Data modyfikacji:

Shadow Warrior 2 - recenzja

Lo Wang powrócił w wielkim stylu.

Do pierwszego Shadow Warriora podszedłem dopiero parę dni temu, dlatego też grając w "dwójkę", mogłem na świeżo przyjrzeć się zmianom, jakie wprowadziła do gry ekipa Flying Wild Hog. I wiecie co? Producent i wydawca nie przesadzili chwaląc się, że Shadow Warrior 2 jest większy pod każdym względem od swojego poprzednika. Lo Wang powraca, żeby skopać tyłki demonom i robi to w wielkim stylu!

It's not whisky, but it will do*

Historia opowiedziana w Shadow Warrior 2 nie powala na kolana, ale bądźmy szczerzy, kto spodziewa się po krwistej strzelance głębokiej fabuły? Wystarczy powiedzieć, że Lo Wang znajduje się dokładnie tam, gdzie był na początku poprzedniej części - pracuje dla yakuzy i wiedzie słodki żywot najemnika. Różnica jest tak, że w następstwie wydarzeń będących kanwą "jedynki" nasz świat i kraina cieni zderzyły się, a demony żyją pośród ludzi. Bohater ląduje w centrum kolejnego konfliktu i po raz wtóry musi ocalić świat.

Chociaż fabuła Shadow Warrior 2 nie jest przesadnie rozbudowana, wciąga i to na tyle, że zachęca do przechodzenia poziomów jednego za drugim. Też dlatego, że sporo smaczków kryje się w zadaniach opcjonalnych. Dodajcie do tego proceduralnie generowane różnorodne (poczynając od małych prowincjonalnych wiosek po futurystyczne miasto) poziomy, tryb kooperacji, jak również dziesiątki broni i zdolności, a dostaniecie grę, która zapewni wam rozrywkę na długie tygodnie, a być może i miesiące.

Shaddow Warrior 2 może pochwalić się też super klimatem. Sporą rolę w jego budowaniu odgrywają aktorzy podkładający głosy pod bohaterów - wśród nich błyszczy przerysowana, ale jakże wspaniała postać Lo Wanga - oraz doskonale dopasowana ścieżka dźwiękowa. Nawet na krok nie ustępuje jej grafika, która przykuwa wzrok wielobarwnością i bogactwem detali. Zaledwie kilka razy (i tylko w jednej lokacji!) zdarzyło mi się, że tekstury potrzebowały krótkiej chwili na wczytanie.

Boom goes da boomstick

Na pierwszy rzut oka Shadow Warrior 2 nie różni się od poprzednika, nadal jest to krwawa strzelanka tryskająca oprócz juchy także niewybrednym humorem. Są to jednak wyłącznie pozory, ponieważ mechanika rozgrywki uległa gruntownej przebudowie. Sporo rozwiązań nasuwa skojarzenia m.in. z Destiny, czy Tom Clancy's: The Division - dziesiątki rodzajów broni do zebrania, zdolności specjalne (wiem, były też wcześniej), prosty - żeby nie powiedzieć surowy - system rzemiosła, przeciwnicy elitarni i bossowie (vide Diablo III), nagrody otrzymywane za wykonywanie zadań i pół-otwarty świat mówią chyba same za siebie. Na szczęście, żaden z wymienionych wyżej elementów nie został zaserwowany przez twórców w sposób nachalny, dzięki czemu faktycznie wzbogacają rozgrywkę.

To, co jednak ujęło mnie w Shadow Warrior 2 najbardziej, to fakt, że warszawski zespół poprawił wszystkie (z jednym wyjątkiem) zauważone przeze mnie wady poprzedniczki: nie ma już przydługich poziomów (teraz są krótsze, różnorodne i bardziej dynamiczne), arsenał zdolności specjalnych i ruchów bohatera rozrósł się (m.in o wspinanie się na drabiny, przewrót, czy podciąganie się), uproszczono kombinacje klawiszy, a wrogowie są bardziej różnorodni. Nie poprawiono natomiast, pomimo gruntownej przebudowy, funkcjonalności interfejsu użytkownika, który chociaż ma tabelaryczną formę, nadal pozostaje nieczytelny.

Oddzielny akapit trzeba poświęcić wspomnianemu wyżej skromnemu systemowi rzemiosła, które stanowi chyba największe novum. Sprawa jest prosta: polegli wrogowie pozostawiają po sobie żywioły i esencje, które można wmontować w arsenał. Dawane przez nie bonusy do statystyk są losowe, a oferta spluw i broni białej szeroka. Co więcej, poszczególne żywioły i esencje można ze sobą łączyć, dzięki czemu stają się jeszcze potężniejsze. Zachęca to do wielokrotnego odwiedzania sklepów i poszczególnych poziomów; wirtualni "łowcy skarbów" najlepiej wiedzą o czym mowa.

You are not the ugliest thing I killed today

Shadow Warrior 2 to doskonały przykład na to, jak powinien wyglądać wzorowy sequel. Twórcy dopieścili to, co wymagało dopracowania, i dodali sporo rozwiązań typowych dla znacznie bardziej rozbudowanych produkcji, takich jak wspomniane wyżej Destiny i Tom Clancy's: The Division. Zrobili to jednak w taki sposób, żeby nie odsunąć się za bardzo od poprzedniej części i zachować cechujący markę minimalizm. Niestety, przed premierą nie udało mi się, przetestować trybu kooperacji (do czterech osób), ale jeżeli ogólna równowaga rozgrywki nie zostanie zachwiana większą liczbą graczy, na pewno będzie dawał sporo frajdy. Nie sposób zapomnieć też o genialnym Lo Wangu i atmosferze, którą zawdzięcza mu w dużej mierze Shadow Warrior. Zresztą gorąco zachęcam, abyście przekonali się na własnej skórze!

Grę do testów dostarczyła firma Kool Things, za co serdecznie dziękujemy!

* Lo Wang to prawdziwa skarbnica powiedzonek.

Autor: Dawid Sych