Data modyfikacji:

Śmierć czai się za rogiem. Recenzja gry Insurgency: Sandstorm

Tutaj nie ma miejsca na błędy.

Od kilku miesięcy poszukuję sieciowej strzelanki, która przykułaby moją uwagę na trochę dłużej. Liczyłem, że uda się to Escape from Tarkov (nasze wrażenia z rozgrywki), a do niedawna też gliwickiemu World War 3 (nasze wrażenia z rozgrywki). Zarówno pierwsza, jak i druga gra rozwijana jest w ramach programu wczesnego dostępu i niestety ciągle jest to mocno odczuwalne w obu przypadkach. Dlatego też, za namową kolegi, postanowiłem pochylić się nad Insurgency: Sandstorm, kontynuacją taktycznej strzelanki z 2014 roku. Czy tytuł zatrzyma mnie przy sobie na dłużej? Czytajcie dalej, aby się przekonać!

  • Kup Insurgency na Ceneo.pl
  • NO SOLO

    Wzorem wielu współczesnych strzelanek, vide Call of Duty: Black Ops IIII (nasza recenzja), Insurgency: Sandstorm porzuca tryb dla pojedynczego gracza na rzecz potyczek sieciowych. W ręce graczy producent oddał tryb PvE (Checkpoint) dla ośmiu graczy, trzy tryby PvP (Push, Firefight i Skirmish) do 32 graczy oraz rozgrywki rankingowe. Wszystkie kładą nacisk na grę zespołową oraz zdobywanie i obronę punktów na mapie. Poza detalami, różnią się przede wszystkim skalą - największy jest Skirmish, w którym można korzystać z pojazdów. Nie czuję się pokrzywdzony brakiem klasycznych trybów, takich jak Team Deathmatch czy Capture the Flag, ale mam wrażenie, że rozgrywka mogłaby być bardziej różnorodna. Z drugiej strony, grze wystarczy czasem jeden dobry tryb, aby pozamiatać. Kooperacja stanowi raczej dodatek czy miły przerywnik pomiędzy potyczkami sieciowymi, ale nie sposób odmówić jej walorów edukacyjnych.

    Nie przepadam za bliskowschodnim klimatem w strzelankach (mam przesyt po Call of Duty 4: Modern Warfare i paru późniejszych tytułach) i zdecydowanie wolę walkę w dużych miastach, vide wspomniany wyżej World War 3, ale muszę przyznać, że twórcy odwalili kawał dobrej roboty. Mapy są ciekawe i różnorodne - boje toczymy w miastach, małych wioskach czy na terenie obiektów przemysłowych. Co jednak najważniejsze, wielką przyjemność sprawiało mi uczenie się ich i zdobywanie doświadczenia. Jeżeli chodzi o arsenał, nie jestem ekspertem w tej materii, ale zdarzyło mi się wielokrotnie strzelać z różnych rodzajów broni na strzelnicy czy testować ją w konkurencyjnych tytułach, i myślę, że wrażenia zostały przeniesione do gry całkiem nieźle. Dobrze też, że twórcy nie bali się brutalności - granat czy wyrzutnia rakiet mogą zrobić z wroga krwawą miazgę. Jeżeli chodzi o oprawę audiowizualną, to nie mam do niej zastrzeżeń. Wyróżnienie należy się zwłaszcza ścieżce dźwiękowej - w Insurgency: Sandstorm audio gra pierwsze skrzypce, ponieważ przeciwników lokalizujemy często właśnie na podstawie dźwięków. Kiedy dojdzie do kontaktu wzrokowego, często jest już za późno. Jest się trupem, ale sygnał dojdzie do mózgu dopiero za ułamek sekundy. Warstwa wizualna prezentuje się przyzwoicie, chociaż na początku meczu często zdarza się doczytywanie tekstur, czasami zdarza się im też przenikać.

    RUSH B

    Jak na taktyczną strzelankę przystało, nie osiągnie się nic, jeżeli gra się na ura! Zginąć można od jednej kuli, a niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku. Na początku było mi trudno wbić się w rytm zabawy, bo albo padałem trupem po kilku minutach, albo mecz kończył się bez mojego udziału, bo starałem się być bardziej ostrożny. Po jakimś czasie udało mi się jednak go złapać. Uwierzcie mi na słowo, satysfakcja z udanych akcji jest bezcenna, a wrażenia niezapomniane. Zwłaszcza, jeżeli drużyna nastawiona jest na współpracę i sprawnie komunikuje się przy użyciu chatu głosowego. Bez tego ani rusz.

    Insurgency: Sandstorm urzekło mnie detalami. Taktyczny charakter rozgrywki podkreśla nie tylko szeroki asortyment sprzętu i dodatków, ale także swoboda ruchu, możliwość wychylania się na boki, wślizgu czy wyważania drzwi. Wielka szkoda, że nie znalazło tutaj zastosowanie rozwiązanie znane z World War 3, gdzie leżąca postać może obrócić się o 180 stopni poprzez przełożenie się z brzucha na plecy. Cieszy też to, że podczas przeładowania broni, naboje magicznie się nie uzupełniają - nasza postać żongluje kilkoma magazynkami, dlatego należy zawsze sprawdzać ile i w którym amunicji pozostało. Pozytywnym zaskoczeniem był również brak potwierdzenia eliminacji przeciwnika. Jeżeli nie widziałem, jak pada martwy, nigdy nie mogłem być pewien tego, że go dopadłem.

    Pomimo tego, że nie przepadam za systemem klas w sieciowych strzelankach, twórcy Insurgency: Sandstorm znaleźli świetne rozwiązanie. Narzucili graczom z jakich klas mają składać się drużyny i w jakiej liczbie mają one występować. Mamy więc tutaj do czynienia z czymś pomiędzy klasycznym systemem klas charakterystycznym dla wielu współczesnych strzelanek sieciowych, a rozwiązaniem znanym chociażby z Overwatch, gdzie gra informuje zespół o tym, że balans klasowy jest zachwiany. W Insurgency: Sandstorm zabieg ten ma także na celu zachowanie jak najlepszej równowagi pomiędzy drużynami. Nie zabrakło też możliwości dostosowania wyglądu postaci do preferencji gracza, ale ten element, jeżeli mogę być z wami szczery, ma dla mnie marginalne znaczenie.

    VICTORY

    Nie grałem w pierwsze Insurgency i nie czekałem specjalnie na "dwójkę", dlatego Sandstorm był dla mnie sporym zaskoczeniem. Położenie nacisku na realizm i pracę zespołową oraz dużą liczbą możliwości modyfikacji dostępnego sprzętu to połączenie, któremu nie mogłem się oprzeć. Szkoda tylko, że tryby rozgrywki są, przynajmniej na mój gust, mało zróżnicowane, ale zobaczymy co przyniesie przyszłość! Myślę, że Insurgency: Sandstorm to doskonała alternatywa dla wałkowanych od lat Call of Duty i Battlefielda V, jeżeli więc szukacie strzelanki, która wam i waszym znajomym przyniesie wiele radości i niezapomnianych wrażeń, bez wahania sięgnijcie po nowe dzieło studia New World Interactive.

    Grę do testów dostarczyła firma Focus Home Interactive, za co serdecznie dziękuję!

    Autor: Dawid Sych