Data modyfikacji:

ReCore - recenzja

Dobre złego początki. 

Społeczność graczy od początku wiązała ogromne nadzieje z ReCore. Trudno się dziwić, w końcu tytuł jest owocem współpracy Keiji'ego Inafune, współtwórcy marek, takich jak Mega Man, Onimusha, czy Dead Rising, z Armature Studios, które ma na koncie serię Metroid Prime. Fanom ciśnie się pewnie na usta pytanie, czy warto było czekać. Odpowiedź nie jest, niestety, taka prosta. Ale po kolei.

Odległy raj

Akcja ReCore toczy się w odległej i ponurej przyszłości na pustynnej planecie Far Eden. Protagonistką gry jest Joule Adams, która wysłana została z zadaniem przygotowania nowego domu dla ludzi opuszczających zniszczoną wielkim kataklizmem Ziemię. Po przebudzeniu ze snu kriogenicznego bohaterka dowiaduje się, że proces terraformowania zatrzymał się, a Far Eden opanowały krwiożercze roboty.

Brzmi ciekawie, niestety, twórcy w dużej mierze zmarnowali potencjał opowiadanej historii, która jest do bólu krótka i przewidywalna. Nie byłby to może jeszcze koniec świata, gdyby nie irytujący fakt sztucznego wydłużania zabawy mniej więcej od połowy gry. Wielka szkoda, że Keiji Inafune i ekipa Comcept nie włożyli trochę więcej wysiłku w tworzenie fabuły, bo materiał wyjściowy był naprawdę niezły.

Skaczemy!

ReCore to klasyczna platformówka, w której nacisk położono na rozwiązywanie zagadek i strzelanie. Łamigłówki platformowe są z reguły przemyślane i wymagające. Twórcom należą się słowa pochwały za Far Eden. Pomimo rozciągającej się po horyzont pustyni, planeta nie razi monotonią. Wszędzie widoczne są pozostałości po ludzkiej cywilizacji w postaci walającego się złomu i futurystycznych konstrukcji popadających w ruinę. Wrażenia potęgują różnorodne i nieźle zaprojektowane wnętrza. Wszystko to ma niebagatelny wpływ na ogólny odbiór przez gracza fragmentów platformowych.

Niestety, nie sposób równie pozytywnie ocenić walki. Joule jest wyposażona w karabin strzelający różnokolorową amunicją i używany także do przemieszczania się po powierzchni planety odrzutowy plecak pozwalający na robienie podwójnych skoków i wślizgów. Założenia są proste: wrogowie w wybranym kolorze są podatni na konkretną amunicję. Leży natomiast wykonanie. Dlaczego? Główny problem stanowi system automatycznego celowania, który wykorzystuje zarówno Joule, jak i jej przeciwnicy. W konsekwencji ataki specjalne wrogów, które mogą odebrać bohaterce sporą część żywotności, w zdecydowanej większości przypadków dosięgają celu i nadzwyczaj często kończą się niespodziewaną śmiercią.

Mój przyjaciel robot

Wizytówką ReCore są roboty, które służą Joule nie tylko w starciach z wrogiem, ale także pokonywaniu przeszkód i rozwiązywaniu łamigłówek platformowych. Walcząc, mechaniczni przyjaciele, tak jak protagonistka, zdobywają punkty doświadczenia i podnoszą swoją wartość bojową. W specjalnym warsztacie znajdującym się w łaziku oraz przy pomocy znalezionych lub zdobytych na przeciwnikach części i rdzeni zasilających roboty można dodatkowo wzmocnić i wyposażyć w nowy pancerz.

Genialnie rozwiązano sposób pozyskiwania rdzeni, który przypomina nieco łowienie ryb. Kiedy wróg jest osłabiony, pojawia się opcja pozyskania rdzenia zasilającego przy pomocy chwytaka. Nie można robić tego ani za słabo, ani za mocno, ponieważ linka się zerwie. Kluczem do sukcesu jest jej odpowiednie zaciąganie i popuszczanie. Kolory rdzeni reprezentują różne charaktery, które przekładają się z kolei na zdolności. Gracz może dowolnie przekładać posiadane rdzenie przyjacielskich robotów pomiędzy czterema korpusami. Rdzenie zasilające przeciwników służą natomiast podnoszeniu atrybutów.

Półmetek

Do połowy w ReCore gra się naprawdę przyjemnie. Łamigłówki platformowe są wymagające, ale nie przytłaczające, nawet walka nie wydaje się tak przykra, jak opisałem to powyżej. Niestety, później czar bezpowrotnie pryska. Równowaga rozgrywki zostaje zaburzona, a gracz zmuszany jest do ciągłego biegania w tę i z powrotem, czy to za dodatkowymi rdzeniami pryzmatycznymi pozwalającymi na uzyskanie dostępu do kolejnych lokacji, czy punktami doświadczenia, bez których Joule, nawet z pomocą przyjacielskich robotów, nie ma szans z bardziej wymagającymi wrogami.

Na domiar złego pod koniec łamigłówki są absurdalnie trudne, a co najgorsze irytujące. Nie raz i nie dwa myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Nie są to czcze narzekania! Jako weteran serii Tomb Raider i Prince of Persia, wielokrotnie stawałem w obliczu wymagających wyzwań, ale w porównaniu z nimi, łamigłówki platformowe w ReCore zakrawają o masochizm. Twórcy doszli też do wniosku, że najlepszym sposobem na podniesienie poziomu trudności będzie wrzucenie gracza na zamkniętą arenę i wysyłanie przeciwko niemu kolejnych fal robotów. Nie muszę chyba tłumaczyć, że był to pomysł chybiony.

Mankamentem jest też ogrom świata, którego nie powstydziłby się nawet przeciętnej wielkości sandbox. Niestety, poza podziwianiem przepięknych widoków, nie ma tu za wiele do roboty. Są porozrzucane tu i ówdzie nagrania, czy krypty kryjące wyzwania i skarby. To jednak wyczerpuje listę aktywności pobocznych.

Kwestie techniczne

Nie sądziłem, że grając w tytuł, który od początku powstawał z myślą o konsoli Xbox One będę musiał mierzyć się z problemami natury technicznej. A jednak! Kilkakrotnie miałem nieprzyjemność doświadczenia uciążliwego klatkowania, nie wspominając już o czasie doczytywania kolejnych obszarów i wczytywania zapisanych stanów rozgrywki, który ciągnie się w nieskończoność.

Zmarnowany potencjał

Pierwsza połowa ReCore nastawiła mnie do gry bardzo pozytywnie. Od razu kupiły mnie klimatyczna oprawa audiowizualna, przemyślane i wymagające zagadki platformowe oraz prosta, ale bardzo przyjemna mechanika. Niestety, z czasem dały mi się we znaki różne mankamenty, takie jak zachwiana równowaga rozgrywki, wszechogarniająca pustka otaczającego świata, czy po prostu problemy natury technicznej, które finalnie zepsuły dobre początkowe wrażenie. Odpowiadając na pytanie postawione we wstępie recenzji, ReCore koniec końców nie spełniło oczekiwań, ale nie jest też grą złą i niewartą uwagi.

Autor: Dawid Sych