Data modyfikacji:

Recenzja filmu Tomb Raider. Poszukiwaczka zaginionego ojca

Zaskakująco dobry średniak

Odnalezienie graczy nieznających serii Tomb Raider prawdopodobnie wiązałoby się z niebezpieczną podróżą wgłąb syberyjskich pustkowi. Lara Croft to prawdziwa ikona popkultury, którą kilkanaście lat temu mogliśmy już spotkać na srebrnym ekranie (i to dwa razy). Wtedy w postać głównej bohaterki wcieliła się Angelina Jolie, co jak na standardy ówczesnych odsłon growej serii wydawało się całkiem dobrym posunięciem. Niestety, filmy pod wieloma względami zawodziły, więc nigdy nie zdecydowano się na stworzenie trzeciej odsłony. Świat ulegał zmianom, jakość wirtualnej rozrywki bardzo poszła do przodu, a prezentowanie kobiet w mediach uległo sporym modyfikacjom na plus. Miało to również wpływ na serię Tomb Raider, która doczekała się restartu w 2013 roku. Pani archeolog nie była już cycatą zabójczynią, tylko normalną dziewczyną z charakterkiem. Kinowe dzieło Roara Uthauga bazowało właśnie na tym wizerunku Lary oraz na wydarzeniach z nowej wersji gry, dodając przy okazji kilka wątków z Rise of the Tomb Raider.

Przed premierą filmu, miałem co do niego ogromne obawy. Zwiastuny nie napawały optymizmem, a pierwsze recenzje zagranicznych dziennikarzy nie dodawały mi otuchy. Postanowiłem jednak osobiście sprawdzić, czy kolejne podejście do ekranizacji Tomb Raidera jest tak fatalne jak mówią na mieście, czy może niektórzy odrobinę przesadzają. Pisząc tę recenzję, jestem dzień po seansie, dlatego miałem czas żeby na spokojnie przemyśleć to, co zobaczyłem na ekranie. Doskonale rozumiem narzekania na film, na wytykanie jego błędów, źle zrealizowanych scen i ślamazarnego scenariusza. Bawi mnie natomiast to ostatnie, ponieważ gra nie oferowała wcale o wiele lepszej historii, a mimo to spotkała się z niesamowicie ciepłym przyjęciem wśród graczy. Ja również dołączam do zachwytów nad produkcją z 2013 roku, o czym zresztą pisałem w rankingu serii Tomb Raider.

Nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale właściwie stawiam się w roli obrońcy filmu. Jasne, nie jestem ślepy i wiem, że to totalny przeciętniak, ale co z tego, skoro w kinie bawiłem się naprawdę dobrze? Główna w tym zasługa kreacji głównej bohaterki, która tym razem została odegrana przez świetną szwedzką aktorkę, Alicię Vikander. Swój talent udowodniła między innymi w filmach "Ex-Machina" i "Kryptonim U.N.C.L.E.", pokazując tym samym, że świetnie radzi sobie zarówno w rolach ambitniejszych, jak i rozrywkowych. W "Tomb Raiderze" oczywiście nie miała zbyt wielu okazji do popisów aktorskich, jednakże jej charyzma i lekkość grania były na tyle duże, że już od pierwszych minut wiedziałem, że jest to Lara jaką filmowy świat potrzebował. Szkoda tylko, że nie osadzono jej postaci w lepiej zrealizowanych scenach akcji oraz nie rozpisano dla niej ciekawszych dialogów. W ogóle, rozmowy pomiędzy postaciami często kulały, mało było w nich iskry i prawdziwych emocji. Najbardziej ucierpiał na tym główny zły, zagrany przez Waltona Gogginsa. Interesująca postać, której rolę ograniczono do kilku celnych strzałów z rewolweru i paru banałów wypływających z jego ust.

Dużą zaletą dla graczy może być wierność oryginałowi. Objawia się to nie tylko trzonem fabularnym bazującym na Tomb Raiderze z 2013 roku, ale również na ogromnej liczbie smaczków, które wyłapią fani pierwowzoru. Niektóre sceny zostały żywcem wyjęte z gry, kinowa Lara też dobrze radzi sobie z czekanem, a pierwsze morderstwo przychodzi jej równie ciężko jak wirtualnemu odpowiednikowi. Zaskoczyła mnie także jakość efektów wizualnych - sugerując się zwiastunami, byłem nastawiony na tragicznej jakości CGI, mogące śmiało rywalizować z dokonaniami ekipy odpowiedzialnej za "Indiana Jones i klątwa kryształowej czaszki". Tymczasem otrzymałem niebrzydkie sekwencje akcji, w których jakość efektów nie była odrzucająca. W niektórych momentach było widać trochę zbyt mocno kręcenie scen na zielonych płachtach, ale w ogólnym rozrachunku wizualną stronę filmu oceniam w miarę pozytywnie. Jest zdecydowanie lepiej niż w trylogii "Hobbita", chociaż w sumie nie wiem, czy to komplement.

Jeśli nie oczekujecie od filmu zbyt przesadnej głębi, tylko liczycie na charyzmatyczną główną bohaterkę i przyjemnego akcyjniaka, to najnowsza wersja "Tomb Raidera" powinna przypaść wam do gustu. Film jest daleki od ideału, jednakże zapewnił mi godziwą rozrywkę, znacznie lepszą niż początkowo zakładałem. Szedłem do kina jak na ścięcie, a wyszedłem z bananem na ustach. Może to zasługa urodziwej Alicii Vikander, a może w miarę zgrabnie zrealizowanego popcorniaka. Kto wie...

Autor: Łukasz Morawski