Data modyfikacji:

TOP 10 postaci z gier, które wywołują irytację

Przegląd, który przywołał u mnie nieprzyjemne flashbacki.

Zapewne każdy z was miał taką sytuację podczas grania, że któraś z postaci, pojawiających się na ekranie, nadzwyczaj was irytowała. Praktycznie każda jej obecność na ekranie wywoływała u was poczucie zażenowania lub wręcz zdenerwowania. Oczywiście, postaci stworzone na potrzeby danej gry, powodują takie reakcje na różne sposoby – zachowaniem, podejmowanymi decyzjami lub zwyczajnie wypowiadanymi liniami dialogowymi. Ja, osobiście, miewam tak nadzwyczaj często.

Stąd też decyzja, aby napisać ten właśnie tekst. Umieściłem w nim dziesięć postaci, które poznałem podczas wirtualnej zabawy, a które po bardzo krótkim czasie zaczynały męczyć mnie swoją obecnością. Boże, jak bardzo chciałbym je usunąć z pamięci… Patrząc jednak przez pryzmat tego tekstu, może to i dobrze, że nie wyrzuciłem ich jeszcze z głowy?

Zanim jednak, drogi czytelniku, zaczniesz zaznajamiać się z moim tekstem, musisz wiedzieć o jednej rzeczy. Artykułu tego zwyczajnie nie dało się napisać bez uwzględniania spojlerów z kilku produkcji. Proponuję więc, abyś, szanowny odbiorco, zapoznał się z tagami pod tekstem – znajdują się tam tytuły wszystkich gier, o których będzie mowa. Gotowy? W takim razie jedziemy.

 

EDWARD NASHTON AKA RIDDLER (SERIA ARKHAM)

W każdej odsłonie gier o Człowieku Nietoperzu mamy okazję stanąć w szranki z naprawdę sporą ilością legendarnych super-złoczyńcow z uniwersum DC Comics. Joker, Penguin, Poison Ivy, Zsasz… to oczywiście tylko część antybohaterów, którym przez cztery części gier plany krzyżować będzie Batman. Wśród nich jest jednak jeden, który jest naprawdę męczący w swoim stylu bycia. Jest nim Riddler.

W każdej grze z Arkham w nazwie, Człowiek Zagadka będzie rzucał przed Batmana serię swoich zbrodniczych zagadek oraz ukrytych przedmiotów. I okej, samo latanie po dostępnych planszach, w poszukiwaniu rozwiązania potrafi sprawić całkiem sporo przyjemności. Niestety jednak, za każdym razem gdy uda nam się rozgryźć zbrodnicze rebusy albo odnaleźć przedmiot ukryty przez Enigmę, wiąże się to z jego komentarzem.

I w większości przypadków, gdy Edward Nashton otwiera swój dziub, miałem ochotę mu go bardzo brutalnie zamknąć. Praktycznie każdy tekst Riddlera dotyczy tego jak bardzo inteligentnym i przebiegłym człowiekiem jest. Mało tego – przy każdej możliwej okazji stara przekazać Batmanowi jak dużym idiotą jest on w jego oczach i na dodatek nie szczędzi on rzucania żarcikami, po których robi się bardzo sucho w gardle. Uhhh… całe szczęście, że praktycznie w każdej odsłonie jest możliwość pokrzyżowania jego planów. Po uwzględnieniu pełnego wachlarzu jego zachowań, staje się to wyjątkowo satysfakcjonujące.

 

DEREK SIMMONS (RESIDENT EVIL 6)

Simmons jest głównym antagonistą w kampanii Leona i Heleny z Resident Evil 6. Z zachowania to raczej typowy złoczyńca, który uknuł genialny plan i rzuca typowymi dla takiej postaci tekścikami. Ten schemat był już przerabiany tyle razy, że naprawdę trudno aby wywoływał u kogokolwiek irytację. Powód znalezienia się Simmonsa jest jednak zupełnie inny.

W pewnym momencie rozgrywki, Simmons zostaje zatruty wirusem C. Doprowadza to do jego straszliwej przemiany, więc oczywiście Leon ramię w ramię z Heleną, stawią mu czoła. I tutaj właśnie dochodzi mały problem – Derek zwyczajnie nie chce zginąć. Tym samym od pewnego momentu pierwsza z kampanii w Resident Evil 6 raczy nas kolejnymi starciami z tym zmutowanym osobnikiem, który kilkukrotnie unika śmierci. Zaczyna on być więc czymś na wzór brzęczącej muchy, która cały czas siada na Tobie i jakimś cudem cały czas unika trzaśnięcia ręką.

