Data modyfikacji:

The Technomancer - recenzja

Mass Effect spotyka Fallouta.

Wydawca i twórcy The Technomancer nie przykładali się specjalnie do promocji gry, a mimo to mój apetyt rósł w miarę jedzenia. Publikowane w sieci materiały wideo i grafiki zachęcały koncepcją świata i wyraźnymi inspiracjami hitami, takimi jak trylogia Mass Effect, czy pamiętne Knights of the Old Republic. Moje oczekiwania były bardzo wygórowane... i na szczęście, nie zawiodłem się.

Czerwona Planeta

Akcja The Technomancer toczy się na Marsie, lata po utracie przez kolonistów kontaktu z Ziemią. Zamieszkujący Czerwoną Planetę ludzie żyją zamknięci w niewielkich miastach-państwach, które prowadzą nieustanną walkę o przetrwanie. Wrogiem są nie tylko mordercze promienie Słońca, niedobór wody, czy zmutowana fauna, ale także inni koloniści. W tak trudnych warunkach doszło do narodzin bardzo osobliwej kultury, której przejawem są m.in. tytułowi Technomanci.

Technomanta to człowiek, który obdarzony jest mocą manipulacji elektrycznością. Od dziecka szkoleni są oni na wojowników i strażników wiedzy, a ich nadrzędnym celem jest ponowne nawiązanie kontaktu z Ziemią. Wcielamy się w Zacha, młodego adepta Technomancji, który w wyniku inicjacji posiadł bardzo niebezpieczną wiedzę, a w efekcie wplątał się w poważny konflikt. Tak pokrótce przedstawia się fabuła The Technomancer, a dalej jest coraz lepiej.

Miniaturowy Mars

Na przekór panującej modzie, gra nie oferuje otwartego świata. Zamiast niego, mamy większe i mniejsze lokacje, pomiędzy którymi podróżujemy przy użyciu łazika. Zadania poboczne są liczne i różnorodne, dzięki czemu trudno narzekać na nudę. Gdybym miał szukać odpowiednika wśród konkurencyjnych tytułów, powiedziałbym, że grze bliżej jest do serii Mass Effect i Dragon Age niż Fallout, czy TES. Pytanie, jaki typ rozgrywki preferujecie; ja zdecydowanie reprezentowany przez pierwsze z wymienionych produkcji, dlatego The Technomancer przypadł mi do gustu.

Skoro już o miejscach i podróżowaniu mowa, nie można nie wspomnieć o stronie wizualnej gry. Chylę czoła przed twórcami, ponieważ udało im się stworzyć naprawdę piękne, a przede wszystkim różnorodne lokacje. Niestety, trochę gorzej wypadają twarze postaci i niektóre animacje ruchów, ale na szczęście nie ma tragedii. Świetnie brzmi też łącząca różne motywy ścieżka dźwiękowa.

Homo homini lupus

Marsjańscy koloniści podzieleni są różne, nierzadko wrogie sobie frakcje. Zawsze trzeba liczyć się z tym, że wykonanie zadania dla jednej, narazi nas na wrogość drugiej. Podobnie jest z sojusznikami; jeżeli nasze działania będą stały w sprzeczności z ich kodeksem moralnym, bez najmniejszego wahania opuszczą drużynę. Znany i sprawdzony system, jak zwykle robi robotę.

Oprócz afiliacji, w grze obecna jest jeszcze karma; złe uczynki powodują jej spadek, a dobre wzrost. W myśl wpojonych przez mistrzów Technomancji zasad, życie na Marsie jest święte, dlatego każde zabójstwo, nawet w obronie własnej, nie pozostaje bez konsekwencji dla karmy. Jeżeli zdecydujemy się na pozostawienie przeciwnika przy życiu, po pewnym czasie odzyska on przytomność.

Mistrz Technomancji

Bohatera określają cztery atrybuty (siła, zręczność, moc i wytrzymałość), sześć talentów (charyzma, nauka, tworzenie, podstęp, pułapki/zamki, eksploracja) i cztery drzewka zdolności (walka kosturem, pałką i tarczą, sztyletem i pistoletem oraz Technomancja). Atrybuty i zdolności decydują o naszej skuteczności w walce, z kolei talenty znajdują zastosowanie w aktywnościach, które nie są bezpośrednio związane z potyczkami, m.in. konwersacjach, rzemiośle, rekonesansie etc. System rozwoju postaci jest dosyć rozbudowany, ale bardzo łatwy do opanowania.

Skoro już o walce mowa, udane uniki i celne kontry stanowią jej sedno, dlatego bez zręcznych palców i bystrego oka niewiele zdziałamy. Na szczęście, kiedy chcemy użyć przedmiotu lub zdolności, do której nie przypisaliśmy skrótu, czas wyraźnie spowalnia, dając nam chwilę do namysłu. Wpływ na walkę ma również rzemiosło pozwalające w łatwy i szybki sposób - poprzez umieszczenie ulepszenia w odpowiednim gnieździe - na wzmocnienie broni i wyposażenia.

Coś tu nie gra

Mimo że moje ogólne wrażenia z rozgrywki są bardzo pozytywne, daleki jestem od stwierdzenia, że The Technomancer to gra idealna. Drażni mnie przede wszystkim, zresztą tak samo, jak we wspomnianych wyżej Mass Effect i Dragon Age, quasi-posępność. Świat robi wrażenie brutalnego i mrocznego, brak mu natomiast wielowarstwowości, która cechowała rodzimego Wiedźmina.

Średnio przypadli mi też do gustu towarzysze. Da się z nimi rozmawiać, a nawet flirtować, ale żaden z nich nie jest na tyle ciekawy i charakterystyczny, aby był godny zapamiętania. Na dobrą sprawę mało obchodziło mnie, jakie dwie postaci znajdują się w danej chwili w mojej drużynie. Pewien niedosyt wywołują też zadania poboczne, które mimo że różnorodne, trącą sztampą.

Na Marsa!

The Technomancer to w mojej opinii jedno z największych pozytywnych zaskoczeń pierwszej połowy bieżącego roku. Tytuł łączy w sobie ciekawą fabułę, przemyślaną mechanikę i bardzo dobrą oprawę audiowizualną. Do ideału trochę mu brakuje, ale grzechem jest po niego nie sięgnąć, szczególnie jeżeli podobały Wam się produkcje, takie jak Mass Effect, czy Dragon Age.

Grę do testów dostarczyła firma cdp.pl, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych