Data modyfikacji:

Nie taki diabeł straszny, jak go malują: recenzja Mass Effect Andromeda

Czyli jak to właściwie jest z nową odsłoną cyklu.

Lektura wrażeń z wersji przedpremierowej i publikowane w sieci przez graczy materiały wideo nie pozostawiały złudzeń: BioWare od pięciu lat pracuje nad niegrywalnym i wypełnionym po brzegi błędami gniotem. Zważywszy na fakt, że jestem wielbicielem serii, z wielką przykrością dopuszczałem do siebie myśl, że ta oczekiwana przeze mnie gra, okaże się niewypałem na miarę Dragon Age II, o ile nie większym. Na Andromedę wyruszyłem więc w bojowym nastroju. Po siedemdziesięciu godzinach spędzonych z najnowszą odsłoną cyklu stwierdzam, że w negatywnych opiniach sporo było przesady. Ale od początku.

CZEGO OCZEKIWALIŚMY

Ze słów pracowników BioWare i udostępnianych przez studio materiałów wideo wynikało, że Mass Effect Andromeda to zupełnie nowa, epicka przygoda, której osią będzie podróż do odległej galaktyki pełnej niezbadanych planet i nieznanych form życia. Sukces, jaki odniosła gra Drago Age: Inkwizycja, dla mnie nota bene zupełnie niezrozumiały, zwiastował, że oprócz kilku nowych mechanizmów, w Andromedzie pojawi się również parę rzeczy, które zaczerpnięte zostaną z wyżej wymienionego tytułu.

Nowy Mass Effect miał wyróżniać się na tle konkurencji także pod względem wizualnym. Andromeda wykorzystuje przecież silnik Frostbite 3, który znany jest m.in. z gier, takich jak Star Wars: Battlefront, Battlefield 1, czy wspomnianej już wyżej Inkwizycji, ale również z przeciętnego pod kątem grafiki Mirror's Edge Catalyst. Mimo wszystko widoki były dobre, nawet bardzo. Jak wyszło w praktyce?

CO SIĘ UDAŁO

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy są przepiękne widoki. Planety, które eksploruje załoga statku kosmicznego Tempest, bazują na znanych schematach (pustynia, śnieg, czy dżungla), ale nie zmienia to faktu, że wizualnie prezentują się naprawdę niesamowicie. Jeżeli chodzi natomiast o ścieżkę dźwiękową, to przyjemnie się jej słucha, ale według mnie nie wpada w ucho, tak dobrze, jak muzyka z oryginału. Atutem Mass Effect Andromeda jest też to, że rozgrywka została idealnie skrojona pod tematykę eksploracji kosmosu, dzięki czemu poszczególne elementy i mechaniki nie wydają się w żaden sposób wymuszone, jak zdarza się to w wielu współczesnych grach. Podczas przemierzania kolejnych planet nasz bohater zakłada i chroni nowe kolonie, rozwiązuje problemy osadników i gromadzi surowce.

Spośród nowości w mechanice rozgrywki na szczególną uwagę zasługują plecak odrzutowy i skaner. Pierwszy wyraźnie zwiększa dynamikę potyczek, drugi pomaga w znajdowaniu poszlak oraz zdobywaniu wiedzy na temat otaczającego świata. Chociaż skaner wyraźnie inspirowany jest wiedźmińskim zmysłem, nazwanie go kopią byłoby zdecydowanie zbyt daleko posuniętym uproszczeniem. Słowa uznania należą się twórcom za system rozwoju postaci. Najlepiej opisuje go przymiotnik "elastyczny", ponieważ pozwala na swobodne łączenie zdolności specjalnych żołnierza, biotyka i inżyniera. Kierowany przeze mnie bohater równie biegle posługiwał się snajperką i karabinem szturmowym, co mocami biotycznymi.

A CO NIE DO KOŃCA

Największą bolączką Mass Effect Andromeda jest brak oryginalności i to zarówno w sferze projektowania modeli, jak i rozwiązań fabularnych. Drażni wzrok to, że życie w odległej galaktyce nie różni się specjalnie formą od ziemskiego, tak samo zresztą jak wytwory obcych cywilizacji. Ten brak wyobraźni od biedy można zrzucić na przyjętą konwencję, ale niesmak nadal pozostaje. Krytycy zarzucają też Andromedzie to, że do panteonu kosmitów dołączyły zaledwie dwie rasy. Na pierwszy rzut oka faktycznie wygląda to na wadę, ale nie w sytuacji, kiedy zarówno wśród kolonistów, jak i obcych istnieją różne frakcje, które kierują się swoimi własnymi pobudkami. Rozwiązanie to wydaje mi się znacznie ciekawsze od trzech czy czterech dodatkowych, ale monolitycznych, a przez to zwyczajnie nudnych ras.

Jeżeli chodzi natomiast o fabułę i wątki poboczne, to BioWare znów zaserwował nam historię z cyklu znajdź "x" czegoś/kogoś i uzyskaj dostęp do zakończenia. Naprawdę nie rozumiem nagłego oburzenia wywołanego wtórnością wątku głównego. Ludzie, czy Wy w ogóle mieliście jakąkolwiek styczność z innymi grami BioWare? Kanadyjskie studio nie stworzyło oryginalnej fabuły co najmniej od czasów Knights of the Old Republic. Wyjątek stanowi druga część serii Dragon Age, która niestety  wypadła miernie na innych polach. Nie zrozumcie mnie źle, opowiedziana historia i misje poboczne są wykonane poprawnie, ale bez większego polotu. Jeżeli BioWare kopiował już pewne rozwiązania z Wiedźmina, to nie rozumiem, dlaczego wybrał akurat nieszczęsny skaner, a nie zainwestował w projektanta/pisarza. Na tle reszty błyszczą niektóre zadania dodatkowe, szczególnie te, które wykonuje się dla poszczególnych członków załogi. Niestety, uświadamiają one też dobitnie to, jak warstwa fabularna została spartolona.

Najmocniej irytował mnie jednak brak bardziej realnego wpływu na wydarzenia. Jasne, nasze wybory mają znaczenie, ale nie tak odczuwalne, jak we wspomnianym wyżej Wiedźminie. Szczerze ubolewam też nad tym, że BioWare zrezygnował zupełnie z wpływu statystyk na wykonywane akcje i prowadzone rozmowy. Według mnie to właśnie ten element wyraźnie oddziela rasowe erpegi od przygodowych gier akcji z elementami role-playing. Niestety, Mass Effect już dawno poszedł w tę drugą stronę.

Nowy Mass Effect boryka się też z błędami natury technicznej, takimi jak przeciętne animacje twarzy, które już na zawsze pozostaną obiektem złośliwych żartów, a jednocześnie wizytówką Andromedy, występujące od czasu do czasu klatkowanie, czy sporadyczne doczytywanie się tekstur. W kwestii mechaniki drażnią mnie przede wszystkim automatyczne kucanie w trakcie walki, a to ze względu na fakt, że bohater lubi podnosić się w najmniej odpowiednim momencie, jak również brak uzbrojenia w Nomadzie. Tryb wieloosobowy, który opiera się na pokonywaniu kolejnych fal wrogów wspólnie z innymi graczami i realizacji pomniejszych zadań, na pewno stanowi miły dodatek, ale dostrzegam kilka miejsc, gdzie dodatkowe fundusze znalazłyby znacznie lepsze zastosowanie.

NIE JEST ŹLE, ALE MOGŁO BYĆ LEPIEJ

Wystawienie Andromedzie finalnej noty nie jest łatwe. Z jednej strony to nadal stary, dobry Mass Effect. Z drugiej, utarte schematy, trochę błędów technicznych i nie zawsze trafione rozwiązania. Nowy Mass Effect to bez wątpienia wyrób świetnego rzemieślnika, ale do dzieła sztuki niestety sporo mu brakuje. Jeżeli potrzebujecie punktu odniesienia, to w moim prywatnym rankingu Andromeda stoi ponad trzecią częścią serii, ale nadal poniżej drugiej i pierwszej. Tak czy tak, zachęcam do tego, żebyście dali najnowszej odsłonie cyklu szansę, ponieważ nie jest wcale tak zła, jak odmalowują to niektórzy krytycy, a wręcz przeciwnie. Nie spodziewajcie się po prostu fajerwerków na miarę Wiedźmina.

Grę do testów dostarczyła firma Electronic Arts, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych