Data modyfikacji:

Discover: Nieznane Lądy - recenzja gry planszowej

Zawartość pudełka też bywa nieznana. I niestety, nie koniecznie jest przy tym angażująca.

Discover: Nieznane Lądy to siostra KeyForge – karcianki od Fantasy Flight Games, której głównym założeniem jest idea tworzenia unikalnych, niemodyfikowalnych talii. Zamiast podążać za popularnym modelem gier kolekcjonerskich, takich jak Magic: The Gathering, gdzie olbrzymie przychody generują kolejne zakupy dodatków i „boosterów”, KeyForge sprzedawany jest w formie generowanych przez algorytm zamkniętych i gotowych do gry pakietów. Za odpowiednik około trzydziestu złotych mamy gotową do gry talię, której nie wolno nam modyfikować, a jeśli chcemy dostać inną możemy wylo… kupić po prostu kolejny zestaw.

Discover: Nieznane Lądy korzysta z tego samego algorytmu, co KeyForge – zawartość każdego pudełka z planszówką jest unikalna, co oznacza, że dwa zestawy biomów – środowisk, jakie przyjdzie nam przemierzać – mogą być inne od tych, jakie dostanie ktoś inny kupujący tę samą grę, dając potencjał rozegrania innych przygód i zmierzenia się z innymi wyzwaniami. Do tego dochodzą losowo generowane zestawy kart przygód i potworów, a nawet dzielni poszukiwacze przygód, w jakich wcielą się gracze zostali wybrani przez algorytm z większej puli. Kupując Discover: Nieznane Lądy dostajemy więc coś unikalnego.

UNIKALNOŚĆ NIE JEST ZBYT WYJĄTKOWA

Gdyby ekskluzywność była jedynym wyznacznikiem jakości, czyniłoby to stworzoną przez Fantasy Flight Games grę czymś wybitnym. Niestety, po dość ciekawie zapowiadającym się początku (i żmudnym rozdzieleniu wszystkich kart na te, które będą brały udział w poszczególnych scenariuszach) dostajemy coś bardzo nie wyjątkowego. Discover: Nieznane Lądy to scenariuszowa gra w której z jednej strony współpracujemy, z drugiej każdy działa trochę na swoją korzyść – brak tu wyraźnych motywatorów, by sobie pomagać, szczególnie, że po czterech scenariuszach, gdzie walczymy „z mapą” gra nagle rzuca nas przeciwko sobie – ale historie wyraźnie cierpią na tym, że zostały napisane pod algorytm – nic nie może tu być przedstawione z dużą atencją do szczegółów, bo każda grupa graczy ma dostać trochę inny zestaw przygód. W rezultacie tak, jak zaczynamy grę nieco zagubieni, tak kończymy ją całkiem mocno skonfundowani.

Warto docenić to, co twórcy próbowali tu zrobić  - zaoferować unikalne doświadczenie, każdej grupie, która usiądzie do gry, bo ludzie z zestawem z pustynią i bagnami będą robić coś innego, niż ci przemierzający na przykład lodową krainę. Gorzej, że okoliczności, w jakie trafiamy w te wszystkie miejsca sprowadzają się do „nie wiecie, dlaczego tu jesteście, spróbujcie się jakoś wydostać”, co powtórzone cztery raz nie stanowi podstaw do przesadnie angażującej gry. Choć całość ma pewne fabularne wytłumaczenie jest ono dość płytkie i koniecznie zgrywa się ze scenariuszem „wielkiej przygody” w której odkrywamy nieznane krainy.

SKOMPLIKOWANY POMYSŁ, ŁATWE ZASADY

Chociaż rozstawienie gry sprawia trochę problemów, zrozumienie zasad, jakie rządzą samą rozgrywką nie jest już przesadnie trudne – instrukcja całkiem dobrze wprowadza w to, co możemy robić i na co warto zwracać uwagę. Znaczną część gry spędzimy eksplorując, najpierw odkrywając ułożone w losowym porządku płytki, a potem przemierzając je, by zbadać tajemnicze ruiny i inne ciekawe miejsca. W najważniejszych lokacjach dostaniemy małe skrawki historii i cenne przedmioty, przez większość czasu będziemy jednak zbierać surowce rzemieślnicze, by produkować podstawowe narzędzia przetrwania, oraz zmagać się z rozmaitymi zagrożeniami, z których część, jak dziki wielbłąd, przyczyniają się do stworzenia całkiem lekkiej atmosfery przy stole.