Absolutnie zdaję sobie sprawę, że generalnie taki był zamysł Capcomu. I nie mówię też, że w kontekście całej gry jest to coś złego. Po prostu, Simmons „napisany” został jako postać irytująca i faktycznie taką postacią jest.

 

SAM „DOGEYES” LIN (SLEEPING DOGS)

Sleeping Dogs opowiada losy Wei Shena, policjanta z Hong Kongu, który działa pod przykrywką w celu rozpracowania Triady nazywającej siebie Sun On Yee. Wiadomo więc, że w produkcji tej w dużej mierze będziemy mieli do czynienia z wyjątkowo nieprzyjemnymi typami. „Dogeyes” (w polskiej wersji „Psiooki”) jest jednak najgorszy.

Wcale nie mówię tutaj jednak o jego wyjątkowej brutalności i brudnych interesach, w które się angażuje. Irytujący jest jego styl bycia. Właściwie w każdej swojej kwestii używa podtekstów seksualnych. I to tych najgorszego sortu, typu chwalenie się ogromnym przyrodzeniem i stalowymi jajami. Sam Lin jest odrażający od pierwszego momentu pojawienia się na ekranie.

Co gorsze, ma on przeszłość z rodziną Shena. Kilka lat przed wydarzeniami przedstawionymi w Sleeping Dogs „Dogeyes” był przez moment w zażyłych relacjach z siostrą Weia o imieniu Mimi. Kiedy więc Sam poznaje tożsamość naszego protagonisty, praktycznie cały czas odnosi się do seksualnych przeżyć z jego bliską krewną, dodatkowo nabijając się z jej uzależnienia od narkotyków. Odrazę do „Psiookiego” potęguje dodatkowo fakt, że wypowiadając wszystkie te kwestie, ma świadomość, że siostra Wei Shena nie żyje, do czego doprowadziło przedawkowanie używek.

 

KADIR „RAIS” SULEIMAN (DYING LIGHT)

Dying Light od naszego rodzimego Techlandu wbiło mi się w pamięć głównie przez postaci napisane na potrzeby gry. Niestety nie mówię tego w kontekście atutu – praktycznie każda osoba w grze została przedstawiona w taki sposób, że w najlepszym wypadku wywołuje obojętność. Nie jest to chyba dobra laurka dla gier o apokalipsie zombie, prawda?

Rais jest głównym antagonistą w Dying Light. I mimo tego, że w momencie, gdy mamy „przyjemność” go poznać, odcina on maczetą rękę jakiegoś nieszczęśnika, wcale nie wzbudza strachu, ani tym bardziej respektu. Jedyną emocją, jaką Suleiman był w stanie u mnie wywołać, było politowanie. Po pewnym czasie modliłem się już tylko o to, aby w końcu zszedł ze sceny. W jakikolwiek sposób. Moje modły zostały wysłuchane w samej końcówce gry, kiedy podczas BEZNADZIEJNEJ finałowej walki, mogłem mu w końcu wbić nóż w szyję i zrzucić z wysokości.

Oczywiście nie mówię, że w ogólnym rozrachunku Dying Light jest słabe, bo zwyczajnie nie jest. To naprawdę dobra gra do kooperacji, z kilkoma naprawdę ciekawymi mechanikami. Jeżeli jednak zamierzacie dopiero zacząć swoją przygodę z tym tytułem – serio, nie spodziewajcie się fabularnych wyżyn.

 

KATHERINE MARLOW (UNCHARTED 3: OSZUSTWO DRAKE’A)

Bardzo cenię sobie Naughty Dog, ich sposób przedstawiania fabuły i umiejętność tworzenia niezapomnianych postaci. Chociażby sam Nathan Drake – główny protagonista serii, który swoją lekko-dusznością i poczuciem humoru zdobył serca milionów graczy. Zdarza się również w serii, że jego oponenci nie są bezbarwni i naprawdę świetnie wzbudzają emocje. Niestety, niechlubnym wyjątkiem w moim odczuciu jest antagonistka trzeciej części, czyli Katherine Marlowe.

Już od pierwszego momentu pojawienia się na ekranie prezentuje się ona słabo. Ni to złowieszcza, ni to charyzmatyczna… Dalej w moim odczuciu nie jest ani trochę lepiej. Dodatkowo, na pewnym etapie zacząłem do niej czuć wyłącznie odrazę, w czym utwierdził mnie moment, gdy Katherine uderza otwartą dłonią młodego Nathana.

