Data modyfikacji:

Zaklinanie jeszcze nigdy nie było tak fajne! Recenzja gry Zaklinacze

Niektóre tytuły mimo świetnej grywalności nie zyskują rozgłosu, na jaki zasługują. Jednym z takich tytułów są Zaklinacze

Zaklinacze trafili w moje ręce dzięki pobycie na tegorocznym Pyrkonie. Nie mogę narzekać, bo gra okazała się karcianą perełką. Jest to bardzo intuicyjna strategiczna gra karciana, która w ubiegłym roku została sfinansowana podczas zbiórki na serwisie wspieram.to, a obecnie wydawana jest przez Gindie. Klimat gry to fantastyka z lekkim przymrużeniem oka, trochę jak w Munchkinie.

Czy to karty z Hearthstone?

Pierwszą rzeczą, która przykuwa uwagę przy kontakcie z tą grą karcianą, jest oprawa graficzna. Ilustrator mocno czerpał inspirację z komputerowej karcianki Blizzarda. Nie można mu mieć tego za złe. Kolorowa, bajkowa szata graficzna świetnie współgra z humorystycznym wydźwiękiem tytułu. Karty są przejrzyście opisane, rozplanowanie poszczególnych informacji na nich jest intuicyjne do tego stopnia, że niedługa instrukcja przydaje się właściwie wyłącznie podczas pierwszej rozgrywki.

W pudełku dostajemy 6 mini-talii po 25 kart każda oraz 11 wiosek, które będziemy bronić. Oprócz tego znajdują się tam dwa arkusze pełne żetonów ran i kryształów. Jak na proponowaną cenę, to bardzo dużo dobra. Brakuje nieco organizera w pudełku. Kilku z moich znajomych wspominało również, że chętnie zobaczyliby matę do tej gry z rozrysowanymi miejscami na karty i tor wyprawy.

Jak zaklinać, by nie przekląć

Zaklinaczy charakteryzuje ogromna regrywalność i całe tony interakcji między poszczególnymi kartami. Sedno rozgrywki stanowi system tworzenia nowych artefaktów, czyli tytułowe zaklinanie. Na początku każdej rozgrywki, każdy z dwóch do czterech graczy wybiera jedną talię. Teraz wszyscy myślą, że będą nią grać, ale nie. Teraz wszystkie wybrane talie tasujemy razem, wybieramy wioskę, z której będą działać nasi zaklinacze. Następnie z powstałej talii wykładamy tor wyprawy. W poszczególnych mini-taliach znajdują się zarówno potwory, które będziemy mogli ubić, przedmioty, które będziemy mogli zakląć oraz oczywiście same zaklęcia! Od czasu do czasu zdarzy się też jakiś smok ... Same mini-talie charakteryzuje jakiś wspólny motyw. Na przykład złota talia oparta jest na dużej ilości kryształów, które możemy uzyskać, zaś różowa będzie nas leczyć. Nie muszę wspominać chyba, że dzięki temu możemy kreować niesamowite kombinacje działań?

Wspomniałem, że kluczowym elementem gry jest zaklinanie nowych przedmiotów. Chodzi o to, że każdy z graczy w trakcie gry będzie tworzył sobie jeden artefakt, składający się z dwóch podstawowych elementów - przedmiotu i zaklęcia, w formie przydomku. Najprościej wytłumaczyć to chyba na przykładzie z innego tytułu Blizzarda - Diablo. Każdy chyba pamięta, gdy z ubitego potwora wypadał mu magiczny miecz z fikuśną nazwą w stylu "miecz płomienia". Każdy z graczy szybko skojarzył, że taki miecz dodaje obrażenia od ognia. W Zaklinaczach wykorzystano ten system i tak możemy wyposażyć się nie tylko w "tarczę świętości", ale również "pułapkę smoka" czy "kilof złodziei". Mechanizm przedmiot-przydomek świetnie się sprawdza, ponieważ każda karta posiada krótki, zabawny tekst, a w przypadku ekwipunku i zaklęć łączą się one w kapitalne opisy powstałych par.

Trzeba wspomnieć, że poszczególne karty nie różnią się tylko typem, ale również statystykami - ataku i obrony. Znajdują się one w narożnikach karty. Jeśli podejmiemy kolejny przedmiot, układamy go na wierzchu poprzedniego tak, by widać było tylko dolną część tego wcześniejszego. Dzięki temu nasz artefakt rośnie w siłę. Podobnie sprawa ma się z potworami. Niektóre z nich jeśli są na wierzchu stosiku zabitych dają nam całkiem sympatyczny bonus, który znika, jak tylko pokonamy kolejne monstrum.

Wszystkie te karty (potwory, zaklęcia, przedmioty) znajdować się będą na torze wyprawy. Tu ma miejsce klasyczny draft (dociąganie kart), gdzie za każdą pominiętą kartę musimy zapłacić kryształem. Czyli jeśli nie pasuje nam walka z potworem, który znajduje się blisko wioski, możemy wziąć płaszcz znajdujący się na trzecim z kolei polu, lecz przyjdzie nam opłacić takie zagranie dwoma kryształami. Proste, prawda? Warto na uwadze mieć jednak, czy nasze wymarzone karty przydadzą nam się do zwycięstwa - wygrywa gracz o największej liczbie punktów chwały, zliczanych po skończeniu się talii kart.

Po prostu dobra gra karciana

Zaklinacze ujęli mnie najpierw bardzo sympatyczną szatą graficzną i przemiłą ekipą ze stoiska wydawnictwa Gindie. Gdy zasiadłem do pierwszej rozgrywki nie wiedziałem do końca, czego oczekiwać po tym tytule. Okazało się jednak, że jest to solidna, świetnie przemyślana gra karciana oparta o dociąganie kart i kreowanie coraz to ciekawszych połączeń przedmiot-zaklęcie. Dużo radości daje samo czytanie na głos tekstów z kart. Nie sposób również zapomnieć o tym, że powstał już pierwszy z zapowiadanych dodatków - Śmierć w Szlamie, gdzie otrzymujemy dwie kolejne talie ze swoimi charakterystycznymi mechanikami. Muszę przyznać, że Zaklinacze to świetna gra karciana, którą mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim poszukującym humorystycznej rozgrywki, w której można niekiedy nieźle pogłówkować.

Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękujemy wydawcy gry – firmie Gindie!

Autor: Paweł Samborski