Data modyfikacji:

The Division 2 - recenzja. Jest naprawdę dobrze

Pierwsza odsłona The Division spotkała się raczej z dobrym przyjęciem wśród graczy i recenzentów. Twórcy kontynuacji postanowili zachować najważniejsze cechy oryginału, zmieniając natomiast teatr działań. Czy zmiana klimatu wyszła grze na dobre? Przekonajcie się.

Ubisoft cały czas jest krytykowane za swoje produkcje, a jednocześnie zarabia na nich grube miliony. Był czas, że sam sprzeciwiałem się polityce firmy, ponieważ z utęsknieniem patrzyłem na ich wcześniejsze dokonania, takie jak seria Spliner Cell, Prince of Persia czy Rayman. Francuski koncern nie ukrywa, że obecnie tworzy głównie gry-usługi, czyli tytuły, które mają przyciągać graczy na wiele godzin, nawet jeśli ci zaliczyli już główny wątek fabularny. Właśnie taką grą jest recenzowane przeze mnie The Division 2, posiadające wszystkie najważniejsze cechy współczesnych produkcji Ubisoftu. I wiecie co? Traktuję to jako zaletę.

FABUŁA THE DIVISION 2? A NA CO TO KOMU?

Legendy głoszą, że The Division 2 ma fabułę. Przyznam się, że podchodząc do tego tytułu początkowo liczyłem na jakieś ciekawe przedstawienie opowieści, lecz szybko uświadomiłem sobie, że nie o to w tej grze chodzi. Może to głupio zabrzmi, ale po prawie trzydziestu godzinach spędzonych przed ekranem, nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego z nazwisk występujących w historii, ani nie pamiętam nazw wrogich frakcji, z jakimi walczyłem. Jedno jest natomiast pewne – po wybuchu epidemii, Stany Zjednoczone popadły w ruinę, a na ulicach miast rozpętał się chaos. Jedynie członkowie elitarnej jednostki Division mogą przeciwstawić się agresorom. Tym razem wcielamy się w agenta działającego na terenie Waszyngtonu. Co było dalej? Nie wiem…

Wiem natomiast, że bawiłem się doskonale zaliczając kolejne misje i zwiedzając przepiękne lokacje. Za świetną kreację mapy Ubisoft zasłużył na gromkie brawa. Już dawno w żadnym tytule nie było mi dane zwiedzać tak świetnych i różnorodnych miejscówek. Oczywiście, oprócz zwiedzania zniszczonych ulic miasta, trafimy m.in. do rewelacyjnego muzeum historii USA, galerii handlowych, bibliotek, salonów gier, budynków administracyjnych i wielu innych miejsc, które znajdziemy w Waszyngtonie. Warto odnotować, że dzielnice miasta zostały odwzorowane 1:1! Jedyne czego mi początkowo brakowało, to zimowej aury z pierwszej części. Szybko jednak o niej zapomniałem, gdy musiałem walczyć w ulewną noc, gdzie teren oświetlały mi wyłącznie wystrzały z broni i trzaskające pioruny. Uważam, że zmiana klimatu się opłaciła - twórcy mieli większe pole do popisu w kwestii warunków atmosferycznych.

ROZGRYWKA W THE DIVISION 2. SCHOWAJ SIĘ, ZABIJ, ZBIERZ ŁUP, POWTÓRZ

The Division 2 to klasyczny loot-shooter, którego pod względem rozgrywki można porównać do Destiny 2 lub wydanego ostatnio Anthem. Zabawa polega przede wszystkim na ciągłej walce i zbieraniu nowego wyposażenia oznaczonego jako specjalistyczne, wyśmienite, topowe, itp. W przypadku przeciwników również występuje taki podział. Oznacza to, że do zabicia wroga nie wystarczy jeden celny strzał. Nie każdy lubi takie rozwiązanie, ale właśnie na takich mechanikach funkcjonują tego typu produkcje. Jeśli je zaakceptujecie, to zapewniam was, że będziecie bawić się doskonale. Szybko przestało przeszkadzać mi to, że w „złotych” musiałem wpakować niekiedy cztery magazynki. Bardziej liczyło się dla mnie, jakie znajdę fanty.

Walka została według mnie zaprojektowana genialnie. Przez cały czas grania, ani przez moment nie odczułem znużenia, a właściwie bez ustanku powtarzałem te same czynności. Motorem napędowym produkcji jest naprawdę świetna sztuczna inteligencja oponentów. Przeciwnicy robią wszystko, żeby nie dać się zabić – chowają się za przeszkodami, wykorzystują wszystkie posiadane gadżety, płynnie zmieniają swoje pozycje i skutecznie ukrywają się przed ostrzałem gracza. Niekiedy trzeba mocno się postarać, żeby ubić przeciwnika. Zazwyczaj nie wystarczy być schowanym za jedną przeszkodą, ponieważ szybko może przerodzić się to w nasza porażkę. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że prędzej czy później, ktoś zajdzie nas od tyłu i strzeli prosto w plecy.

CO CZTERY SPLUWY, TO NIE JEDNA

Tytuł został zaprojektowany z myślą o grze kooperacyjnej, lecz można go również ukończyć bez pomocy innych użytkowników. Wtedy rozgrywka przebiega trochę inaczej, gdyż przez cały czas musimy być skupieni i metodyczni. Nawet jeden błąd może oznaczać porażkę. Osobiście lubiłem grać samemu, bo czułem wtedy większą adrenalinę. Zwłaszcza podczas misji fabularnych i walk z bossami – serce biło mi równie mocno, co podczas pojedynków w serii Dark Souls.

Mimo to zalecam grać z grupką znajomych lub poprzez matchmaking. Nie chodzi nawet o to, że starcia są o wiele łatwiejsze, ale o to, iż gra się wtedy po prostu przyjemniej. Jeśli uda wam się trafić na ogarniętych ludzi, to z uśmiechem na twarzy będziecie podziwiać to, jak pięknie udaje wam się przechodzić przez lokacje pełne oprychów. Każdy z graczy ma trochę inne podejście do rozgrywki oraz inne wyposażenie, co sprawia, że walki są widowiskowe i bardzo filmowe.

CZY WARTO KUPIC THE DIVISION 2?

Nie sądziłem, że The Division 2 dostarczy mi aż tak dużo satysfakcji. Z jednej strony, można stwierdzić, że tytuł jest bardzo powtarzalny, ale z drugiej, ta wtórność w dużej mierze zależy od naszego stylu gry. Grając z różnymi osobami, za każdym razem odnosiłem wrażenie, że mam do czynienia z inną produkcją. Uczucie to było spotęgowane świetnie zaprojektowanymi lokacjami, które zawsze wprowadzały jakiś ciekawy, zaskakujący element.

Jeżeli jesteście fanami loot-shooterów, to nawet nie powinniście zastanawiać się nad kupnem tego tytułu. The Division 2 to kawał porządnej strzelanki, która ma zadatki na prawdziwy przebój. Wszystko zależy od Ubisoftu i od tego, jak będzie wspierał grę w kolejnych miesiącach. Trzymam za to kciuki, gdyż moja przygoda w Waszyngtonie nie dobiegła jeszcze końca i mam nadzieję, że taki stan utrzyma się jeszcze przez jakiś czas.

Grę do testów dostarczyła firma Ubisoft, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Łukasz Morawski