Gra każe nam pilnować pragnienia, zdrowia i sytości naszych postaci – każdej nocy przywódca ekspedycji dociąga kartę określającą, jakie zagrożenia i problemy dotknęły nas pod koniec tego dnia. Część z nich wywiera presję, by trzymać się blisko ogniska i nie eksplorować mapy za bardzo, inne to lekkie, łatwe do rozwiązania niedogodności. Jeśli gracz otrzyma dowolną kombinację czterech obrażeń (urazów, trucizny, odwodnienia i głodu) kończy jednak zabawę, problemów tych nie można więc traktować zbyt lekko. Niestety, w tym miejscu bardzo rzuca się w oczy losowość rozgrywki – nocne „przygody” sprawiają wrażenie takich, które mają nam dociąć, ale nie za mocno, bo kto wie, może zestaw, na którym gramy nie jest w stanie przygotować nas na wszystkie zagrożenia?

ZABAWA OBOK ROZGRYWKI

Discover: Nieznane Lądy potrafi wygenerować trochę radości, ale podczas testu bawiliśmy się dobrze pomimo zasad, a nie ze względu na nie. Losowość gry sprawia, że nie mamy nawet kontroli nad tym, jakie przedmioty i skarby znajdziemy eksplorując mapy, ani co na nich spotkamy. Zabawne staje się więc, gdy jeden z graczy zagarnia cały „rynek” futer na pustyni, bo miał szczęście i wszystkie źródła tego surowca rzemieślniczego pojawiły się w okolicy, którą zdecydował się eksplorować, a ktoś zostanie najpierw zaatakowany przez dzikiego mężczyznę, a chwilę później dziką kobietę – łatwo dopowiedzieć sobie, że to kwestia zemsty, że doświadczamy jakiejś historii nie uwzględnianej przez twórców w pudełku.

Tyle, że takie sytuacje pojawiają się u zbiegu losowych elementów, które wcale nie gwarantują, że doświadczymy czegokolwiek – kilka inaczej ułożonych płytek mapy i wyciągnięcie z puli żetonów w innej kolejności sprawiłoby, że wspomniane przygody nigdy nie miałyby miejsca. Osoby aktywnie szukające okazji, by same opowiedzieć sobie historię przy okazji realizowania tej zaplanowanej mogą być zadowolone, ale nie należy obiecywać sobie zbyt wiele. Tym bardziej, że rozwiązania scenariuszy potrafią być kompletnie bezsensowne, a śmierć lub przetrwanie graczy niezbyt liczy się dla całości historii.

ŁADNA SZTUKA

Tym, co sprawia, że narzekanie na Discover: Nieznane Lądy jest naprawdę trudne jest fakt, że to naprawdę prześlicznie wykonana planszówka – kreskówkowe portrety postaci  i ogólna realizacja gry nie pozostawiają wiele do życzenia – graficy spisali się bardzo dobrze. Mnogość obrazków dodaje trochę życia „suchej” momentami rozgrywce, choć na samych płytkach mapy chciałoby się zobaczyć jeszcze więcej interesujących miejsc – to jednak decyzja projektantów rozgrywki, a nie „obrazków”

Discover: Nieznane Lądy to tytuł, który ma pewien potencjał, by dostarczyć radość, ale jednocześnie warto podejść do niego z dystansem – zdecydowanie nie jest to planszówka dla każdego. Jeśli jednak wasza grupa składa się z osób lubiących powygłupiać się trochę przy grze, której pod żadnym względem nie można traktować poważnie, może ona dać trochę zabawy, choć absolutnie nie jest to zasługą jej „unikalności” – ta bardziej przeszkadza, niż pomaga.

Grę do testów udostępniła firma Galakta, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Artur Cnotalski