Data modyfikacji:

Piraci Archipelagu Martwego Ognia. Recenzja gry Pillars of Eternity II: Deadfire

Divinity: Original Sin II ma godnego konkurenta.

BEAST OF WINTER

Zanim przejdziecie do dalszej części recenzji, którą przygotował dla Was Dawid, chciałbym, żebyście poświęcili mi chwilę uwagi. Jakiś czas temu zadebiutowało pierwsze rozszerzenie do gry, zatytułowane Beast of Winter. Dodatek nie jest tak rozbudowany jak The White March, będący DLC do pierwszej odsłony, ale jest na tyle dobrze skrojony, że powinien zaspokoić potrzeby zarówno osób chcących chłonąć fabułę, jak i tych wolących czerpać z rozgrywki. Wraz z rozszerzeniem zadebiutowała nowa kraina oraz kilka innych lokacji, do których dostajemy się za pomocą portali.

https://www.youtube.com/watch?time_continue=1v=odg3_fW_f8s

Sama historia może nie jest szczególnie powalająca, ale znacząco pogłębia lore gry, co z pewnością zainteresuje miłośników tego uniwersum. Pamiętajcie tylko, że do Beast of Winter można podejść wyłącznie przed ukończeniem głównego wątku fabularnego z podstawki, więc jeśli zaczynacie dopiero swoją przygodę z Deadfire, to poważnie zastanówcie się nad kupnem dodatku. Żeby jednak mieć w nim jakiekolwiek szanse, trzeba najpierw poekspić postacie, ponieważ w przeciwnym razie szybko utkniecie na pierwszych poważniejszych przeciwnikach. A walki tutaj zdecydowanie nie brakuje.

Ukończenie dodatku zajmuje raptem kilka godzin, ale z pewnością nie można uznać tego czasu za stracony. Jeśli nie macie nic przeciwko dokupowaniu DLC do wcześniej kupionej gry, to śmiało sięgajcie po najnowsze dzieło Obsidian Entertainment. / Łukasz Morawski

Grę do testów udostępnił GOG.com, za co serdecznie dziękuję!


Powrót mody na izometryczne gry role-playing cieszy mnie niezmiernie, w końcu wychowałem się na produkcjach pokroju Baldur's Gate (nasza recenzja Baldur's Gate: Siege of Dragonspear), Icewind Dale czy Planescape Torment (nasza recenzja Planescape Torment: Enhanced Edition). W zeszłym roku Torment: Tides of Numenera i Divinity: Original Sin II dosłownie zmiażdżyły konkurencję i wywindowały poprzeczkę tak wysoko, że nawet weterani ze studia Obsidian Entertainment mieli nie lada orzech do zgryzienia. Presja była podwójna, ponieważ - wierzcie lub nie - zespół stworzył już kilka sequeli, vide Star Wars: Knights of the Old Republic II – The Sith Lords, Neverwinter Nights 2 czy niezapomniany Fallout: New Vegas, ale Pillars of Eternity II: Deadfire, będzie pierwszą - w prawie piętnastoletniej historii studia - kontynuacją własnej gry: Pillars of Eternity z 2015 roku. Czy ekipa Feargusa Urquharta sprostała temu arcytrudnemu wyzwaniu? Jeżeli ciekawi was odpowiedź na to pytanie, czytajcie dalej.

PRZED WYRUSZENIEM W DROGĘ NALEŻY ZEBRAĆ DRUŻYNĘ

Uznany za martwego Eothas powrócił do życia. Bóstwo zamieszkało w ciele adrowego tytana, którego ciało spoczywało pod pradawną twierdzą Caed Nua. Warownia legła w gruzach w efekcie przebudzenia giganta, a Widzący cudem uniknął śmierci. Wybawca Jelenioborza wyrusza śladami Eothasa, aby dowiedzieć się, dlaczego bóstwo zmartwychwstało i co zamierza. Tak rozpoczyna się kolejna wielka przygoda w świecie Pillars of Eternity. Zanim jednak zdradzę coś więcej na temat świata gry i atrakcji, jakie oferuje, na krótką chwilę zatrzymam się przy systemie tworzeniu postaci.

