponentami. Dla mnie, jako osoby wychowanej na tego typu produkcjach, nie stanowiło to większego problemu, aczkolwiek doskonale zrozumiem młodszych graczy, którzy nie będą w stanie przyzwyczaić się do tak ociężałej rozgrywki.

KROK DO PRZODU

Pierwsza część stawiała przede wszystkim na korytarzowe lokacje, znacząco ograniczając naszą swobodę. Takie etapy również występują w „dwójce”, jednakże co jakiś czas trafiamy na ulice wirtualnego miasta Union, otrzymując możliwość swobodnego eksplorowania ulic. W tym czasie możemy na chwilę zapomnieć o głównym wątku fabularnym, poświęcając czas na sporadyczne misje poboczne (polecam, subquesty świetnie wzbogacają historię), zbieranie surowców potrzebnych do wytwarzania amunicji i modyfikowania broni lub na eliminowanie kolejnych przeciwników, w celu otrzymania zielonego żelu wykorzystywanego do ulepszania umiejętności Castellanosa. Żeby to zrobić, ponownie musimy pójść do pielęgniarki Tatiany Gutierrez, która jak zwykle podzieli się z nami dobrym słowem, bądź jakaś tajemniczą anegdotką.

Kontynuacja boryka się z podobnym problemem, co „jedynka”. Postać głównego bohatera nadal zajmuje zbyt dużą część ekranu, przez co mamy ograniczoną widoczność. Przeszkadza to zwłaszcza w etapach skradankowych, gdy chcemy jak najlepiej rozeznać się w otoczeniu. Na szczęście zrezygnowano z filmowych czarnych pasów u góry i dołu ekranu (te odblokowują się po przejściu gry), które bardziej szkodziły, niż budowały klimat. Pozbyto się też motywu z paleniem zwłok pokonanych wrogów. Teraz wystarczy ich tylko zabić, żeby otrzymać dostęp do zielonej mazi. Zaznaczę od razu, że eliminowanie przeciwników wygląda diabelnie efektownie – możemy m.in. odstrzeliwać kończyny lub kawałki czaszki. Świetnie również sprawdzają się walki z bossami, których niestety jest trochę zbyt mało.

CHCEMY WIĘCEJ

Po pierwszych kilku godzinach rozgrywki planowałem ocenić grę trochę bardziej surowo. Gameplay ze względu na sterowanie bywa meczący, niektóre etapy są monotonne, a oprawa wizualna ma bardzo nierówną jakość. Mimo wszystko, odkrywanie kolejnych tajemnic miasteczka Union i złowieszczej korporacji Moebius wciągnęło mnie na tyle mocno, że nie mogłem doczekać się końca opowieści. Ostatnie rozdziały uświadomiły mnie jednak w przekonaniu, że wystawienie noty 65/100 byłoby dla The Evil Within 2 mocno krzywdzące. Twórcom udało się w końcowych etapach zagrać mocno na sentymencie względem poprzedniej części, a także przygotować niezwykle wzruszającą historię, która mocno chwytała za gardło. Chociażby dla ostatniej godziny warto dać szansę kontynuacji. Liczę na to, że jeszcze kiedyś będzie mi dane zagrać w trzecią część.

OCENA KOŃCOWA: 83/100

PLUSY:

+ gęsty klimat

+ wciągająca fabuła

+ emocjonujący finał

+ otwarte lokacje

+ walki z bossami

MINUSY:

- toporne sterowanie

- sporo archaizmów

- nierówna grafika

Grę do testów dostarczyły firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Łukasz Morawski