Data modyfikacji:

Star Wars: Battlefront - wrażenia z bety

Przekonajcie się, czy Moc jest silna w nowej produkcji studia DICE.

Star Wars: Battlefront jest pierwszą, od czasu kiedy Disney nabył prawa do marki, grą typu AAA osadzoną w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Dlatego, tak samo jak w przypadku kolejnej części filmowej sagi, oczekiwania fanów wobec niej są bardzo wysokie. Czy zespołowi DICE, który odpowiada za serię Battlefield, udało się sprostać trudnemu wyzwaniu i stworzyć unikalne doświadczenie? Kilka godzin spędzonych z wersją beta Star Wars: Battlefront przyniosło nam odpowiedź na to pytanie.

Tryby gry i mapy

Twórcy na potrzeby testów beta udostępnili dwa z ogólnej liczby siedmiu trybów gry w ramach rozgrywek wieloosobowych oraz jeden z trzech dostępnych w zakładce misji. Każdy z wyżej wymienionych toczy się na innej mapie i stawia przed graczem odmienne wyzwania, a  co za tym idzie narzuca różnorodne style rozgrywki. Ale od początku!

Trybem, od którego DICE zaleca rozpocząć przygodę ze Star Wars: Battlefront, jest "Strefa zrzutu". Dwa ośmioosobowe zespoły mają za zadanie przechwycić jak największą liczbę spadających z nieba kapsuł ratunkowych. Jest to o tyle trudne, że przejęcie zajmuje trochę czasu, a my nieustannie znajdujemy się pod ostrzałem wroga. Mapa Sullust, na której toczy się bitwa, jest dość mała, co nadaje rozgrywce dynamiki. Jednocześnie jest na tyle duża, że nie panuje na niej chaos i mamy możliwość prowadzenia skoordynowanych działań.

Drugi tryb wieloosobowy, "Obrona bazy", przeznaczony jest dla graczy, którzy odblokowali przynajmniej kilka rodzajów broni oraz dodatków (nie oznacza to jednak wcale, że nie można od niego właśnie zacząć!). Starcie przebiega na dużej mapie i bierze w nim udział maksymalnie czterdziestu graczy. Mogą oni korzystać z wieżyczek, pojazdów kroczących, myśliwców etc., a na najlepszych czeka nagroda - możliwość wcielenia się w Dartha Vadera lub Luke'a Skywalkera. Zadaniem Imperium jest ochrona AT-AT i uniemożliwienie Rebeliantom kontaktu satelitarnego z dowództwem wysyłającym bombowce. Z kolei celem Rebelii jest utrzymanie łączności i zniszczenie maszyn kroczących. Skala bitwy, która toczy się na Hoth, o dziwo nie wpływa na spadek dynamiki rozgrywki, czego się spodziewałem.

Ostatni z dostępnych trybów - "Przetrwanie" - przeznaczony jest dla 1-2 graczy. Misja ma miejsce na Tatooine. Naszym celem jest odparcie sześciu fal nacierających wrogów w jak najkrótszym czasie. Dodatkowo musimy przechwytywać kapsuły ratunkowe, tak jak w "Strefie zrzutu". Rozgrywkę urozmaicają wyzwania - ukończenie misji na wyższych poziomach trudności, na najwyższym poziomie bez utraty życia i na dowolnym poziomie przy jednoczesnym zebraniu wszystkich "znajdziek". Nie jest to tak pasjonujące, jak potyczki z przeciwnikiem z krwi i kości. Szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że niezależnie od liczby graczy ilość wrogów jest taka sama. Na pewno jednak stanowi to dobry trening.

W tym miejscu można grze zarzucić jedynie dwie rzeczy. Pierwszym mankamentem jest balans rozgrywki. W trybie "Obrona bazy" na mapie Hoth można odczuć, że maszyny kroczące są zdecydowanie za mocne, a co za tym idzie Rebelia ma znacznie trudniejsze zadanie. Na kilkanaście starć, w których brałem udział, Sojuszowi udało się zwyciężyć zaledwie raz. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że same mapy są świetnie zaprojektowane, a podczas gry nie odnosi się wrażenia, że któraś ze stron ma lepiej. Drugim problemem jest z kolei śmierć w punktach odrodzenia. Nie zdarza się to często, ale jeżeli już, to kilka razy z rzędu, szczególnie na Hoth.

Rozgrywka

Zasady rządzące rozgrywką są bardzo proste - za zabijanie przeciwników, realizację celów danego trybu i wykonywanie wyzwań otrzymujemy punkty. Te z kolei po każdej rundzie doliczane są do paska doświadczenia, a następnie przeliczane na kredyty. Waluta służy wykupowaniu broni, kart z wyposażeniem i skórek dla postaci. W ręku trzymać można maksymalnie trzy karty; do wyboru mamy między innymi granaty, karabin snajperski czy przenośną tarczę. Beta narzuca maksymalny piąty poziom doświadczenia, dlatego liczba dostępnych opcji była ograniczona. Dodatkowe wyposażenie rozrzucone jest też na polach bitwy. System zaprojektowany przez zespół DICE jest przejrzysty, a co za tym idzie, łatwy do opanowania i przyjemny w obsłudze. Nawet nowicjusz załapie wszystko w lot.

Oprawa audiowizualna

Oprawa graficzna Star Wars: Battlefront to istny majstersztyk. Podziw budzi przede wszystkim pietyzm z jakim zaprojektowano poszczególne pola bitwy. Nie chodzi mi jedynie o digitalizację rekwizytów filmowych, ale o takie smaczki jak dymiące wraki myśliwców, orbitujące niszczyciele czy zwyczajny śnieg skrzący się w słońcu. Można poczuć się jak na prawdziwym polu bitwy. Niesamowite wrażenie robi inspirowana krajobrazem Islandii planeta Sullust, która została stworzona przez studio DICE całkowicie od podstaw. Jeżeli chodzi o oprawę dźwiękową, to nie spodziewałem się po ni mniej, ni więcej. Twórcy wykorzystali całą gamę dźwięków z filmowej sagi, poza tym rozgrywce towarzyszą wszystkie kultowe motywy przewodnie. Podsumowując, oprawa audiowizualna Star Wars: Battlefront sprawia oszałamiające wrażenie, a bitwy wyglądają jak żywcem wyciągnięte ze srebrnego ekranu.

Wrażenia

Siła Star Wars: Battlefront tkwi w dynamicznej (ale nie chaotycznej!) rozgrywce, świetnie zaprojektowanych poziomach i przejrzystym systemie rozwoju postaci. Fantastyczna oprawa audiowizualna jest tylko kropką nad "i". Wbrew pozorom nie jest to przerobiony Battlefield, chociaż ma z serią sporo wspólnego. Obawiam się jedynie tego, że twórcy zaserwowali nam już to, co w ich produkcji najlepsze. Jeżeli reszta utrzyma równie wysoki poziom, będę pod naprawdę ogromnym wrażeniem. Nie jesteście przekonani? Sprawdźcie, co do powiedzenia ma Łukasz.

Wersja beta najnowszej produkcji DICE jeszcze bardziej podkręciła moje oczekiwania. Star Wars: Battlefront jest właśnie taki, jak sobie wyobrażałem. Idealnie współgra z filmową sagą, zarówno pod względem warstwy wizualnej, jak i dźwiękowej. Uczestnicząc w świetnie zrealizowanej bitwie o Hoth, czułem się jak mały chłopiec, ślęczący przed ekranem i oglądający "Imperium kontratakuje". Już teraz widać, że gra przepełniona jest magią kosmicznego uniwersum. Miłośnicy "Gwiezdnych Wojen" powinni być usatysfakcjonowani. Niektórzy mogą kręcić nosem, że to Battlefield w wydaniu science-fiction. Co z tego, skoro taka formuła sprawdza się rewelacyjnie? Nie chcę jednak stawiać tej produkcji na piedestale, żeby nie poczuć zawodu podczas testowania pełnej wersji. Mam wielką nadzieję, że tak nie będzie. DICE to profesjonaliści i raczej zdają sobie sprawę z jak ważną dla popkultury marką mają do czynienia.

Autor: Dawid Sych