Data modyfikacji:

Mortal Kombat X - recenzja

Kultowa bijatyka powraca w jeszcze bardziej brutalnym wydaniu.

Mimo że tym razem nie można mówić o rewolucji, twórcy postarali się o rozwinięcie zarówno starszych, jak i wypracowanych przy okazji ostatniej odsłony pomysłów. Brzmi nieźle, a jak sprawdza się w praktyce?

Zemsta zawsze w cenie

Opowieść ukazana w Mortal Kombat X zaczyna się tam, gdzie skończyła się poprzednia część. Pozostali przy życiu bohaterowie muszą stawić czoło nowemu zagrożeniu. Shinnok, bo o nim mowa, szybko zostaje pokonany, a fabuła przenosi nas o dwadzieścia lat w przyszłość. Świat nie jest taki, jakim go zapamiętaliśmy, a stary wróg czyha w cieniu i pała żądzą zemsy. Nie będzie też przesadą stwierdzenie, że twórcy wywrócili niektóre wątki, takie jak chociażby relacje łączące Scorpiona i Sub-Zero, do góry nogami.

Mimo że niektóre historie są naprawdę interesujące, ciągle ma się wrażenie, że fabuła pasuje do nowego Mortal Kombat jak pięść do nosa. O ile w poprzedniej części znaczną ilość walk usprawiedliwiał turniej, o tyle tutaj niejednokrotnie wydają się one być wymuszonymi. Co więcej, zachowany podział na rozdziały, w których przez cztery walki kierujemy konkretnym wojownikiem, sprawia, że opowieść jest dosyć przewidywalna.

Trudno pozbyć się też wrażenia, że dwudziestoletni przeskok miał miejsce tylko i wyłącznie po to, aby wprowadzić do gry nowych bohaterów, z których część to dzieci lub młodsi krewni starej gwardii. Można to jednak twórcom wybaczyć, ponieważ to właśnie wokół młodego pokolenia kręci się fabuła, a przewijające się w retrospekcjach historie młodych wojowników to zdecydowanie najciekawszy element opowieści ukazanej w Mortal Kombat X.

Elementem, co do którego mam dosyć spore zastrzeżenia, są zdarzenia QTE. W trakcie gry ma się wrażenie, że NetherRealm nie do końca przekonane jest do tej formy. Pierwsza sekwencja robi naprawdę świetne wrażenie, później jest coraz gorzej. Daje się wyczuć niepewność i złą ocenę sytuacji, w których QTE powinny być użyte.

Żyjące wieże

Oprócz trybu fabularnego dla jednego gracza, grać można również we dwóch lub w sieci. Do dyspozycji gracza oddano zarówno pojedyncze starcia, jak i kilka następujących po sobie walk. Można bić się w pojedynkę lub w zespole. Nie zabrakło też doskonale znanych fanom serii wież. Na szczególną uwagę zasługują tzw. żyjące wieże, które zmieniają się z upływem czasu. W walkach 1 na 1 można modyfikować rozgrywkę lub spróbować swych sił z losowymi modyfikatorami. Nikt nie powinien narzekać na brak wyzwań, przedłużających rozgrywkę.

Ciekawym elementem jest wojna frakcji. Uruchamiając grę po raz pierwszy, wybieramy jedną z pięciu stron konfliktu, dla której zbieramy punkty, tocząc pojedynki i biorąc udział w wydarzeniach. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że większość graczy wybiera frakcję Lin Kuei, przez co ma ona zdecydowaną przewagę nad resztą. NetherRealm musi zastanowić się jeszcze nad tym, jak rozwiązać ten problem.

W Mortal Kombat X pojawiła się również Krypta, w której za zdobyte pieniądze odblokowujemy różne przedmioty. Tym razem postawiono na eksplorację z perspektywy pierwszej osoby i zdarzenia QTE, które urozmaicają przemierzanie rozległego obszaru.