Wzorem kultowego Baldur's Gate, w Pillars of Eternity II: Deadfire możliwe jest przeniesienie postaci z poprzedniej części i przeżycie z nią zupełnie nowej przygody. Rozwiązanie to pozwala na własnej skórze odczuć ciężar decyzji, jakie Widzący podjął w pierwszym Pillars of Eternity. Niestety, to przeniesienie postaci rozumieć należy właśnie jako importowanie do gry wyborów, a nie samego bohatera. Przebudzenie Eothasa prawie zabiło Widzącego, który w efekcie utracił swoje umiejętności, czytaj całe swoje doświadczenie i wszystkie poziomy. Chociaż nasz bohater cieszy się sporą sławą, przygodę zaczyna praktycznie od zera. Wielka szkoda, zwłaszcza kiedy przypomnę sobie, jak bardzo cieszyło mnie rozwijanie postaci na przestrzeni wszystkich części wspomnianego wyżej Baldur's Gate. Pomimo tego, że maksymalny poziom doświadczenia, jaki może zdobyć postać, został podniesiony, miałem wrażenie, że twórcy poszli po prostu na łatwiznę i nie chciało im się myśleć nad nowymi, wysokopoziomowymi zdolnościami i czarami.

Na szczęście, inne decyzje związane z tworzeniem bohatera okazały się mniej chybione. Kreator postaci to prawdziwy raj amatora gier fabularnych - poza klasą i podklasą oraz statystykami, decydujemy też o rasie, wyglądzie i pochodzeniu naszego bohatera. Co więcej twórcy wprowadzili wreszcie dwuklasowość, dzięki której bardziej doświadczeni gracze będą mogli stworzyć wymarzoną postać. Pikanterii podjętym na etapie tworzenia postaci decyzjom dodaje to, że każda ma przemożny wpływ na rozgrywkę, a zwłaszcza na dialogi i zdarzenia prezentowane w formie tekstowej. Skoro już o dwuklasowości mowa, warto wspomnieć też o tym, że twórcy wyeliminowali odwieczny dylemat, którym był wybór postaci, jaką najlepiej rozpocząć rozgrywkę. Każdemu z napotkanych towarzyszy można przypisać jedną z dwóch klas lub zdecydować się na dwuklasowość. Jeżeli wasza drużyna nadal daleka będzie od tej wymarzonej, zawsze możecie nająć najemników. Warto mieć na uwadze to, że gdy zdecydujecie się na tę drugą opcję, pozbawicie się możliwości obserwowania interakcji pomiędzy poszczególnymi postaciami. Byłaby to jednak wielka szkoda, zwłaszcza, że do starych znajomych dołączyła plejada nowych i nie mniej barwnych towarzyszy.

WIĘCEJ, LEPIEJ, BARDZIEJ

Pomimo tego, że na pierwszy rzut oka Pillars of Eternity II: Deadfire do złudzenia przypomina "jedynkę", diabeł - jak zwykle zresztą - tkwi w szczegółach. Kontynuacja wzbogaciła się m.in. o dynamiczną pogodę, nowe dynamiczne oświetlenie i cienie oraz odświeżone czary i zdolności specjalne z zupełnie nowymi efektami specjalnymi. Poprawek doczekała się też narracja, środowisko gry oraz taktyczne potyczki. Spośród nowości na czoło wybija się jednak świat i zbudowane wokół niego mechaniki.

Akcja Pillars of Eternity II: Deadfire toczy się na tytułowym Archipelagu Martwego Ognia, który składa się z dziesiątek mniejszych i większych wysp. Każdy skrawek lądu można odwiedzić, ale już niekoniecznie zwiedzić. Spora część jest dostępna wyłącznie z poziomu mapy, ale nie wygląda to tak, że służy ona tylko i wyłącznie do przemieszczania się pomiędzy poszczególnymi lokacjami. Archipelag Martwego Ognia został po brzegi wypełniony zdarzeniami tekstowymi i zapasami, ale o tym za chwilę. Czar Pillars of Eternity II: Deadfire docenia się dopiero w lokacjach, które można odwiedzić i mam tu na myśli nie tylko przepiękne widoki, ale przede wszystkim interakcje ze światem gry i postaciami, które go zamieszkują. Duża w tym zasługa zręcznego połączenia pirackiego klimatu z klasyczną fantastyką, ale nie tylko.

Archipelag Martwego Ognia oferuje dziesiątki zadań i aktywności pobocznych, które na długie godziny odciągnęły mnie od wątku głównego. W Pillars of Eternity II: Deadfire znajdziecie oczywiście całą masę sztampowych misji, ale nie zabrakło też licznych perełek. W pamięć zapadło mi zwłaszcza zadanie zabicia pewnego pirata - aby wywabić go z kryjówki musiałem rozkręcić tęgi balet w tawernie. Ale to nie koniec!

