Data modyfikacji:

Rozszerzenie na miarę DLC do Wiedźmina? Recenzja Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds

Zima nadeszła.

Podstawowa wersja Horizon Zero Dawn nie spełniła moich oczekiwań. Gra sama w sobie była bardzo dobra i oferowała rewelacyjną oprawę wizualną oraz świetne starcia z maszynami, ale cierpiała na większość bolączek współczesnych sandboksów. Przy grze spędziłem jednak wiele godzin, zaliczając praktycznie wszystkie misje oraz inne aktywności poboczne. W związku z tym, na The Frozen Wilds czekałem z nieukrywaną ciekawością, licząc na to, że Guerilla Games odda w ręce graczy produkt godny ich pieniędzy.

KRAINA LODEM I ŚNIEGIEM SYPIĄCA

W rozszerzeniu przenosimy się na północ do całkowicie nowego obszaru. Teren przygotowany na potrzeby dodatku jest całkiem spory i w każdym calu dopieszczony. Kraina, którą zwiedzamy pokryta jest wiecznym śniegiem, co dało twórcom ogromne pole do popisu przy przygotowywaniu niesamowitych widoków. Deweloper doskonale poradził sobie z zadaniem, dzięki czemu odwiedzenie kolejnych lokacji za każdym razem skutkuje głębokim wzdychaniem. Jak już wcześniej pisałem, grafika w Horizon stoi na najwyższym poziomie, ale odniosłem wrażenie, że w przypadku rozszerzenia jest jeszcze lepiej. Na szczególną uwagę zasługują warunki atmosferyczne oraz płynnie zmieniająca się pora dnia i nocy. Magiczna zorza polarna oraz obfite opady śniegu aż proszą się, żeby zrezygnować na chwilę z zaliczania kolejnych zadań, tylko spędzić parę minut na zabawie w trybie fotograficznym.

Największym problemem The Frozen Wilds pozostaje w dalszym ciągu fabuła. Twórcy po raz kolejny mieli bardzo dobry pomysł wyjściowy, ale niestety ponownie nie umieli przedstawić go w interesujący sposób. Śledzenie dalszych losów Aloy nadal wciąga, jednakże zabrakło iskry, za sprawą której jej historię pamiętalibyśmy na długo po wyłączeniu konsoli. Guerilla Games w tym przypadku zdecydowanie bardziej stawia na gameplay, co w pewnym sensie też nie jest złym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że w dodatku pojawiły się nowiusieńkie maszyny, których ubicie wymaga nie lada wysiłku. Do każdego z robotycznych przeciwników trzeba opracować specjalną taktykę, wykorzystując przy tym kolejne rodzaje broni. Niektóre starcia bywają niezwykle wymagające, dlatego lepiej być cały czas zaopatrzonym w apteczki oraz surowce potrzebne do wytwarzania amunicji. W przeciwnym razie może być ciężko.

W GRUPIE SIŁA

Bardzo spodobało mi się to, że w wielu misjach towarzyszą nam inne postacie, dzięki czemu Aloy nie jest osamotniona w wojażach. Co ciekawe, towarzysze faktycznie przyczyniają się do eliminowania oponentów, nie będąc wyłącznie osobami, które trzeba dodatkowo chronić. Oprócz tego, producent zadbał o nowe zagadki logiczne, dające chwilę wytchnienia od ciągłego naparzania się z maszynami. Łamigłówki nie są skomplikowane, a ich rozwiązanie zapewnia bardziej frajdę niż wyzwanie. Ponadto, odniosłem wrażenie, że pojawiło się więcej etapów eksploracyjno-wspinaczkowych rodem z cyklu Uncharted. Pod tym względem Guerilla Games nie poradziła sobie o wiele gorzej niż uwielbiane przeze mnie Naughty Dog.

Twórcy gry wpadli również na bardzo dobry pomysł z wprowadzeniem waluty obowiązującej wyłącznie na terenie Banuków, czyli ludności zamieszkującej krainę dostępną w rozszerzeniu. Wprowadzenie niebieskierek trochę spowolniło graczy w odblokowywaniu nowych rodzajów oręża oraz strojów. Deweloper doskonale wiedział, że większość graczy przystępująca do The Frozen Wilds ma już za sobą podstawkę, co oznacza, że posiada wystarczającą ilość surowców do zdobycia wszystkich pożądanych przedmiotów. A tu psikus, na dodatkowe ciuszki trzeba sobie najpierw zapracować. Przez cały czas pracujemy też na zdobywanie wyższych poziomów trudności, dzięki którym możemy odblokowywać umiejętności w nowej kategorii rozwoju głównej bohaterki. Niestety, dodane w DLC perki w ogólnym rozrachunku są średnio przydatne, przez co odnosiłem wrażenie, że zostały dodane na siłę, żeby użytkownicy mieli większy zapał do levelowania rudowłosej heroiny.

PIĘKNA ZIMA

The Frozen Wilds to kawał porządnego rozszerzenia, którego ukończenie może zająć nawet kilkanaście godzin (pod warunkiem, ze poświęcimy też czas na poboczne aktywności). Fabuła odrobinę mnie zawiodła, ale za to dostępne misje zadziałały na korzyść rozszerzenia. Właściwie ani przez chwilę się nie nudziłem, co w przypadku podstawowej wersji gry nie było takie oczywiste. Na korzyść dodatku działają też nowe rodzaje przeciwników oraz przepiękne krajobrazy, z dopieszczonymi miejscówkami. Jeśli wciągnęło Was Horizon Zero Dawn, to rozszerzenie zapewni wam jeszcze więcej zabawy.

OCENA KOŃCOWA: 80/100

PLUSY:

+ przepiękna grafika

+ nowy, duży teren do odkrycia

+ świetni przeciwnicy

+ przemyślane zadania

+ misje z kompanami

MINUSY:

- zbędne drzewko rozwoju

- nieciekawa fabuła

- wbrew pozorom, mało nowości

Grę do testów dostarczyła firma Sony Interactive Entertainment Polska, za co serdecznie dziękujemy!

 

Autor: Łukasz Morawski