Kolor krwi i dźwięki agonii

Oprawa graficzna prezentuje sobą wysoki poziom. W zachwyt wprawia dbałość o szczegóły zarówno w przypadku modeli postaci, jak i projektów aren, na których toczone są pojedynki. Egzekucje, których w Mortal Kombat X jest naprawdę sporo, prezentują się niesamowicie, szczególnie w połączeniu z bardzo sugestywnym udźwiękowieniem. Czasem razi nieco wygląd łamanych kości, które przypominają rozsypane klocki. Z drugiej strony, gdyby nimi nie były, Fatalities i Brutalities straciłyby sporo na efektowności.

Bardzo miłym zaskoczeniem są modele postaci kobiecych, które nie świecą już niczym nieuzasadnioną golizną. Bohaterki nie rażą już swoją wulgarnością, przez co odbiera się je zupełnie inaczej niż wcześniej. Jeżeli amatorzy kobiecych wdzięków poczują się zawiedzeni, to mogą spróbować poszukać ich na wiadomych stronach internetowych.

Oprawa muzyczna jest bardzo dynamiczna, co sprawia, że serce od razu pompuje krew szybciej. Z kolei wspomniane wcześniej sugestywne dźwięki łamanych kości i pękających części miękkich sprawiają czasem, że zamyka się oczy. Również aktorzy, którzy podkładają głosy, spisali się bardzo dobrze. Summa summarum oprawa dźwiękowa Mortal Kombat X stoi na naprawdę wysokim poziomie.

Get over here!

Mimo że fabuła pozostawia wiele do życzenia, to nie ona, ale walka, stanowi najważniejszy element serii Mortal Kombat. I tym razem studio NetherRealm stanęło na wysokości zadania. Walki są brutalne i dynamiczne. Jeżeli wściekacie się, kiedy nie możecie pokonać niedoświadczonych graczy, ponieważ wciskają przyciski bez ładu i składu, Mortal Kombat X jest grą dla Was. Tutaj to nie przejdzie. Nawet najprostsze kombinacje ciosów, o Brutalities i Fatalities już nie wspominając, wymagają pełnej świadomości tego, co robimy.

Świetnym, choć nie nowym, rozwiązaniem są interaktywne areny. W trakcie walki możemy wykorzystywać elementy otoczenia, nie tylko po to, żeby zadać przeciwnikowi dodatkowe obrażenia, ale także, żeby uciec spod gradu śmiercionośnych ciosów.

Ci dobrzy i ci źli

Do dyspozycji gracza oddanych zostało 24 wojowników, nie licząc Goro, za którego niektórzy będą musieli zapłacić. Na pierwszy rzut oka to nieco mniej niż w poprzedniej odsłonie Mortal Kombat, ale to tylko pozory. W rzeczywistości grywalnych postaci jest aż trzy razy więcej! Każdy wojownik dostępny jest bowiem w trzech wariantach, które nieco różnią się stylem walki. Rozwiązanie to sprawia, że każdy może znaleźć w Mortal Kombat X coś dla siebie.

Zespół NetherRealm trzeba pochwalić również za sporą liczbę nowych wojowników, których jest aż ośmiu. Na szczególną uwagę zasługuje młode pokolenie, o którym była mowa wcześniej. O ile w pierwszej chwili sprawiają oni wrażenie nieco wtórnych i zbyt podobnych do rodziców, o tyle już po kilku chwilach spędzonych z daną postacią znika ono bezpowrotnie. Przed premierą w sieci można było zauważyć tu i ówdzie negatywne komentarze pod adresem nowych bohaterów (oberwał przede wszystkim Erron Black), sądzę jednak, że doskonale wpasowują się one w klimat Mortal Kombat, a na pewno znacznie lepiej niż cybernetyczny Sub-Zero czy nawet obecny w serii od lat Striker.

Fatality

Mortal Kombat X nie stanowi rewolucji, ale poprowadzoną w dobrym kierunku ewolucję. Interaktywne areny, różnorodni bohaterowie, wymagająca rozgrywka i dbałość o szczegóły to największe zalety najnowszej odsłony serii. Nadal jest brutalnie i widowiskowo. Szkoda tylko, że zdecydowano się na wprowadzenie płatnych dodatków, ułatwiających grę, które odbierają sporo z jej uroku.

Platforma testowa: Xbox One

Autor: Dawid Sych