Tak naprawdę, scena o której mówię, to też chyba jedyna z jej udziałem, która zapadła mi w pamięć. Jedyne co jestem sobie w stanie przywołać bez pomocy YouTube, to właśnie irytacja, powiązana z jej obecnością na ekranie. Na szczęście trójkę udanie ratowały inne postaci oraz cały wątek fabularny. Jak widać, da się zrobić świetną grę, z nie do końca świetnym głównym złoczyńcą.

 

RESH (HORIZON: ZERO DAWN)

Znacie taki typ człowieka, który jest w stanie pałać do kogoś niechęcią, tylko ze względu patrzenia na tę osobę przez pryzmat stereotypów? Dodatkowo tak zatwardziałego w swoich przekonaniach, że nie da wdać się z nim w jakąkolwiek dyskusję? Myślę, że na pewno kojarzycie o czym mówię. Sam napotykałem takie osoby. Raz nawet natknąłem się na takiego osobnika podczas grania. Był to akurat ten moment, w którym ogrywałem Horizon: Zero Dawn.

Dokładnie taką postacią był Resh. Gdy w skórze Aloy napotkałem go pierwszy raz, podczas kluczowego dla początkowej fabuły dnia prób, od razu wzbudził we mnie negatywne emocje. W stosunku do Aloy był wyjątkowo pogardliwy i nieuczciwy. Jego zachowanie wynikało z tego, że Aloy od urodzenia była wyrzutkiem, a Resh wyrzutków nie trawił. Po prostu, bez konkretniejszego powodu i bez wcześniejszej znajomości z jakimkolwiek innym wyrzutkiem.

Pomyślałem sobie wtedy, że to taki typowy zabieg, który ostatecznie, w skutek wydarzeń w grze, doprowadzi do pokajania się Resha i przybicia piątki z Aloy. Tak się jednak nie stało i nawet, gdy protagonistka dokonywała heroicznych czynów, nierzadko oddając duże przysługi dla plemienia Nora, jego stosunek pozostał taki sam. I nie ma chyba nic bardziej irytującego, niż zatwardziałe przekonanie o własnej racji, nawet w momencie, gdy argumenty wypadają z rąk.

 

VLADIMIR GLEBOV (GRAND THEFT AUTO IV)

Ha, myśleliście, że na liście znajdzie się Roman Bellic, wraz ze swoją propozycją partii kręgli? Muszę was zawieść. Roman akurat w moim odczuciu jest naprawdę ciekawie napisaną postacią, która mimo swojego ekscentryzmu, zawyżonego ego oraz tchórzostwa, jest naprawdę jedną z najjaśniejszych osób w życiu Niko. Nie to co Vladimir Glebov.

Na początku historii opowiadanej przez GTA IV, poznajemy tego ohydnego gościa, gdy ten oferuje nam pracę, w zamian za odpuszczenie długu, który musi spłacić mu wspomniany Roman. Niko wykonuje więc jego zlecenia, ale raczej niechętnie, gdyż… no właśnie – Vlad cały czas pokazuje swój beznadziejny charakter.

Glebov praktycznie cały czas zwraca się do Niko per „obwieś” i „cham”, podczas gdy to właśnie do niego perfekcyjnie pasują tego typu określenia. Dodatkowo, również w ramach spłaty długów, wykorzystywał seksualnie życiową wybrankę Romana, Mallorie. Mimo ostrzeżeń ze strony Niko, cały czas nie chciał odczepić się od Panny Bardas, co ostatecznie doprowadza do „szczęśliwego zakończenia”, czyli kulki wpakowanej przez głównego protagonistę prosto w głowę Vlada. Boże, ale się cieszyłem, że jego udział w tej historii zakończył się dosyć szybko i w taki sposób.

 

EMILY DAVIS (UNTIL DAWN)

Doskonale zdaję sobie sprawę, że główne postaci w Until Dawn wzorowane były na schemacie znanym z horrorów klasy B. Wiadomo, banda rozbrykanych i rozkapryszonych nastolatków, która przeżyć ma koszmarną noc. Kilku bohaterów całej historii można jednak autentycznie polubić i da się z nimi sympatyzować – moi faworyci to Chris, Sam oraz Mike. Niestety, na drugim biegunie muszę postawić Emily.