Kiedy rzeczony pirat przybył na imprezę zachęcony dźwiękami balangi, zasiadł do fortepianu, na którym od czasu do czasu przygrywał kamratom... wielka szkoda, że był to jego ostatni występ, ponieważ wcześniej ukryłem w instrumencie bombę. Świat gry zamieszkuje plejada barwnych postaci i liczne frakcje. Jak na rasową grę fabularną przystało, od gracza zależy z kim się sprzymierzy, a komu wypowie wojnę. Mocną stroną Pillars of Eternity II: Deadfire są zwłaszcza dialogi - jak już wspomniałem wcześniej, na ich przebieg ma wpływ każda decyzja podjęta już na etapie tworzenia postaci. Za powodzenie rozmowy odpowiada nie enigmatyczna perswazja, ale wartość statystyk, takich jak dyplomacja, zastraszanie i blef, do tego klasa postaci i pochodzenie bohatera, a nawet zdolności i czary, jakimi dysponuje. Myślę, że ekipie Feargusa Urquharta udało się na tym polu pobić nawet doskonałe Divinity: Original Sin II.

Największą nowością w Pillars of Eternity II: Deadfire jest okręt, który zastąpił twierdzę Caed Nua z oryginału. Statek pełni funkcję bazy wypadowej naszej drużyny i środka transportu. Stanowi też ważny element rozgrywki. Zanim wyruszymy w podróż musimy zwerbować załogę, zakupić zapasy i wyposażenie. Dlaczego to takie ważne? Podczas przemierzania Archipelagu Martwego Ognia załoga zużywa zapasy, musimy płacić jej też żołd i troszczyć się o wysokie morale. Specjalnie z myślą o Pillars of Eternity II: Deadfire studio Obsidian Entertainment stworzyło dedykowany, tekstowy system morskich bitew, które mogą przeistoczyć się w walkę na pokładzie statku. Może to żadna rewolucja, ale na pewno miły dodatek.

Niestety, nie wszystko w Pillars of Eternity II: Deadfire zagrało w stu procentach. Mnie doskwierała najbardziej walka. Potyczki, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, stanowią nie lada wyzwanie, ale zarówno w Pillars of Eternity, jak i Tyranny, nieustannie towarzyszyło mi wrażenie, że starcia z przeciwnikiem są monotonne i do złudzenia podobne. Na tym polu niedoścignionym wzorem pozostaje wspomniane przeze mnie wyżej Divinity: Original Sin II, gdzie efekty środowiskowe dodawały pikanterii każdej potyczce. W Pillars of Eternity II: Deadfire uświadczymy całej masy efektów, ale co z tego, skoro nie odczuwałem satysfakcji z taktycznego rozegrania starcia. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.

HOŁD ODDANY KLASYKOM

Studio Obsidian Entertainment nie starało się wynaleźć koła na nowo - Pillars of Eternity II: Deadfire stanowi twórcze rozwinięcie pomysłów, które sprawdziły się w oryginale. To i owo zostało poprawione i doszlifowane, dzięki czemu otrzymaliśmy wzorowy mariaż klasycznych i współczesnych rozwiązań. Nie ukrywam, że jestem amatorem izometrycznych gier role-playing z Baldur's Gate, Falloutem i Planescape Torment na czele, dlatego Pillars of Eternity II: Deadfire ujęło mnie głównie liczbą statystyk oraz ich wpływem na przebieg rozgrywki, ale nie tylko. Doceniłem też świetny klimat, który zręcznie łączy w sobie piracką przygodę z klasyczną fantastyką, wysoki poziom trudności, bogaty i różnorodny świat gry oraz dużą liczbę ścieżek i wyborów. Wielka szkoda, że twórcy zdecydowali się na restart postaci i nie zrobili czegoś, co sprawiłoby, że taktyczne starcia byłyby trochę mniej monotonne.

OCENA KOŃCOWA: 90/100

PLUSY:

+ świetny mariaż pirackiej przygody i fantastyki!

+ szeroki wachlarz możliwości

+ bogaty i różnorodny świat gry

+ duża liczba ścieżek i wyborów

+ wysoki poziom trudności

MINUSY:

- "restart" postaci

- monotonne potyczki

Grę do testów dostarczyła firma Versus Evil, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych