Data modyfikacji:

Nie tak to miało wyglądać. Recenzja Micro Machines World Series

Nieudany powrót legendy.

Początkowo recenzję Micro Machines Wolrd Series miał pisać Dawid, ale ostatecznie, ku mojej uciesze, gra trafiła do mnie. Byłem bardzo podekscytowany premierą najnowszej odsłony serii, ponieważ bardzo miło wspominam pierwszą część, w którą godzinami zagrywałem się na swoim wysłużonym Pegasusie. Niestety, wystarczyło włożyć płytę do napędu i uruchomić menu główne, żeby ostudzić mój entuzjazm. Codemasters po bardzo udanym DiRT 4 i jeszcze lepszym DiRT Rally w końcu zaliczyło poważną wtopę.

Mam złą wiadomość dla osób liczących na rozbudowaną kampanię dla pojedynczego gracza. Nowe Micro Machines całkowicie zrezygnowało z trybu kariery, na rzecz rozgrywek sieciowych. Producent był trochę zbyt pewny siebie, decydując się na takie rozwiązanie, co ostatecznie nie wyszło mu na dobre. Kilka dni po premierze, gra nadal nie daje rady wypełnić serwerów, dlatego i tak jesteśmy zmuszeni do rywalizowania z oponentami sterowanymi przez sztuczną inteligencję. Gra już na początku swojej drogi była właściwie martwa i raczej nic nie sprawi, że nagle się ożywi. Twórcy musieliby wprowadzić zbyt wiele zmian, na które jest już zdecydowanie za późno.

SIECIOWE GRANIE Z BOTAMI

W World Series mamy do wyboru cztery tryby - Special Event, Quick Play, Ranked Match oraz Skirmish. W przypadku pierwszej opcji, bierzemy udział w specjalnych mecz, z delikatnie zmienionymi zasadami rozgrywki. Brzmi całkiem dobrze, ale problem polega na tym, że na kolejne wydarzenia musimy czekać aż kilka dni, przez co gracze zapewne zdążą wziąć udział w zaledwie jednym, zanim odłożą grę na półkę. Z kolei, Skirmish pozwala na zabawę do czterech graczy na wspólnej konsoli i w tym przypadku, nie mam nic poważniejszego do zarzucenia. Kanapowe granie zawsze działa rewelacyjnie, dlatego chwała twórcom za to, że nie zrezygnowali z tego typu zabawy.

Quick Play oraz Ranked Match umożliwiają wzięcie udziału w trzech rodzajach zabawy, o których wspomnę za chwilę. Dostęp do starć rankingowych otrzymujemy po odblokowaniu dziesiątego poziomu, ale nasze starania nijak nie zostają docenione. Miałem nadzieję, że po osiągnięciu odpowiedniego levelu odblokuję dodatkowe tryby, jakieś bardziej skomplikowane tabele czy coś w rodzaju wyzwań, ale niestety i w tym przypadku mocno się zawiodłem. Co ciekawe, w dwa dni po premierze, Codemasters stwierdziło, że zamyka obecny sezon, a z kolejnym wystartuje dopiero za trzy miesiące, przez co zakładka Ranked Match była przez jakiś czas nieaktywna. Na szczęście, producent poszedł po rozum do głowy i obecnie można już teraz startować w wyścigach rankingowych.

TYLKO DLA WYTRWAŁYCH

Ubogość trybów została trochę zrekompensowana bardzo przyjemnym modelem jazdy, w którym czujemy, iż sterujemy małymi samochodzikami, a nie prawdziwymi furami. Czuć to zwłaszcza w standardowych wyścigach, gdzie rywalizujemy z kilkunastoma konkurentami o pierwsze miejsce na mecie. Żeby osiągnąć zwycięstwo, nie tylko musimy odpowiednio wykorzystywać pokręcone lokacje, ale także rozsądnie zarządzać power upami zdobywanymi podczas jazdy. Początkowo zabawa bywa naprawdę przednia, ale już po godzinie gra odkrywa przed nami wszystkie karty. Map (te na szczęście zrealizowane zostały pierwszorzędnie) i zdobywanych broni jest tak mało, że wystarczy raptem kilka wyścigów, żeby World Series zaczynało nużyć. Miałem nadzieję, że sytuację uratują tryby Battle (swoiste Capture the Flag) oraz Elimination (kamera sztywno wisi nad zawodnikami, wyjechanie po za ekran oznacza przegraną), ale natrafienie w nich na żywych użytkowników, a nie botów graniczy z cudem.

Micro Machines World Series próbuje zatrzymać graczy na dłużej, oferując nowe skórki dla pojazdów czy inne bzdety odblokowywane po otwieraniu skrzynek, ale to niestety zbyt mało. Ponadto, gra wydaje się być zrobiona po macoszemu i sprawia wrażenie, jakoby twórcom zależało wyłącznie na odcinaniu kuponów od znanej marki. Styl graficzny (dosyć ładny) i projekty lokacji zostały wręcz wyciągnięte z produkcji studia Chillingo, która zadebiutowała w ubiegłym roku na urządzeniach z systemami operacyjnymi Android oraz iOS. Niezwykle cenię sobie gry Codemasters, czego dowodem mogą być chociażby recenzje wcześniej wymienionych dwóch odsłon DiRT-a czy poprzedniej edycji F1, ale tym razem czuję się trochę oszukany. Wokół produkcji było dużo szumu, ale zanim kurz opadnie, o grze wszyscy zdążą zapomnieć.

Grę do testów dostarczyła firma Techland Wydawnictwo, za co serdecznie dziękujemy!

 

Autor: Łukasz Morawski