Data modyfikacji:

Rainbow Six: Siege - recenzja

Zabawa w policjantów i złodziei w wydaniu dla dorosłych.

Cykl Rainbow Six ma za sobą długą i krętą drogę. Seria rozpoczynała jako taktyczna gra, gdzie jeden nieprzemyślany ruch mógł doprowadzić do śmierci całego zespołu. Z czasem, coraz bardziej stawiano na produkcje, gdzie premiowana była spektakularna akcja i efektowne eliminowanie przeciwników. Rainbow Six: Siege w zgrabny sposób łączy oba podejścia do rozgrywki. W produkcji Ubisoftu wykażemy się zarówno zmysłem taktycznym, jak i sprawnym operowaniem bronią.

Rozgrzewka

Głównym zamierzeniem tytułu są potyczki wieloosobowe. Deweloper nie zdecydował się zatem na umieszczenie wątku fabularnego, który w tym przypadku byłby wielce wskazany. Na otarcie łez pozostaje tryb "Operacje", gdzie wykonujemy kilka misji treningowych, przygotowujących nas do starć z innymi graczami. Jest tam pewien zalążek ciekawie nakreślonej historii, jednakże w żaden sposób nie spróbowano go rozbudować. Mimo wszystko, z samouczka lepiej skorzystać. Nauczy nas podstawowych zasad oraz zapozna z umiejętnościami poszczególnych bohaterów.

Zanim przejdziemy do głównego dania, warto wspomnieć o kolejnym trybie, czyli "Terrorhunt". W tym przypadku, piątka osób wciela się w oddział antyterrorystów, których zadaniem jest powstrzymanie terrorystów od wprowadzenia w życie swoich niecnych planów. Misje są różnorodne, dzięki czemu cały czas musimy opracowywać nowe plany ataku. W jednym meczu będziemy zmuszeni odnaleźć i uratować przetrzymywanego zakładnika, z kolei w drugim nasze zadanie polega na rozbrojeniu dwóch bomb umieszczonych w różnych miejscach na mapie. Grając z dobrze zorganizowanymi ludźmi, możemy poczuć magię, jaka towarzyszyła starym odsłonom serii. Współpraca to klucz do sukcesu, zwłaszcza gdy dobierzemy odpowiednich Operatorów.

Wkraczamy do akcji

Oczywiście powyższe przykłady to tylko trening przed prawdziwą ucztą. Tą niewątpliwie jest tryb wieloosobowy, gdzie po obu stronach barykady stoją żywi ludzie. Do każdej z ekip może dołączyć maksymalnie pięć osób (dlaczego nie sześciu? Nie wiadomo.) podzielonych na obrońców i napastników. Rozgrywka różni się w zależności do której strony zostaliśmy przydzieleni. Mecze zbudowane są z kilku rund, gdzie naprzemiennie musimy opracować plan ofensywny i defensywny.

W tym momencie zauważalny jest pierwszy poważny zgrzyt. W przypadku trybu "Operacje" oraz "Terrorhunt" walczymy z terrorystami, natomiast w multiplayerze pojedynki rozgrywają się pomiędzy antyterrorystami. To nie ma sensu, szczególnie, gdy służby specjalne planują rozpuścić groźne substancje chemiczne lub przetrzymują niewinną osobę. Rozwiązanie z Counter-Strike'a byłoby w tym przypadku wielce wskazane. Ubisoft powinien się zastanowić i poprawić ten mankament przy okazji którejś z aktualizacji (wątpliwe, że tak się stanie). Oczywiście jest to wyłącznie kwestia estetyki, nie mająca wpływu na właściwą rozgrywkę.

Parszywa dwudziestka

Producent zrezygnował w pewnym sensie z klas postaci. W Rainbow Six: Siege nie ma miejsca na odblokowywanie nowych broni i gadżetów oraz personalizowanie swojego bohatera tak, żeby jak najbardziej spełniał nasze oczekiwania. Zamiast tego, deweloper udostępnił dwudziestu Operatorów, podzielonych po równo na Atakujących i Broniących. Do dyspozycji mamy jednostki takich oddziałów jak: brytyjski SAS, amerykańskie FBI SWAT, francuskie CIGN, rosyjski SPECNAZ oraz niemieckie GSG 9.

