Data modyfikacji:

Fabryka snów

Dlaczego ten artykuł nie chce się sam napisać? – spytałem sam siebie, a siebie pytam tylko retorycznie.

Dotarło do mnie, że wywołuję wilka z lasu. Zrozum, durniu, że za 10 lat tekst napisze maszyna, a ty będziesz zbierał puszki – odpowiedział znienacka głos wewnętrzny.

Poza tym hola hola z tym zbieraniem puszek i oddawaniem ich do punktu skupu. W europejskich miastach dość powszechne są automaty, które wypluwają monety zaraz po przeliczeniu wsadu. Dzięki takiemu rozwiązaniu sortowanie śmieci opłaca się naprawdę każdemu, więc ludzie sortują jak Pan Bóg przykazał, a ulice są zadbane i czyste. Wróćmy jednak od śmieciarzy do dziennikarzy, choć dla niektórych to jedno i to samo. Jedna z największych na świecie agencji prasowych, Associated Press, już ponad rok temu zapowiedziała, że do pisania zatrudni komputery. Tak też się stało. Dość prosty algorytm pozwala tworzyć depesze dotyczące ligi koszykarskiej i futbolowej, a także przygotowuje nieskomplikowane informacje finansowe na bazie większych raportów i danych. Efekt? Komputery produkują kwartalnie około 3000 doniesień z wynikami finansowymi, ludzie – tylko 300. Tacy są słabi.

Koniec pracy

Z kolei w chińskim mieście Dongguan w prowincji Guangdong firma specjalizująca się w technologii precyzyjnej zbudowała fabrykę, w której tradycyjni pracownicy w ogóle nie są potrzebni – podaje The Economic Times. Wszystkie procesy związane z produkcją przeprowadzają roboty. Ludzie odpowiadają wyłącznie za kontrolę komputerowego systemu sterowania oraz nadzorują każdą z 10 linii produkcyjnych. Na jedną przypada aktualnie trzech, wcześniej wymagało to pracy aż 650 osób. Automatyzację Changying Precision Technology Company przeprowadzono w odpowiedzi na niekorzystne tendencje demograficzne. Blisko 200 mln Chińczyków jest już w wieku powyżej 60 lat, wskutek czego w regionach przemysłowych coraz trudniej o wykwalifikowanych pracowników.

Dokładnie tyle samo osób nie ma na świecie pracy, a liczba ta wzrosła od 2008 r. o 30 mln. To ilustruje dynamikę światowego zatrudnienia. Kto jeszcze w niedalekiej przyszłości zostanie przymusowo zredukowany? Lista jest długa, a i tak ograniczyłem się do zawodów z grupy największego ryzyka. Są to: taksówkarze, sprzedawcy kredytów i ubezpieczeń, recepcjonistki (recepcjonistów zwolniono już dawno), kasjerzy, kurierzy, telemarketerzy, personel sieci fast-food, a nawet, o zgrozo, bibliotekarze. Wszystkie wymienione zawody są dość łatwo zastępowalne, albo przez roboty, albo elektroniczne panele wyboru. Bez wątpienia technologia zmienia globalny rynek pracy. Ale może nie będzie tak źle?

Apokaliptycy i przystosowani

„Historycznie rzecz biorąc, podniesienie produktywności rzadko kiedy wiązało się z zanikiem miejsc pracy. Za każdym razem, kiedy maszyny zwiększały wydajność (łącznie z przypadkiem zastąpienia koni traktorami), pewne zajęcia znikały, ale pojawiały się nowe.” – pisze w swoim artykule  Jean Pisani-Ferry. Faktycznie, ruchoma prasa drukarska Gutenberga zniszczyła dostojny zawód skryby, ale otworzyła drzwi wielkiej cywilizacyjnej przemiany. Podobnie maszyny tkackie, wynalezione u progu rewolucji przemysłowej w XIX-wiecznej Anglii. To prawda, że zabierały pracę prostym rzemieślnikom, których spontaniczny bunt przerodził się w ruch społeczny nazywany luddyzmem. Trzeba jednak pamiętać, że wynalezienie krosien przyczyniło się do eksplozji brytyjskiego przemysłu tekstylnego, zapewniając ludziom znacznie więcej nowych miejsc pracy.

Pisani-Ferry, wykładowca w berlińskiej szkole zarządzania Hertie, ma jednak uzasadnione wątpliwości: „Pracownicy wykonujący rutynowe czynności, jak przetwarzanie danych, z coraz większym prawdopodobieństwem będą zastępowani maszynami, ale ci, którzy zajmują się czymś bardziej twórczym, będą musieli zwiększyć wydajność. (…) Powstałe w ten sposób zmiany w strukturze siły roboczej mogą być przynajmniej tak samo ważne jak faktyczna liczba miejsc pracy, których będą dotyczyć. Najbardziej prawdopodobny skutek tego zjawiska ekonomiści nazywają polaryzacją zatrudnienia. Automatyzacja tworzy miejsca pracy w sektorze usług, na najniższych szczeblach drabiny płacowej, oraz zwiększa liczbę i rentowność miejsc pracy na samej górze tejże drabinki. Ale cały środek pozostaje pusty.”

Aaaaa programistę i opiekuna osób starszych zatrudnię

Wydaje się, że tu tkwi sedno rozważań. W ciągu najbliższych dekad nie samo znalezienie pracy będzie kluczowym problem. Trudność będzie polegała na znalezieniu stabilnego i dobrze opłacanego zajęcia. Umiejętność swobodnego poruszania się po zautomatyzowanym rynku pracy będzie wymagała elementarnych kompetencji cyfrowych. Wg prognoz Komisji Europejskiej w samej Europie roku 2020 do wzięcia będzie ok. 700.000 stanowisk z obszaru IT. Tymczasem w Polsce, kraju dość rozwiniętym i gospodarczo stabilnym, ludzi o tego rodzaju kwalifikacjach wciąż jest niewielu. Włodzimierz Marciński, członek Komitetu Informatyki Polskiej Akademii Nauk, pisze dla Project Syndicate: „Z jednej strony polscy programiści zdobywają laury na wszystkich niemal konkursach i olimpiadach informatycznych na świecie. Warto tu przypomnieć, że właśnie w produkcji gier komputerowych Polska jest bardzo liczącym się światowym graczem. (…) Z drugiej strony w europejskich i światowych badaniach kompetencji cyfrowych od lat wypadamy bardzo słabo i zajmujemy miejsca pod koniec rankingów”. A to dobrze nie wróży.

Associated Press zatrudniła do pisania depesz komputery, ale nie zwolniła ludzi. Przeciwnie, dzięki pomocy maszyn redakcyjny zespół mógł w pełni poświęcić się opracowaniu bardziej złożonych, skomplikowanych raportów. Prędzej czy później ten obszar też zostanie zagospodarowany przez automaty. Wtedy nie zostanie już nic innego, jak szukać pracy w zawodach, których sens polega na emocjonalnym kontakcie z drugim człowiekiem. Komputery już do nas mówią, ale może nigdy nie będą w stanie nas pokochać.

Autor: Mariusz Leśniowski