Panna Davis irytująca jest od samego początku właściwej historii, gdy traktuje swojego partnera jak zwykłe popychadło, dając się jeszcze przyłapać innej bohaterce w niejednoznacznej sytuacji z jej byłym, który też niespodziewanym zawitał na nieszczęsnej Górze Blackwood. W czasie, gdy będziemy oglądać ją na ekranie wda się również w mocną wymianę zdań z niejaką Jess, w której usilnie będzie chwalić się swoją średnią ze szkoły, poinformuje Matta, że „zawsze ma rację”, a nawet w zagrożeniu życia będzie potrafiła zbesztać swojego partnera.

Wypada jeszcze wspomnieć, że sam jej styl bycia, połączony z wyjątkowo denerwującą barwą głosu, sprawiał, że naprawdę ciężko było mi ją znieść, zarówno za pierwszym, jak i drugim podejściem do całej historii Until Dawn. Całe szczęście, że gra daje kilkukrotnie okazję – delikatnie mówiąc – uprzykrzyć jej los.

 

KYLE CRANE (DYING LIGHT)

W ten oto sposób Dying Light jest jedyną grą, której postać umieszczam w tym zestawieniu po raz drugi. Za razem jest to też pierwsza i ostatnia osobistość w tym zestawieniu, która jest protagonistą danej produkcji. Dziwi was, że postać, w której skórze można się znaleźć, jest w stanie również irytować? Cóż… w takim razie nie graliście w produkcję Techlandu.

Na początku gry Kyle jest popychadłem GRE, czyli organizacji humanitarnej, która wysyła głównego bohateru do Harranu w pogoni za Raisem. Do pewnego momentu ślepo podąża za rozkazami, nie próbując nawet dostrzec, że, cóż, część z nich zdaje się mocno wskazywać na złe zamiary Global Relief Effort. Chociażby rozkaz, przez który Kyle niszczy cały zrzut antyzyny, tak potrzebnej zainfekowanym ludziom walczących o przetrwanie w Harran. Ostatecznie dochodzi do refleksji głównego bohatera na ten temat, jednak – moim zdaniem – zdecydowanie zbyt późno.

Crane jest po prostu idiotą, otoczonym na dodatek bandą innych idiotów. W tej grze właściwie wszyscy „dobrzy” na pewnym etapie podejmują złe lub gorsze decyzje, tragiczne w skutkach. A w samym środku jest protagonista, który jest naiwny, strasznie drewniany i zwyczajnie bije od niego brak charyzmy. Naprawdę, w tym momencie nie jestem w stanie sobie przypomnieć innej postaci z gier, z której skóry tak bardzo chciałem wyjść. A tak było w trakcie mojej przygody z Dying Light.

 

CAŁA OBSADA (BATTLEBORN)

Battleborn okazało się być ogromną porażką, o czym wszyscy zapewne wiecie. Produkcja aktualnie dogorywa jako „porzucone” free to play. Gra nie zaoferowała nic nowatorskiego w rozgrywce, a do tego całości zdecydowanie brakowało charakteru. No i nie można zapomnieć o głównych postaciach w grze, które napisane zostały kiepsko.

Jestem świadomy, że kampania była zaprojektowana trochę na modłę samouczka, który przy okazji pozwalał nam poznać głównych aktorów tego przedstawienia, jednak, naprawdę, nie znalazłem ani jednej postaci, którą dałoby się lubić. Dużą rolę w tej kwestii odgrywa humor zawarty przez twórców, który stara się nawiązywać do ekscentryzmu Borderlands, ale robi to tak nieudolnie, że większość żartów jest zwyczajnie żenująca.

Osobiście grałem najwięcej gościem o ksywce Montana. Generalnie rysował się on jako taki osiłek, który jest lekko opóźniony w rozwoju. W pierwszych chwilach potrafił mnie nawet rozbawić, ale na dłuższą metę marzyłem już tylko o tym, aby zamknął swój dziób. Inni? Proszę bardzo – chociażby Ghalt, który jest zdawał się być swego rodzaju liderem, na którego się zwyczajnie nie nadawał albo Kleese, który w ogóle, przez swoją zrzędliwość, zamiast być zabawnym, zdobywa u mnie nominację do znalezienia się w czubie jakiegoś rankingu najbardziej irytujących osób, które kiedykolwiek zostały napisane. I to tylko moi faworyci, a podejrzewam, że każdy kto grał w Battleborn znalazłby kogoś, kto mógłby znaleźć się w tym zestawieniu.

 

Autor: Tomasz Mendyka