Każda z grup antyterrorystycznych ma po czterech przedstawicieli, pełniących różne funkcje i posiadających inne dodatkowe przedmioty. Podstawowymi parametrami są Odporność i Prędkość - to one decydują o tym, z jaką zwinnością poruszać się będzie bohater lub w jakim stopniu jest odporny na obrażenia. Wybór postaci ma ogromny wpływ na prowadzenie meczów. Thatcherem zniszczymy wszystkie urządzenia elektroniczne wroga,  Tachanką rozstawimy potężny stacjonarny LKM robiący z oponentów ser szwajcarski, Banditem założymy metalowe osłony rażące prądem, a Pulsem wykryjemy bicie serca innych graczy. Dzięki dużej różnorodności, każdy mecz prezentuje się kompletnie inaczej, co skutecznie wydłuża żywotność tytułu.

W Rainbow Six: Siege dużą rolę odgrywa otoczenie, które w znacznym stopniu bywa podatne na destrukcję. Cienkie ściany nie stanowią przeszkód dla pocisków, podobne jak drewniana podłoga. Możliwość niszczenia wnętrz budynków sprawia, że rozgrywka jest jeszcze bardziej wymagająca. Nie wystarczy obserwować wolnych przestrzeni, ponieważ zagrożenie może nadejść dosłownie z każdej strony. Żeby ustrzec się przypadkowych kul, drużyna defensywna ma do dyspozycji różne przedmioty, przydatne do umacniania płaskich powierzchni oraz ryglowania drzwi lub okien. Z kolei napastnicy wyposażeni są w broń pozwalającą niszczyć nawet najlepsze zabezpieczenia.

Dźwiękowe fajerwerki

Minusem produkcji Ubisoftu jest niedbałość o sprawy techniczne. Postać potrafi utknąć w elementach otoczenia lub przeniknąć przez obiekty. Nie byłoby to problemem, gdyby nie miało wpływu na wynik meczu. Wystarczy, że noga jednego z graczy wystaje po drugiej stronie przez ścianę, a z miejsca taka osoba traci szansę na jakąkolwiek obronę. Na szczęście, tego typu przypadki występują stosunkowo rzadko. Poza tym, zdarzają się problemy z wyświetlaniem tekstur, polegające na znikaniu broni lub innych części ciała antyterrorystów.

Oprawa graficzna również pozostawia wiele do życzenia. Produkcja momentami wygląda fatalnie, jakby uruchomiona była na najniższych detalach. Postarano się natomiast o świetne odwzorowanie wszelakich efektów cząsteczkowych. Wybuchy wyglądają bardzo okazale, szczególnie że zazwyczaj towarzyszy im kruszone szkło, bądź roztrzaskujące deski.

Mistrzostwem jest natomiast ścieżka dźwiękowa. Nasłuchiwanie kroków oponentów, czy ustalanie na podstawie hałasu, gdzie wyważono drzwi, przyprawia o gęsią skórkę. Dźwięk w przypadku tej produkcji to nieodłączny elementem rozgrywki. Dzięki niemu dowiadujemy się skąd może zaatakować wróg, lub z jakich narzędzi akurat korzysta. Dlatego warto grać w dobrych słuchawkach, żeby mieć pełny odsłuch na otaczającą sytuację.

Misja wykonana

Rainbow Six: Siege jest tytułem wymagającym, w którym brawura bywa srogo karana. Zazwyczaj wystarczy jedno trafienie od przeciwnika, żeby paść trupem. Taktyczne myślenie i powolne przeczesywanie korytarzy są jak najbardziej wskazane, zwłaszcza, gdy gra się ze znajomymi. Nie oznacza to jednak, że mecze z przypadkowymi osobami są złe. O dziwo, każdy z użytkowników próbuje wykonywać cele misji i na swój sposób wspomagać kompanów. Zdarzają sie wyjątki, jednakże pod tym względem społeczność gry nie zawodzi.

Grę do testów dostarczyła firma Ubisoft, za co serdecznie dziękujemy!

Grę kupisz najtaniej na Ceneo.pl

Autor: Łukasz Morawski