Data modyfikacji:

Turniej na pół gwizdka. Recenzja Tekken 7

Niegodne pożegnanie rodziny Mishimów.

Siódma odsłona Tekkena miała ogromnego pecha, że trafiła do sprzedaży tuż po premierze rewelacyjnego Injustice 2. Co prawda, system walki w dziele Bandai Namco jest o wiele bardziej dopracowany i rozbudowany, ale to niestety jedyna przewaga japońskiej produkcji. Jako fan cyklu, z przykrością muszę stwierdzić, iż "siódemka" w dniu premiery okazała się być równie mało atrakcyjna, co wydany w ubiegłym roku Street Fighter. Za jakiś czas z pewnością część wad zostanie wyeliminowana, ale wtedy może być już na to zbyt późno.

JAKI OJCIEC, TAKI SYN

Na premierę pełnoprawnej nowej odsłony musieliśmy czekać aż osiem lat, dlatego tym bardziej szkoda, że oczekiwania fanów raczej nie zostały zaspokojone. Twórcy gry zarzekali się, że przygotowują świetny tryb fabularny, pełen ciekawych wątków i spektakularnych pojedynków. Tego drugiego elementu co prawda nie brakuje, ale jakość opowiedzianej historii pozostawia wiele do życzenia. Przez niecałe trzy godziny śledzimy przebieg ostatecznej walki pomiędzy Heichachim, a jego synem Kazyu'ą, która w końcu po wielu latach dobiega końca. Tekken 7 przerzuca nas pomiędzy różnymi bohaterami, przedstawiając wydarzenia z kilku perspektyw, ale robi to w tak nieumiejętny sposób, że ciężko było mi zaangażować się w opowiedzianą historię.

Całość została przygotowana w niesłychanie chaotyczny sposób i tak naprawdę niewiele w tym wszystkim emocji. Ponadto, poziom trudności końcowych starć bywa tak duży, że nieobcykani z serią gracze, będą mieli nie lada problemy z dotarciem do finału. Żeby tego było mało, Bandai Namco nie przygotował dla nich żadnego samouczka wyjaśniającego tajniki gry. Weteranom serii nie jest to potrzebne, ale nowi użytkownicy szybko mogą odpuścić ze względu na zbyt wysoki próg wejścia.

MAYDAY, MAMY PROBLEM

Po ukończeniu głównego wątku fabularnego, plus pojedynczych walk przeznaczonych dla każdej z postaci, powinniśmy oddać się rozgrywce i licznym trybom urozmaicającym zabawę. Pech chciał, że Tekken 7 na dobrą sprawę nie oferuje na tę chwilę nic ciekawego, co na dłużej mogłoby zatrzymać gracza przy konsoli. Zwycięzcami są jedynie osoby, które mogą grać z kumplami na jednej kanapie, ponieważ na tę chwilę tryb online jest praktycznie niegrywalny. Wielokrotnie próbowałem popykać z innymi ludźmi z całego świata, ale połączenia cały czas bywały przerywane. Co prawda udało mi się kilkukrotnie dołączyć do sieciowej potyczki, jednakże tylko parę walk dotrwałem do końca. Reszta tak bardzo lagowała, że dalsze granie nie miało większego sensu.

Jeśli nie multiplayer, to co w takim razie? Z pewnością Arcade Battle, ale zabawa w tym trybie także nie potrwa zbyt długo, ponieważ na jedną sesję przewidziano zaledwie pięć starć, których ukończenie może zając niecałe piętnaście minut. Nowością jest natomiast ciekawe Treasure Battle, polegające na pokonywaniu kolejnych oponentów, w zamian zdobywając nowe elementy strojów dla postaci, bądź inne mniej lub bardziej cenne nagrody. Potyczki niekiedy urozmaicane są najróżniejszymi modyfikatorami, a z walki na walkę poziom trudności znacząco wzrasta. To właśnie ten tryb na tę chwilę sprawił mi najwięcej frajdy.

NADZIEJA NIE UMIERA NIGDY

Jeśli jednak przymkniemy oko na wszelkie niedostatki najnowszego Tekkena, a skupimy uwagę wyłącznie na systemie walki, to nagle okazuje się, że gra ma nam wiele do zaoferowania. Od ilości dostępnych kombosów można dostać zawrotów głowy, zwłaszcza, że każdy z bohaterów korzysta z innego stylu. Niektórzy są bardziej nastawieni na bezpośrednie ataki, inni wykorzystują dynamikę i zwinność, a jeszcze inni wygraną zawdzięczają posiadanym gadżetom. Moim nieodzownym mistrzem od wielu lat pozostaje Yoshimitsu, potrafiący wyczyniać prawdziwe cuda trzymając miecz w garści.

Bandai Namco wykorzystało wiele sprawdzonych rozwiązań, ale również wprowadziło kilka nowych mechanik, jak chociażby Rage Art i Rage Drive. Pierwszy rodzaj ataku działa na identycznej zasadzie co specjalne ciosy w Injustice 2. Po aktywowani wściekłości (zaprezentowanej za pomocą czerwonej poświaty) za pomocą jednego przycisku jesteśmy w stanie wykonać efektowny i bardzo skuteczny atak, zabierający przeciwnikowi sporo paska zdrowia. Rage Drive z kolei polega na zwiększeniu potencjału jednego z podstawowych ciosów, ale też możemy skorzystać z tej funkcji wyłącznie, gdy sterowana przez nas postać wpadła akurat w furię. Mogłoby się wydawać, że nie są to wielkie zmiany, ale szybko docenimy wartość Rage Artu, zwłaszcza, gdy nie będziemy radzili sobie z wymagającymi oponentami.

TURNIEJ ZAKOŃCZONY

Na siódmą odsłonę Tekkena czekałem z wypiekami na twarzy, ponieważ powoli zaczynałem tęsknić za rewelacyjnym klimatem serii. Ten zdołano po części zachować, ale niestety mała różnorodność trybów (Tekken Force, Team Battle i Survival, wróćcie!) i praktycznie niedziałający Online w tym momencie sprawiają, że dzieło Bandai Namco jest mało atrakcyjnym produktem. Mam również pewne uwagi do oprawy wizualnej, odstającej delikatnie od współczesnych standardów. Praca świateł oraz projekty postaci wyglądają bardzo dobrze, ale tego samego nie można powiedzieć już o otoczeniu. Niektóre mapy są nie najgorzej zrealizowane, jednakże trafiają się także potworki wyciągnięte z poprzedniej generacji konsol. Ponadto, niektóre nie zostały dopasowane do występujących na nich bohaterów, przez co bywa, że ci lewitują delikatnie nad podłożem. Żeby tego było mało, obraz na PlayStation 4 wyświetlany jest w rozdzielczości 900p... Tekken 7 ma ogromny potencjał, tyle, że sam system walki (nie ważne jak bardzo byłby dobry) nie będzie w stanie uratować gry. Oby producent czym prędzej naprawił rozgrywki sieciowe, ponieważ tylko wtedy istnieje szansa, że gracze nie odczują tak bardzo ubogiej zawartości reszty tytułu.

Grę do testów dostarczyła firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!

 

Autor: Łukasz Morawski